-Niech mówi ktokolwiek- irytowałam się coraz bardziej.
-Zuś- szepnął, a ja już wiedziałam. Ostatni raz mówił do mnie tym tonem, gdy...
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że to głupi żart! Zacznij się śmiać do jasnej cholery!
-Mała, to nie żart- westchnął i mnie przytulił. Osuwałam się w jego ramionach zanosząc się płaczem. Widziałam jak Ada przytuliła się do Damiana.
-Mama wie?- zapytałam.
-Nie. Nie chcięliśmy psuć jej świąt- westchnął mój starszy brat.
-Dlaczego?- szepnęłam prawie niesłyszalnie.
-Sam chciałbym to wiedzieć, maleństwo.
-Oni muszą się dowiedzieć- powiedziałam na tyle głośno, by całe rodzeństwo mnie usłyszało.
-Ale... Jak my im niby mamy to powiedzieć?- zapytała Ada załamana.
-Myślisz, że dla nas to jest łatwe?- odpowiedział jej Szymon pytaniem.
-Nie ma co się kłócić. Musimy się wspierać i poradzić z tym problemem razem- odparł Damian.
-Gdyby nie powaga sytuacji, stwierdziłabym, że fascynuje mnie, że właśnie ty udzielasz takich porad- uśmiechnęłam się lekko. Ada parsknęła śmiechem tak, że się osmarkała.
-Widzicie, nawet w tak kiepskiej sytuacji umiemy się pośmiać- zauważył Damian.
-Może im powiemy?- zapytałam.
-Nie mamy wyjścia- westchnęła Ada. Szybko nakroiłyśmy ciasta i weszliśmy do salonu.
-Coś się stało?- zapytała mama przerażona, kieda nas zobaczyła. Opuściliśmy wszyscy głowy i usiedliśmy.
-Musimy porozmawiać- zaczął Szymon.
-Dzieciaki, co się dzieje?- zadała kolejne pytanie irytując się.
-Mamo, to nie jest takie proste- westchnęła Ada.
-No mówcie!- zaczął irytować się tata.
-Chodzi o to, że...- próbował wydusić Damian.
-On wrócił- wyszeptałam. Jednak każdy usłyszał. Mama zamarła, wiedząc co mam na myśli. Tata zacisnął dłonie w pięści, wstał i zaczął nerwowo kręcić się po pomieszczeniu. A dziadek ukrył twarz w dłoniach. Wojtek zamknął oczy i oparł się o zagłówek kanapy nerwowo nad czymś rozmyślając. Jego zdenerwowanie można było poznać po nodze, która w nierównym i nienaturalnie szybkim tempie stukała o podłogę. Objął on moją siostrę ramieniem i w uspokajającym geście zaczął głaskać po plecach.
-O co chodzi?- zapytała wreszcie Ala przerywając martwą ciszę.- Kto wrócił? Kim on jest?- zadawałą pytania, ale nikt nic nie mówił. Marta i Bartek również wyglądali na zdezorientowanych.
-To może ja- zaczęłam.- On, to Bogdan Laskowik. Jest on- urwałam szukając odpowiedniego słowa.- Określmy go jako dawcę nasienia. Jest on ojcem całej naszej czwórki. Opowiem wam tą historię od samego początku i chciałabym, żebyście mi nie przerywali. Ponad 25 lat temu nasza mama poznała Laskowika na jednej z imprez. Wydawał się idealny. Miły, czarujący. Spędzili cudowny tydzień tu, w Gdańsku. Potem on musiał wracać do Stanów do pracy, ale miał przyjechać za rok. Po dwóch miesiącach okazało się, że mama jest z Adą w ciąży. Powiadomiła go, urodziła dziecko i byli w takim, nazwijmy to, związku na odległość. Rok później znów przyjechał on na tydzień i poznał kilkumiesięczną Adę. Był w Polsce przez dwa tygodnie, które spędzili we trójkę. Przysyłał jakieś pieniądze, kontaktował się. A mama była w ciąży po raz drugi. Z chłopakami. Kiedy go poinformowała, już nie był taki szczęśliwy. Ale zaakceptował to. Znów po roku przyjechał do Polski. I po kilku dniach spędzonych z mamą powiedział jej, że to nie jest życie dla niego. Nie ma ochoty jako dwudziestoparolatek babrać się w pieluchach. I wyjechał. Mama jakoś sobie radziła. Było jej ciężko, ale pomogli jej babcia i dziadek- tu uśmiechnęłam się do dziadka.- I po dwóch miesiącach życia w utartym rytmie mama zaczęła się strasznie źle czuć. Pojechała do lekarza i dowiedziała się, że znowu jest w ciąży. Ze mną. To załamało jej świat. Była bez pracy, z trójką małych dzieci i czwartym w drodze. Z historii, którą słyszałam wiele razy wiem, że wtedy mama poznała człowieka, który stał się dla nas ojcem. Prawdziwym. Nie obchodziło go to, że nie jesteśmy jego rodzonymi dziećmi. Zaczął traktować nas jak swoje własne. Wychowywał, chronił, troszczył się, kochał- wymieniałam, a w moich oczach gromadziły się łzy.- Woził nas do przedszkola, szkoły, na dodatkowe zajęcia. Po prostu był. Pokochał całą naszą piątkę i stworzył prawdziwą rodzinę- zakończyłam, wstałam i podeszłam do człowieka, który sprawił, że miałam normalnie dzieciństwo i mocno go przytuiłam. Odwzajemnił uścisk i szepnął na ucho słowa, których tak bardzo potrzebowałam.
-Będzie dobrze. Poradzimy sobie z tym córeczko.
-Wiem tato- uśmiechnęłam się i poczułam, jak ktoś obejmuje nas z prawej strony. Kątem oka zauważyłam, że to Ada. Po chwili dołączyli rónież Damian i Szymon. Usłyszeliśmy szloch. Spojrzeliśmy na mamę, która płakała siedząc w fotelu.
-Zawsze żałowałam, że to nie są twoje dzieci- wyznała patrząc na tatę.- Teraz widzę, że to błąd. Bo ty jesteś ich ojcem. Nikt inny- po czym wstała i nas przytuliła. Powoli widziałam jak na twarzach Marty, Ali i Bartka zaskoczenie przeradza się w zrozumienie.
-To chyba czas na drugą część historii- westchnął Szymon. Usiedliśmy i mój brat kontynuuował.- On nie wiedział, że ma czwórkę dzieci. Był przekonany, że jest ich tylko trójka. I wrócił osiem lat temu. Wtedy tylko Ada znała Wojtka, my was jeszcze nie znaliśmy- tu posłał spojrzenie Marcie, Ali i Bartkowi.- Przyjechał. Chciał wrócić. Kiedy drzwi otworzyła mu Zuzia, a za jej plecami pojawił się tata myślał, że pomylił domy. Ale wtedy z kuchni wyszła mama. Upuściła na podłogę talerz który miała w rękach. I razem z tym talerzem roztrzaskał się nasz spokój. Przez kilka miesięcy nachodził nas, dręczył. Raz przyszedł z policją i opieką społeczną, że niby się nad nami znencają, a on jest naszym ojcem i może nas zabrać. Tylko zawsze zaznaczał, że tylko najstarsza trójka to jego dzieci, a Zuzkę określał- tu urwał widząc po mojej minie, że pamiętam każde paskudne słowo jakie padło z jego ust. Bartek jak by instynktownie mnie do siebie przytulił, a Damian kontunuował.- Nie zbyt ładnie. I jak przyszedł z tą policją i resztą orszaku sprawdzono papiery. I wtedy przeżył niesamowity szok, bo nigdzie nie było choćby wzmianki o jego osobie. W każdej rubryce, gdzie był "ojciec" wpisano właśnie tatę. Było z tym troche załatwiania, ale znajomości w urzędzie miasta załatwiły sprawę.
-Ten człowiek to szaleniec, czego chce tym razem?- zapytał dziadek, który do tej pory wydawał się nieobecny.
-Też chcielibyśmy wiedzieć- westchnął Szymon i przytulił mamę. Świąteczna atmosfera nieco się zepsuła. Do tematu już nie wracaliśmy, ale chyba każdy z nas miał go w głowie. Kiedy było grubo po 23 i Tosia spała na kolanach Wojtka, zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę- powiedział Szymon i wstał. W środku czułam, że wiem kto stoi w drzwiach, ale usilnie starałam się wyprzeć tą myśl z głowy. Nie mogłam pozwolić aby ten człowiek po raz kolejny zniszczył życie mojej mamy. Nie tym razem.
-Witaj synu!- usłyszeliśmy i każdy zdrętwiał. Ten głos... Zacisnęłam ręce w pięści i przymknęłam oczy.
-Nie masz dzieci- odpowiedział pewnym i spokojnym tonem mój brat.
-Mylisz się- dlaczego ten typ tak idzie w zaparte? Niech da nam do cholery święty spokój.
-Niestety. Uwierz mi, że nic się nie zmieniło. Wynoś się z naszego domu!- Szymon chociaż nadal spokojny, podniósł głos.
-Do zobaczenia, synu- usłyszałam po czym drzwi trzasnęły. Policzyłam do dziesięciu, ale to nie pomogło. Szymona też nadal nie było. Wstałam i pobiegłam do korytarza. Stał oparty o ścianę, wpatrzony w jeden punkt a z jego oczu powoli płynęły łzy. Na ten widok sama się rozpłakałam i mocno przytuliłam brata. Staliśmy tak naprawdę długo. Usłyszałam tylko z drzwi do salonu słowa:
-Dajcie im trochę czasu- racja. Czas był nam w tym momencie najbardziej potrzebny.
Tej nocy okropnie spałam. Moje sny były przepełnione wspomnieniami z poprzedniej wizyty tego człowieka i strachem przed tym, co może się teraz wydarzyć. Z propozycji mamy, wszyscy spaliśmy w rodzinnym domu i dzisiaj po obiedzie mamy każdy wracać do siebie- Ada z Wojtkiem i Tosią, bo idą do jego rodziców na kolację, Damian z Alą, bo jej siostra przyjechała z mężem i robią rodzinne spotkanie, Damian z Martą jadą do jej brata, a ja z Bartkiem wracamy do Rzeszowa, bo ten ma jutro trening. Mam wrażenie, że każdy chce uciec jak najdalej. Koło piątej nie mogłam już spać. Cicho wstałam więc z łóżka i ubierając kapcie wyszłam na korytarz. Po prawej stronie było wyjście na balkon, na którym zobaczyłam Damiana. Podreptałam cicho w tamtą stronę i stanęłam obok brata który zaciągał się dymem papierosowym.
-Z tego co wiem, to od jakichś ośmiu lat nie palisz- powiedziałam cicho.
-Teoretycznie nie. Praktycznie zawsze byłem tym mniej rezolutnym, prawda? Więc w naprawdę stresowych sytuacjach pomagam sobie w ten sposób.
-Działa?
-Niekoniecznie. Ale warto próbować- uśmiechnął się lekko.
-Zobaczymy- powiedziałam i wyjęłam z jego dłoni papierosa po czym mocno się zaciągnęłam.
-Sis, podobno ty też nie palisz. Ba! Brzydzisz się tym i w zasadzie to chyba paliłaś tylko miesiąc- widziałam zaskoczenie na jego twarzy.
-Sama prawda- odpowiedziałam, oddałam mu papierosa i wzięłam sobie dwie gumy z paczki, która wystawała z kieszeni jego kurtki.
-Rozchorujesz się, chodźmy do środka- zaproponował. Kiwnęłam głową i po chwili oboje staliśmy już na korytarzu.- Idziemy spać?- zapytał.
-Ja już nie zasnę, nie wiem jak ty.
-Oj, ja tym bardziej nie.
-To co? Herbatka?
-Herbatka- ruszyliśmy do kuchni i już po pięciu minutach piliśmy herbatę.- Mam pewien pomysł na rozwiązanie tego problemu. Od dwóch dni nad tym myślę i wiem jak moglibyśmy pozbyć się z naszego życia tego człowieka. Na zawsze.
-Damian, ty chyba nie chcesz go... zabić?- zapytałam przerażona słysząc słowa brata.
-Co? Nie! Zwariowałaś?
-Więc co to za pomysł?
-A zgodzisz się?
-Damian- westchnęłam.
-Dobra, dobra. Pamiętasz tą Wiktorię z twojej klasy?- zapytał.
-No oczywiście, że tak! Wiki miałabym nie pamiętać?
-Właśnie. Jej mąż, a właściwie narzeczony mógłby załatwić, że Laskowika pozbędą prawa do pobytu w Polsce. Oczywiście za odpowiednią kwotę, ale to akurat nie problem. Gorzej będzie z przekonaniem ich.
-Nie wydaje mi się. Biorę to na siebie.
-Jesteś pewna?
-Zaufaj mi- uśmiechnęłam się. W mojej głowie układał się dość sprytny plan działania. Damian nie wiedział, że mam asa w rękawie, który może być dla nas bardzo korzystny. Szczególnie jeśli wszystko przypomnę Wiktorii...
************************
Zawaliłam. Tak, wiem, przepraszam. Nie będę się tłumaczyć, bo długość takiego wyjaśnienia byłaby dwa razy taka jak rozdział. Jest on trochę nieskładny, ale pisałam go przez kilka miesięcy, dopisując co weekend jedno, dwa zdania, w porywach do dwóch akapitów, które potem i tak kasowałam. Mam nadzieję, że całą historii z biologicznym ojcem Zuzi dość jasno udało mi się przedstawić (w mojej głowie cała ta sprawa brzmiała dużo lepiej). No to chyba tyle. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić do regularnego pisania (ale nic nie mogę obiecać, uroki technikum).
|Nigdy tego nie robiłam, do dzisiaj- proszę Was o komentarze, bo nie wiem czy jest sens dalej ciągnąć to opowiadanie, czy jednak dać sobie spokój i je usunąć.
Z góry dziękuję
Dream <3 :*
środa, 15 listopada 2017
czwartek, 20 lipca 2017
Rozdział 25
Kolejnego dnia obudziliśmy się kilka minut przed 9, zjedliśmy śniadanie i zbieraliśmy się w drogę do Gdańska. Po pożegnaniu się z rodziną Kurka i gorącą obietnicą, że niedługo znów ich odwiedzimy, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do mojego rodzinnego miasta.
-I co? Było tak strasznie?- zaśmiał się Bartek.
-Mam ci przypomnieć, jak ty się stresowałeś przed naszą wizytą u moich rodziców?- odpowiedziałam pytaniem z kpiącym uśmiechem na ustach.
-Nie wypominaj mi- pogroził mi palcem, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Zdjęłam kurtkę wrzucając ją na tylne siedzenie, bo zrobiło mi się strasznie ciepło. Po jakichś dwóch godzinach zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby zatankować i wypić jakąś kawę.
-Kupisz mi kawę?- zapytałam szeroko się uśmiechając do mojego siatkarza.
-A sama nie możesz?- westchnął patrząc na mnie podejrzliwie.
-Zmarznę jak wysiądę- odparłam słodko uśmiechając się do siatkarza.-No proszę cię. Barteeeek.
-Dobra, dobra- powiedział również się uśmiechając.
-Dziękuję- pocałowałam jego policzek.
-Zaraz wracam- klepnął moje udo i wysiadł z samochodu. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Wytargałam go z dna torebki i odebrałam.
-Halo?
-Cześć córuś- usłyszałam głos mamy.
-Hej mamo- odpowiedziałam wesołym tonem.
-Kiedy będziecie?
-Jeszcze jakieś cztery do pięciu godzin. To kawał drogi- westchnęłam.
-Wiem, wiem. Po prostu zastanawiam się, czy zdążycie na obiad.
-Niestety nie, ale obiecuję ci, że na kolację będziemy na dwieście procent- uśmiechnęłam się szeroko.
-Łazanki już czekają. Tak samo jak pierogi- kusiła mnie mama.
-Jak dobrze, że to Bartek prowadzi. Bo gdybym to ja siedziała za kierownicą, to źle mogłoby się to skończyć- zaśmiałam się.
-Domyślam się. Szczególnie po takiej pokusie- dodała ze śmiechem.
-Dokładnie- zakończyłam.
-Dobrze Zuziu, to ja ci więcej nie przeszkadzam. Jedźcie ostrożnie a my tu na was czekamy.
-Oczywiście mamuś, pa.
-Pa- usłyszałam w odpowiedzi i zakończyłam połączenie. Po niecałych pięciu minutach dołączył do mnie Bartek niosący dwie kawy i jakąś reklamówkę. Wsiadł do auta i podał mi moją kawę.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek, a przynajmniej planowałam, bo cwaniak przekręcił głowę i trafiłam na usta.
-Proszę bardzo kochanie- odparł również obdarzając mnie uśmiechem.- A to tak na osłodę- dodał wręczając mi reklamówkę. Otworzyłam ją znajdując w środku dwie paczki żelków, dużą tabliczkę Milki Oreo i dwie paczki ciastek.
-My to wszystko zjemy?- zapytałam zaskoczona.
-No pewnie- uśmiechnął się, szybko pocałował mnie w usta i ruszył w dalszą drogę.
Jechaliśmy jedząc słodkości i pijąc kawę. Przez cały czas prowadziliśmy wesołą rozmowę.
-Chciałabyś jeszcze raz zamieszkać w Hiszpanii?- zapytał Bartek skupiając się na drodze.
-Zamieszkać nie, ale pojechać tam bardzo bym chciała. Jest kilka miejsc, które naprawdę powinieneś zobaczyć- powiedziałam z uśmiechem.
-Jakie?
-Kiedyś pojedziemy, to ci pokażę.
-No dobra, no- westchnął.
Po kolejnych dwóch godzinach drogi zatrzymaliśmy się przed moim rodzinnym domem. Wysiedliśmy i łapiąc się za ręce ruszyliśmy do środka. Kiedy chciałam zadzwonić dzwonkiem drzwi się otworzyły i stanęła w nich mama.
-Witajcie dzieciaki!- ucieszyła się i uściskała najpierw mnie, a potem Bartka.- No już, już. Rozbierajcie się i wchodźcie do środka.
-Spokojnie mamo. Przecież nie wyjeżdżamy za pięć minut- powiedziałam z uśmiechem.
-Dobra, dobra. Tyle się na was wyczekaliśmy, że chyba mam prawo być lekko zniecierpliwiona.
-Ależ oczywiście- uśmiechnął się szeroko Bartek. Mama lekko szturnęła jego ramię również się śmiejąc.
-Dzień dobry- przywitaliśmy się z dziadkiem i tatą, którzy siedzieli w salonie.
-Witajcie!- powiedzieli jednocześnie i również nas uściskali. Usiedliśmy razem w salonie i zaczęliśmy rozmawiać o tym, co działo się u nas przez okres, w którym się nie widzieliśmy. Po jakiejś godzinie zapytałam:
-A gdzie Damian, Szymon i Ada?
-Będą koło 20. Chcą się z wami przywitać i pewnie zostaną na kawę i ciasto. Damian z Alą są u jej rodziców, Szymon z Martą też. A Ada z Wojtkiem i Tosią z tego co wiem są u Pawła i Elizy- wyjaśniła mama.
-W takim razie muszę iść po prezent dla Tośki- uśmiechnęłam się i zaczęłam wstawać.
-Ja pójdę. Przyniosę przy okazji walizkę. Mamy ten pokój co ostatnio?- ostatnie zdanie skierował do mamy, szeroko się przy tym uśmiechając.
-Tak, ten sam- odpowiedziała mu.
Sami siedzieliśmy jeszcze tylko pół godziny, po czym kolejno zjawili się Damian z Alą, Ada z Wojtkiem i Tosią, która niesamowicie ucieszyła się z podarowanego domku dla lalek. Na końcu przyjechali Szymon z Martą. Uściskaliśmy się, a Szymon na ucho szepnął mi słowa, które mnie zaniepokoiły.
-Musimy porozmawiać. We czwórkę.
-O co chodzi?- zapytałam szybko, ale nie udało mi się uzyskać odpowiedzi, ponieważ brat się ode mnie odsunął. Usiedliśmy razem w salonie jedząc i wesoło rozmawiając. Tosia wgramoliła się na kolana Bartkowi, oparła się o jego szeroką klatkę i opowiadała, co dostała od Mikołaja, jak ubierali choinkę, jak tata kupił jej do pokoju malutką, własną choineczkę i jak pomagała mamie robić ciasto. Atmosfera była typowo świąteczna i rodzinna. Opierałam się o ramię Bartka. Nagle Ada zaproponowała, że nakroi ciasta. Mama chciała jej pomóc, ale Ada wymownie na mnie spojrzała i powiedziała:
-Zuzia mi pomoże.
-Bardzo chętnie. Siedź mamo. Już i tak się tyle napracowałaś- odparłam szeroko uśmiechając się do rodzicielki. Weszłyśmy z Adą do kuchni i zaczęła ona wyciągać blachy z lodówki.- To podstęp, prawda?- zapytałam patrząc na nią spod uniesionej wysoko brwi. Siostra odwróciła się w moją stronę, a w jej oczach zobaczyłam... łzy? Co się tu kurwa dzieje.
-Musisz coś wiedzieć- chlipnęła i zaczęła kroić sernik.
-No to mów!- warknęłam zaciskając dłonie na blacie.
-Ja ci powiem- westchnął Szymon stojący w drzwiach. Za jego plecami zobaczyłam Damiana. Miał taką minę, że miałam ochotę go przytulić.
-Dlaczego ty? Nie ważne. Niech mówi ktokolwiek- irytowałam się coraz bardziej.
-Zuś- szepnął, a ja już wiedziałam. Ostatni raz mówił do mnie tym tonem, gdy...
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że to głupi żart! Zacznij się śmiać do jasnej cholery!
*************************
Tadam!
Jestem!
Next dopiero w sierpniu, bo jadę wygrać się nad morze! Kto mi obieca, że będzie ładna pogoda?
Jak myślicie, kto pojawia się w życiu Zuzi?
Buziaki, Dream <3
-I co? Było tak strasznie?- zaśmiał się Bartek.
-Mam ci przypomnieć, jak ty się stresowałeś przed naszą wizytą u moich rodziców?- odpowiedziałam pytaniem z kpiącym uśmiechem na ustach.
-Nie wypominaj mi- pogroził mi palcem, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Zdjęłam kurtkę wrzucając ją na tylne siedzenie, bo zrobiło mi się strasznie ciepło. Po jakichś dwóch godzinach zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby zatankować i wypić jakąś kawę.
-Kupisz mi kawę?- zapytałam szeroko się uśmiechając do mojego siatkarza.
-A sama nie możesz?- westchnął patrząc na mnie podejrzliwie.
-Zmarznę jak wysiądę- odparłam słodko uśmiechając się do siatkarza.-No proszę cię. Barteeeek.
-Dobra, dobra- powiedział również się uśmiechając.
-Dziękuję- pocałowałam jego policzek.
-Zaraz wracam- klepnął moje udo i wysiadł z samochodu. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Wytargałam go z dna torebki i odebrałam.
-Halo?
-Cześć córuś- usłyszałam głos mamy.
-Hej mamo- odpowiedziałam wesołym tonem.
-Kiedy będziecie?
-Jeszcze jakieś cztery do pięciu godzin. To kawał drogi- westchnęłam.
-Wiem, wiem. Po prostu zastanawiam się, czy zdążycie na obiad.
-Niestety nie, ale obiecuję ci, że na kolację będziemy na dwieście procent- uśmiechnęłam się szeroko.
-Łazanki już czekają. Tak samo jak pierogi- kusiła mnie mama.
-Jak dobrze, że to Bartek prowadzi. Bo gdybym to ja siedziała za kierownicą, to źle mogłoby się to skończyć- zaśmiałam się.
-Domyślam się. Szczególnie po takiej pokusie- dodała ze śmiechem.
-Dokładnie- zakończyłam.
-Dobrze Zuziu, to ja ci więcej nie przeszkadzam. Jedźcie ostrożnie a my tu na was czekamy.
-Oczywiście mamuś, pa.
-Pa- usłyszałam w odpowiedzi i zakończyłam połączenie. Po niecałych pięciu minutach dołączył do mnie Bartek niosący dwie kawy i jakąś reklamówkę. Wsiadł do auta i podał mi moją kawę.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek, a przynajmniej planowałam, bo cwaniak przekręcił głowę i trafiłam na usta.
-Proszę bardzo kochanie- odparł również obdarzając mnie uśmiechem.- A to tak na osłodę- dodał wręczając mi reklamówkę. Otworzyłam ją znajdując w środku dwie paczki żelków, dużą tabliczkę Milki Oreo i dwie paczki ciastek.
-My to wszystko zjemy?- zapytałam zaskoczona.
-No pewnie- uśmiechnął się, szybko pocałował mnie w usta i ruszył w dalszą drogę.
Jechaliśmy jedząc słodkości i pijąc kawę. Przez cały czas prowadziliśmy wesołą rozmowę.
-Chciałabyś jeszcze raz zamieszkać w Hiszpanii?- zapytał Bartek skupiając się na drodze.
-Zamieszkać nie, ale pojechać tam bardzo bym chciała. Jest kilka miejsc, które naprawdę powinieneś zobaczyć- powiedziałam z uśmiechem.
-Jakie?
-Kiedyś pojedziemy, to ci pokażę.
-No dobra, no- westchnął.
Po kolejnych dwóch godzinach drogi zatrzymaliśmy się przed moim rodzinnym domem. Wysiedliśmy i łapiąc się za ręce ruszyliśmy do środka. Kiedy chciałam zadzwonić dzwonkiem drzwi się otworzyły i stanęła w nich mama.
-Witajcie dzieciaki!- ucieszyła się i uściskała najpierw mnie, a potem Bartka.- No już, już. Rozbierajcie się i wchodźcie do środka.
-Spokojnie mamo. Przecież nie wyjeżdżamy za pięć minut- powiedziałam z uśmiechem.
-Dobra, dobra. Tyle się na was wyczekaliśmy, że chyba mam prawo być lekko zniecierpliwiona.
-Ależ oczywiście- uśmiechnął się szeroko Bartek. Mama lekko szturnęła jego ramię również się śmiejąc.
-Dzień dobry- przywitaliśmy się z dziadkiem i tatą, którzy siedzieli w salonie.
-Witajcie!- powiedzieli jednocześnie i również nas uściskali. Usiedliśmy razem w salonie i zaczęliśmy rozmawiać o tym, co działo się u nas przez okres, w którym się nie widzieliśmy. Po jakiejś godzinie zapytałam:
-A gdzie Damian, Szymon i Ada?
-Będą koło 20. Chcą się z wami przywitać i pewnie zostaną na kawę i ciasto. Damian z Alą są u jej rodziców, Szymon z Martą też. A Ada z Wojtkiem i Tosią z tego co wiem są u Pawła i Elizy- wyjaśniła mama.
-W takim razie muszę iść po prezent dla Tośki- uśmiechnęłam się i zaczęłam wstawać.
-Ja pójdę. Przyniosę przy okazji walizkę. Mamy ten pokój co ostatnio?- ostatnie zdanie skierował do mamy, szeroko się przy tym uśmiechając.
-Tak, ten sam- odpowiedziała mu.
Sami siedzieliśmy jeszcze tylko pół godziny, po czym kolejno zjawili się Damian z Alą, Ada z Wojtkiem i Tosią, która niesamowicie ucieszyła się z podarowanego domku dla lalek. Na końcu przyjechali Szymon z Martą. Uściskaliśmy się, a Szymon na ucho szepnął mi słowa, które mnie zaniepokoiły.
-Musimy porozmawiać. We czwórkę.
-O co chodzi?- zapytałam szybko, ale nie udało mi się uzyskać odpowiedzi, ponieważ brat się ode mnie odsunął. Usiedliśmy razem w salonie jedząc i wesoło rozmawiając. Tosia wgramoliła się na kolana Bartkowi, oparła się o jego szeroką klatkę i opowiadała, co dostała od Mikołaja, jak ubierali choinkę, jak tata kupił jej do pokoju malutką, własną choineczkę i jak pomagała mamie robić ciasto. Atmosfera była typowo świąteczna i rodzinna. Opierałam się o ramię Bartka. Nagle Ada zaproponowała, że nakroi ciasta. Mama chciała jej pomóc, ale Ada wymownie na mnie spojrzała i powiedziała:
-Zuzia mi pomoże.
-Bardzo chętnie. Siedź mamo. Już i tak się tyle napracowałaś- odparłam szeroko uśmiechając się do rodzicielki. Weszłyśmy z Adą do kuchni i zaczęła ona wyciągać blachy z lodówki.- To podstęp, prawda?- zapytałam patrząc na nią spod uniesionej wysoko brwi. Siostra odwróciła się w moją stronę, a w jej oczach zobaczyłam... łzy? Co się tu kurwa dzieje.
-Musisz coś wiedzieć- chlipnęła i zaczęła kroić sernik.
-No to mów!- warknęłam zaciskając dłonie na blacie.
-Ja ci powiem- westchnął Szymon stojący w drzwiach. Za jego plecami zobaczyłam Damiana. Miał taką minę, że miałam ochotę go przytulić.
-Dlaczego ty? Nie ważne. Niech mówi ktokolwiek- irytowałam się coraz bardziej.
-Zuś- szepnął, a ja już wiedziałam. Ostatni raz mówił do mnie tym tonem, gdy...
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że to głupi żart! Zacznij się śmiać do jasnej cholery!
*************************
Tadam!
Jestem!
Next dopiero w sierpniu, bo jadę wygrać się nad morze! Kto mi obieca, że będzie ładna pogoda?
Jak myślicie, kto pojawia się w życiu Zuzi?
Buziaki, Dream <3
piątek, 14 lipca 2017
Rozdział 24
Po raz kolejny opuszczam jakąś przytulną kawiarnię, zostawiając w niej Olę i Piotrka. Uśmiecham się do Bartka i zapytałam:
-Podrzucisz mnie do domu?
-Jasne, wsiadaj- odparł i otworzył mi drzwi. Skończył niedawno 18 lat, zrobił prawko, dostał samochód od rodziców, także mogę go wykorzystać.
-Dzięki- powiedziałam, kiedy siatkarz zajął miejsce kierowcy.- Mam stąd spory kawałek do domu.
-Nie no spoko. Nie ma problemu. Masz jakieś konkretne plany?
-Herbata, czekolada, łóżko i może jakiś serial albo film.
-To ja mam lepszy pomysł-uśmiechnął się pod nosem i skręcił w zupełnie inną stronę niż znajduje się mój dom.
-Bartek, prosiłam żebyś zawiózł mnie do domu.
-Mała proszę, daj mi jedną szansę- westchnął rzucając mi błagalne spojrzenie.
-Wysadź mnie tu- powiedziałam chwtając klamkę.
-Nie. Zuzia proszę. Pozwól mi spróbować.
-Masz trzy godziny- palnęłam.
-Ale nie będziesz negatywnie nastawiona od samego początku?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Zgoda- uśmiechnęłam się. Co ja robię? Zwariowałam kompletnie. Zatrzymaliśmy się niedaleko promenady i opuściliśmy samochód. Bartek objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w tylko jemu znanym kierunku. Szłam tak opleciona kurkowym ramieniem i 'oddychałam morzem'. Nie był to zbyt ciepły dzień, więc ani trochę nie przeszkadzało mi to, że byłam do niego przytulona.
-Masz ochotę na watę?- zapytał uśmiechnięty Kurek.
-Tak!- pisnęłam jak mała dziewczynka. Ten tylko zaśmiał się pod nosem zamówił największą, jaką idzie zrobić. Już po chwili siedzieliśmy na niewysokim murku śmiejąc się i wcinając cukrowy przysmak. Kiedy zjedliśmy całość zza chmur wychyliło się Słońce, które delikatnie świeciło nam prostow twarz. Zdjęłam z bartkowego nosa okulary i założyłam je sobie.
-Co pani robi?- zapytał rozbawiony.
-Od dawna mi się podobały- odparłam lekko i zaczęłam machać nogami jak mała dziewczynka, ponieważ moje stopy nie sięały do ziemi.
-Fajnie wiedzieć- zaśmiał się siatkarz.- Idziemy dalej? Chcę ci pokazać pewne miejsce, na które ostatnio się natknąłem.
-Dobra, ale ja idę murkiem!- oznajmiłam zadowolona.
-Zwariowałaś? A jak spadniesz?
-Bez przesady- westchnęłam i zaczęłam iść. Bartek szedł obok murku i uważnie pilnował, co bym się z niego nie zrypała. Szliśmy tak wesoło rozmawiając. W pewnym momencie za bardzo zapatrzyłam się na morze i nie zauważyłam, że na murku jest podwyższenie, przez co się potknęłam. I już czułam, jak moja twarz spotyka się z rogiem murku, a następnie brukiem chodnika. Zamknęłam oczy i pisnęłam przerażona. Poczułam silne ręce, które złapały mnie w ostatniej chwili. Ze strachu o własne życie w moich oczach pojawiły się łzy. Bartek pomógł mi stanąć do pionu, a ja wtuliłam się w jego szerokoą klatkę piersiową i szepnęłam ciche:
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy- odpowiedział i objął mnie rękoma, jeszcze mocniej przyciągając do swojego torsu.- Nic ci się nie stało?- zapytał po chwili.
-Nie, na szczęście nie- odparłam i odsunęłam się od niego. Przetarłam lekko załzawione oczy i oparłam się o nieszczęsny murek.
-Jesteś pewna, że wszystko w porządku?- spytał z troską obejmując mnie ramieniem.
-Tak, tak. Po prostu okropnie się przestraszyłam.
-Już spokojnie- powiedział i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Po chwili, która w zasadzie nie wiem czy trwała dłużej czy krócej, delikatnie odsunęłam się od Kurka i cmoknęłam go w policzek. Na ustach siatkarza pojawił się delikatny, wesoły uśmiech.
-A za co to?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Za uratowanie życia- odparłam lekko i wstałam.- To nadal chcesz mi coś pokazać?
-No jasne, że tak. Wracasz na murek?
-Nie bawi mnie to- powiedziałam wbijając mu palec w tors.- Ała! Mój palec. Twardą masz tą klatę- dodałam z uznaniem.
-Wiem przecież- zaśmiał się Bartek i wypiął dumnie pierś do przodu.
-No, no. Już się tak nie chwal- odparłam i poklepałam go tym razem całą dłonią.
-Dobra, dobra. Jak chcesz mnie podotykać wystarczyło powiedzieć- zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
-Załatwimy to w jakimś mniej zaludnionym miejscu- również się zaśmiałam, a kilka osób krzywo na nas spojrzało.
-Bardzo chętnie- szepnął mi na ucho siatkarz, a ja poczułam ciarki na plecach. Nie dałam nic po sobie poznać i tylko delikatnie się uśmiechnęłam. Oparłam głowę na jego ramieniu i spojonym krokiem szliśmy w miejsce, które chciał mi pokazać.
-Pozwolisz, że odbiorę moją własność- powiedział i zdjął z mojego nosa okulary zakładając je sobie.
-No ej! Ja swoich nie mam, bo mi się ostatnio połamały. To jest nie fair!- dodałam i zrobiłam załamaną minę.
-No nie narzekaj- zaśmiał się i mocniej mnie objął.- No Zuzia no.
-No co Zuzia? Nie ma Zuzia.
-A ty nie jesteś Zuzia?
-A weź- machnęłam na niego ręką. Po kilku minutach naprawdę wolnego marszu znaleśliśmy się w miejscu, gdzie nie było nikogo. Przed nami znajdowało się niewielkie jeziorko, będące zapewne kiedyś częścią morza. Wokół niego rosły niewielkie brzózki i topole. Ale największego uroku całemu miejscu nadawały rosnące dosłownie wszędzie stokrotki. Powoli szok na mojej twarzy zmieniał się z zauroczenie tym miejscem. Kurek pociągnął mnie na niewielką ławkę, której wcześniej nie zauważyłam. Niestety była ona nieco większa niż krzesło, więc poniekąd zmuszona byłam usadowić się na kolanach siatkarza. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i cicho powiedziałam:
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
-Dziękuję, że zgodziłaś się gdziekolwiek zabrać- odpowiedział i mocniej mnie do siebie przytulił.- Dlaczego?- zapytał nagle po kilku minutach ciszy.
-Co dlaczego?- odpowiedziałam pytaniem, niekoniecznie wiedząc, co chodzi po kurkowej głowie.
-Dlaczego tak ciężko jest się do ciebie zbliżyć? Każdego faceta, który walczy o coś więcej niż przyjaźń tak traktujesz, czy to ja mam jakieś specjalne względy?- westchnęłam słysząc jego słowa.
-Po prost się boję- odpowiedziałam po dłuższej chwili milczenia.
-Boisz?- wydawał się zaskoczony.
-Mój charakter jest dość specyficzny. Ciągła ironia, sarkazm, niezachwiana pewność siebie oraz wredota tak często zamieniająca się w chamstwo. Nie chcę, żeby ktoś mnie skrzywdził, więc jest granica. Niewielu ją przekroczyło. Ty doszedłeś jak narazie najdalej.
-O czym to świadczy?- zadał kolejne pytanie, a w jego oczach widziałam czającą się nadzieję.
-Jeżli ci zależy, ale tak naprawdę, to głupotą byłoby sobie teraz odpuścić- odpowiedziałam lekko i wstałam.- Wracamy?
-Jasne- uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Ufnie się w niego wtuliłam, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.- Czy to moja zasługa?- zapytał Bartek wskazując palcem na moje usta.
-Jak najbardziej- odparłam patrząc mu w oczy.
-W takim razie będę starał się wywoływać go częściej.
-Na to liczę- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną.- Bartek- westchnęłam po kilku minutach.
-Mów do mnie.
-Nie mogłeś zaparkować bliżej?
-Spacery nad morzem są zdrowe- pouczył mnie.
-Ale mnie bolą nogi.
-No to wskakuj na barana- zaśmiał się.
-Mówisz serio?- zapytałam zaskoczona.
-Pewnie. Gotowa?- kiwnęłam głową, a ten złapał mnie za uda i posadził na swoich barkach. Cały czas trzymał dłonie nad moimi kolanami, chcąc mnie ustrzec przed ewentualnym upadkiem. Pomimo tego, że uścisk siatkarza był dość pewny i tak cały czas kurczowo trzymałam się jego nadgarstków. Jakieś dziesięć minut później byliśmy już na parkingu. Bartek odstawił mnie na ziemię. Stałam na krawężniku, a on przy nim, więc byłam nieco mniej niższa od niego. Uśmiechnęłam się szeroko, pocałowałam jego policzek i powiedziałam:
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Jeżeli zawsze będziesz mi tak dziękować, to mogę całe życie nosić cię na rękach- uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i podeszliśmy do samochodu. SIatkarz otworzył mi drzwi, a kiedy usiadłam, zamknął je za mną. Po kilkunastu minutach Bartek zatrzymał się pod moim domem.
-Bardzo dziękuję za miłe popołudnie- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek. Złapałam za klamkę i już miałam wychodzić, ale Bartek złapał mnie za rękę i zapytał:
-Mogę liczyć na powtórkę?
-Jak się postarasz- puściłam mu oczko i ruszyłam do domu.
Razem z Bartkiem jeszcze tylko przez krótką chwilę przyglądaliśmy się wygłupom nastolatków, po czym przytuleni wróciliśmy do domu jego rodziców i oddaliśmy się w ramiona Morfeusza.
******************
Witam!
Przepraszam, wiem, że miałam być wcześniej, ale niestety, wyszło jak wyszło. Praktycznie cały rozdział jest wspomnieniem Zuzi, dlatego mam nadzieję, że nie zarypałam się czasowo.
Buziaki, Dream <3
Next powinien pojawić się na początku przyszłego tygodnia ;)
-Podrzucisz mnie do domu?
-Jasne, wsiadaj- odparł i otworzył mi drzwi. Skończył niedawno 18 lat, zrobił prawko, dostał samochód od rodziców, także mogę go wykorzystać.
-Dzięki- powiedziałam, kiedy siatkarz zajął miejsce kierowcy.- Mam stąd spory kawałek do domu.
-Nie no spoko. Nie ma problemu. Masz jakieś konkretne plany?
-Herbata, czekolada, łóżko i może jakiś serial albo film.
-To ja mam lepszy pomysł-uśmiechnął się pod nosem i skręcił w zupełnie inną stronę niż znajduje się mój dom.
-Bartek, prosiłam żebyś zawiózł mnie do domu.
-Mała proszę, daj mi jedną szansę- westchnął rzucając mi błagalne spojrzenie.
-Wysadź mnie tu- powiedziałam chwtając klamkę.
-Nie. Zuzia proszę. Pozwól mi spróbować.
-Masz trzy godziny- palnęłam.
-Ale nie będziesz negatywnie nastawiona od samego początku?- zapytał z nadzieją w głosie.
-Zgoda- uśmiechnęłam się. Co ja robię? Zwariowałam kompletnie. Zatrzymaliśmy się niedaleko promenady i opuściliśmy samochód. Bartek objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w tylko jemu znanym kierunku. Szłam tak opleciona kurkowym ramieniem i 'oddychałam morzem'. Nie był to zbyt ciepły dzień, więc ani trochę nie przeszkadzało mi to, że byłam do niego przytulona.
-Masz ochotę na watę?- zapytał uśmiechnięty Kurek.
-Tak!- pisnęłam jak mała dziewczynka. Ten tylko zaśmiał się pod nosem zamówił największą, jaką idzie zrobić. Już po chwili siedzieliśmy na niewysokim murku śmiejąc się i wcinając cukrowy przysmak. Kiedy zjedliśmy całość zza chmur wychyliło się Słońce, które delikatnie świeciło nam prostow twarz. Zdjęłam z bartkowego nosa okulary i założyłam je sobie.
-Co pani robi?- zapytał rozbawiony.
-Od dawna mi się podobały- odparłam lekko i zaczęłam machać nogami jak mała dziewczynka, ponieważ moje stopy nie sięały do ziemi.
-Fajnie wiedzieć- zaśmiał się siatkarz.- Idziemy dalej? Chcę ci pokazać pewne miejsce, na które ostatnio się natknąłem.
-Dobra, ale ja idę murkiem!- oznajmiłam zadowolona.
-Zwariowałaś? A jak spadniesz?
-Bez przesady- westchnęłam i zaczęłam iść. Bartek szedł obok murku i uważnie pilnował, co bym się z niego nie zrypała. Szliśmy tak wesoło rozmawiając. W pewnym momencie za bardzo zapatrzyłam się na morze i nie zauważyłam, że na murku jest podwyższenie, przez co się potknęłam. I już czułam, jak moja twarz spotyka się z rogiem murku, a następnie brukiem chodnika. Zamknęłam oczy i pisnęłam przerażona. Poczułam silne ręce, które złapały mnie w ostatniej chwili. Ze strachu o własne życie w moich oczach pojawiły się łzy. Bartek pomógł mi stanąć do pionu, a ja wtuliłam się w jego szerokoą klatkę piersiową i szepnęłam ciche:
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy- odpowiedział i objął mnie rękoma, jeszcze mocniej przyciągając do swojego torsu.- Nic ci się nie stało?- zapytał po chwili.
-Nie, na szczęście nie- odparłam i odsunęłam się od niego. Przetarłam lekko załzawione oczy i oparłam się o nieszczęsny murek.
-Jesteś pewna, że wszystko w porządku?- spytał z troską obejmując mnie ramieniem.
-Tak, tak. Po prostu okropnie się przestraszyłam.
-Już spokojnie- powiedział i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Po chwili, która w zasadzie nie wiem czy trwała dłużej czy krócej, delikatnie odsunęłam się od Kurka i cmoknęłam go w policzek. Na ustach siatkarza pojawił się delikatny, wesoły uśmiech.
-A za co to?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Za uratowanie życia- odparłam lekko i wstałam.- To nadal chcesz mi coś pokazać?
-No jasne, że tak. Wracasz na murek?
-Nie bawi mnie to- powiedziałam wbijając mu palec w tors.- Ała! Mój palec. Twardą masz tą klatę- dodałam z uznaniem.
-Wiem przecież- zaśmiał się Bartek i wypiął dumnie pierś do przodu.
-No, no. Już się tak nie chwal- odparłam i poklepałam go tym razem całą dłonią.
-Dobra, dobra. Jak chcesz mnie podotykać wystarczyło powiedzieć- zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
-Załatwimy to w jakimś mniej zaludnionym miejscu- również się zaśmiałam, a kilka osób krzywo na nas spojrzało.
-Bardzo chętnie- szepnął mi na ucho siatkarz, a ja poczułam ciarki na plecach. Nie dałam nic po sobie poznać i tylko delikatnie się uśmiechnęłam. Oparłam głowę na jego ramieniu i spojonym krokiem szliśmy w miejsce, które chciał mi pokazać.
-Pozwolisz, że odbiorę moją własność- powiedział i zdjął z mojego nosa okulary zakładając je sobie.
-No ej! Ja swoich nie mam, bo mi się ostatnio połamały. To jest nie fair!- dodałam i zrobiłam załamaną minę.
-No nie narzekaj- zaśmiał się i mocniej mnie objął.- No Zuzia no.
-No co Zuzia? Nie ma Zuzia.
-A ty nie jesteś Zuzia?
-A weź- machnęłam na niego ręką. Po kilku minutach naprawdę wolnego marszu znaleśliśmy się w miejscu, gdzie nie było nikogo. Przed nami znajdowało się niewielkie jeziorko, będące zapewne kiedyś częścią morza. Wokół niego rosły niewielkie brzózki i topole. Ale największego uroku całemu miejscu nadawały rosnące dosłownie wszędzie stokrotki. Powoli szok na mojej twarzy zmieniał się z zauroczenie tym miejscem. Kurek pociągnął mnie na niewielką ławkę, której wcześniej nie zauważyłam. Niestety była ona nieco większa niż krzesło, więc poniekąd zmuszona byłam usadowić się na kolanach siatkarza. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i cicho powiedziałam:
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.
-Dziękuję, że zgodziłaś się gdziekolwiek zabrać- odpowiedział i mocniej mnie do siebie przytulił.- Dlaczego?- zapytał nagle po kilku minutach ciszy.
-Co dlaczego?- odpowiedziałam pytaniem, niekoniecznie wiedząc, co chodzi po kurkowej głowie.
-Dlaczego tak ciężko jest się do ciebie zbliżyć? Każdego faceta, który walczy o coś więcej niż przyjaźń tak traktujesz, czy to ja mam jakieś specjalne względy?- westchnęłam słysząc jego słowa.
-Po prost się boję- odpowiedziałam po dłuższej chwili milczenia.
-Boisz?- wydawał się zaskoczony.
-Mój charakter jest dość specyficzny. Ciągła ironia, sarkazm, niezachwiana pewność siebie oraz wredota tak często zamieniająca się w chamstwo. Nie chcę, żeby ktoś mnie skrzywdził, więc jest granica. Niewielu ją przekroczyło. Ty doszedłeś jak narazie najdalej.
-O czym to świadczy?- zadał kolejne pytanie, a w jego oczach widziałam czającą się nadzieję.
-Jeżli ci zależy, ale tak naprawdę, to głupotą byłoby sobie teraz odpuścić- odpowiedziałam lekko i wstałam.- Wracamy?
-Jasne- uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Ufnie się w niego wtuliłam, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.- Czy to moja zasługa?- zapytał Bartek wskazując palcem na moje usta.
-Jak najbardziej- odparłam patrząc mu w oczy.
-W takim razie będę starał się wywoływać go częściej.
-Na to liczę- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną.- Bartek- westchnęłam po kilku minutach.
-Mów do mnie.
-Nie mogłeś zaparkować bliżej?
-Spacery nad morzem są zdrowe- pouczył mnie.
-Ale mnie bolą nogi.
-No to wskakuj na barana- zaśmiał się.
-Mówisz serio?- zapytałam zaskoczona.
-Pewnie. Gotowa?- kiwnęłam głową, a ten złapał mnie za uda i posadził na swoich barkach. Cały czas trzymał dłonie nad moimi kolanami, chcąc mnie ustrzec przed ewentualnym upadkiem. Pomimo tego, że uścisk siatkarza był dość pewny i tak cały czas kurczowo trzymałam się jego nadgarstków. Jakieś dziesięć minut później byliśmy już na parkingu. Bartek odstawił mnie na ziemię. Stałam na krawężniku, a on przy nim, więc byłam nieco mniej niższa od niego. Uśmiechnęłam się szeroko, pocałowałam jego policzek i powiedziałam:
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy. Jeżeli zawsze będziesz mi tak dziękować, to mogę całe życie nosić cię na rękach- uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i podeszliśmy do samochodu. SIatkarz otworzył mi drzwi, a kiedy usiadłam, zamknął je za mną. Po kilkunastu minutach Bartek zatrzymał się pod moim domem.
-Bardzo dziękuję za miłe popołudnie- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek. Złapałam za klamkę i już miałam wychodzić, ale Bartek złapał mnie za rękę i zapytał:
-Mogę liczyć na powtórkę?
-Jak się postarasz- puściłam mu oczko i ruszyłam do domu.
Razem z Bartkiem jeszcze tylko przez krótką chwilę przyglądaliśmy się wygłupom nastolatków, po czym przytuleni wróciliśmy do domu jego rodziców i oddaliśmy się w ramiona Morfeusza.
******************
Witam!
Przepraszam, wiem, że miałam być wcześniej, ale niestety, wyszło jak wyszło. Praktycznie cały rozdział jest wspomnieniem Zuzi, dlatego mam nadzieję, że nie zarypałam się czasowo.
Buziaki, Dream <3
Next powinien pojawić się na początku przyszłego tygodnia ;)
niedziela, 2 lipca 2017
Rozdział 23
-Jak ci idzie?- zapytał Bartek obejmując mnie w pasie.
-Niekoniecznie już sięgam, ale boję się to przekazać tobie, bo znowu się zaplączesz- zaśmiałam się, a po chwili.... poczułam jak tracę grunt pod nogami. Pisnęłam zaskoczona i spojrzałam w dół, na głowę Bartka, który wziął mnie na swoje barki.
-Zwariowałeś?
-Oj, wieszaj lampki, nie narzekaj- powiedział i złapał mnie za uda, żebym nie spadła.
-Życie z tobą nigdy nie będzie nudne- zaśmiałam się.
-To dobrze?- zapytał, a ja w odpowiedzi pochyliłam się i szybko go pocałowałam.- To znaczy tak?
-Tak- odpowiedziałam i kontynuowałam wieszanie lampek. Po chwili w salonie pojawił się Kuba i zaczął podawać mi bombki. Kiedy skończyliśmy Bartek poszedł po nasze rzeczy do samochodu, a ja do kuchni pomóc pani Krysi.
-Co mam robić?- zapytałam szeroko się uśmiechając.
-Możesz zacząć lepić pierogi- powiedziała wskazując wycięte już kółka. Zabrałam się za przekazane mi zajęcie cicho nucąc pod nosem kolędę lecącą w radiu. - Jesteś szczęśliwa?- zapytała nagle, a ja podniosłam zaskoczona wzrok, ponieważ myślami byłam zupełnie gdzieś indziej.
-Skąd to pytanie?
-Chcę wiedzieć czy jesteś szczęśliwa z moim synem- uśmiechnęła się.
-Bardzo- odpowiedziałam.- Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego faceta- Nagle poczułam ręce, które oplotły mnie w pasie.
-Miło mi to słyszeć- powiedział Bartek i pocałował moją szyję.
-Mówię samą prawdę- uśmiechnęłam się. Ten odwrócił mnie przodem do siebie i namiętnie pocałował.
-Fuuuuu!- zaśmiał się Kuba wchodząc do kuchni.
-Sam niedługo będziesz robił podobnie- stwierdziłam, a Bartek jedynie pokazał mu język. Młodszy Kurek spłonął rumieńcem, a jego starszy brat rozbawiony stwierdził:
-Czyżbyś już to robił?
-Nie- odparł, a ja już wiedziałam.
-Nie umiesz kłamać, dokładnie jak twój brat.
-O wypraszam sobie! Umiem kłamać!- oburzył się Bartek.
-Nie- powiedziałam jednocześnie z jego mamą i zaczęłyśmy się śmiać.
Godzinę później wychodziłam z łazienki gotowa do wigilii. Miałam na sobie czerwoną sukienkę z 3/4 koronkowym rękawem i czarną wstążką w pasie. Włosy rozpuściłam i lekko pofalowałam. Na nogi założyłam wysokie, czarne szpilki. Zeszłam do salonu, w którym stał stół przygotowany na dzisiejszą kolację. Pomogłam pani Krysi przynieść wszystkie potrawy na stół wigilijny. Każdy stanął przy swoim miejscu, pan Adam wziął do ręki talerzyk z opłatkiem i zaczął:
-Bardzo cieszę się, że widzimy się w takim gronie. Kochani życzę Wam dużo szczęścia, radości i miłości oczywiście- mówiąc to spojrzał na mnie i Bartka, który złączył nasze dłonie. Wzięliśmy po jednym opłatku i zaczęliśmy się łamać. Najpierw odwróciłam się w stronę Bartka, uniosłam głowę patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnęłam widząc ich znajomy błękit.
-Kochanie wszystkiego, co najlepsze. Dużo szczęścia, radości, miłości ze mną oczywiście, cierpliwości dla mojej skromnej osoby. Żebyś już nigdy nie musiała płakać i cierpieć.
-Ja tobie życzę zdrówka przede wszystkim, bo ono jest najważniejsze ale również szczęścia, żeby cię ono nie opuszczało w żadnej z chwil. Dużo miłości i ciepełka- zakończyłam. Następnie połamałam się opłatkiem z resztą domowników. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy konsumować wspaniałe potrawy. Cały wieczór minął w spokojniej, ciepłej i rodzinnej atmosferze.
Grubo po godzinie 22 Kuba i rodzice Bartka poszli spać, a my siedzieliśmy w salonie.
-Idziemy na spacer?- zapytał nagle mój siatkarz.
-O tej godzinie? Zwariowałeś?- odpowiedziałam pytaniem patrząc mu prosto w oczy.
-No weeeeź. Idziemy- jęknął ciągnąc mnie za rękę.
-Zwariowałeś- zawyrokowałam.- Ja nie chcę nigdzie iść. Zimno jest, spać mi się chce i w ogóle- dodałam przy czym machnęłam ręką ukazując to "w ogóle".
-Mała no weź. Czemu nie? Przejdziemy się, zaczerpniemy świeżego powietrza. Jutro już stąd wyjeżdżamy, a ja nawet nie odwiedzę mojego boiska- westchnął. Niezadowolona podniosłam z wygodnej kanapy mój tyłek i ruszyłam do pokoju, który zajmujemy, aby przebrać się w coś cieplejszego, kiedy zdjęłam sukienkę i zaczęłam ubierać dresy, poczułam dłonie lądujące na moich biodrach i szept przy uchu:
-Wiesz co, może jednak zostaniemy- po czym usta mojego siatkarza wylądowały na mojej szyi i zaczęły ją delikatnie całować.
-Nie, nie, nie. Chciałeś spacer, to zapraszam- odparłam do końca się ubierając i wyszłam, ciągnąc Bartka za sobą. Ubraliśmy się ciepło i zabraliśmy komplet kluczy. Zamknęliśmy drzwi i wyszliśmy na odśnieżone podwórko. Bartek złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku. No dobra, może znanym, ale po ciemku to ja kompletnie nie mam pojęcia, gdzie my jesteśmy. Szliśmy jakieś dziesięć minut trzymając się za ręce i luźno rozmawiając na wszystkie tematy, które wpadły nam do głowy.
-Skąd pomysł na spacer?- zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-A tak jakoś- wzruszył ramionami.
-Okej- westchnęłam.
-Chodź- zaśmiał się wesoło Bartek i pociągnął mnie w jakąś boczną ścieżkę.
-Gdzie idziemy?- zapytałam patrząc na niego zaciekawiona.
-Nie poznajesz tego miejsca?- odpowiedział pytaniem zdziwiony.
-Jak mam poznawać coś, czego nie widzę- odparłam wzruszając ramionami.
-To teraz się przyjrzyj- szepnął stając za moimi plecami i mocno mnie przytulając. Spojrzałam na boisko do siatki, które było dokładnie odśnieżone i oświetlone. Stała na nim grupa nastolatków i odbijała piłkę wesoło się śmiejąc i rozmawiając. Wtedy uświadomiłam sobie, że jest to boisko, na którym Bartek stawiał swoje pierwsze kroki. Pokazał mi je, kiedy byłam z nim po raz pierwszy u jego rodziców.
-Zazdroszczę im- westchnęłam.
-Czego?- zapytał Bartek zaskoczony.
-Spójrz na nich. Są beztroscy, szczęśliwi a ich najczęstszym problemem jest zapewne to, aby znaleźć czas na spotkanie, bo mają pełno nauki. My też tacy byliśmy- odparłam ścierając z oka samotną łezkę.
-Hej, maleństwo- odwrócił mnie przodem do siebie i mocno przytulił gładząc dużą dłonią po plecach.- Czas leci. Jesteśmy już dorośli i mamy dużo więcej problemów.
-Ale zobacz. W Trójmieście mięliśmy tylu przyjaciół, mnóstwo wspaniałych chwil i wspomnień.
-Nasza pierwsza randka- uśmiechnął się uroczo, co zrobiłam również ja przypominając sobie tamtą sytuację.
*******************
No witam!
Jeżeli nie jesteś zagubionym wędrowcem, zapraszam do czytania.
Next koło środy/czwartku.
Dream <3
P.S. NASI JUNIORZY SĄ MISTRZAMI ŚWIATA!!!!
GRATULACJE PANOWIE <3
-Niekoniecznie już sięgam, ale boję się to przekazać tobie, bo znowu się zaplączesz- zaśmiałam się, a po chwili.... poczułam jak tracę grunt pod nogami. Pisnęłam zaskoczona i spojrzałam w dół, na głowę Bartka, który wziął mnie na swoje barki.
-Zwariowałeś?
-Oj, wieszaj lampki, nie narzekaj- powiedział i złapał mnie za uda, żebym nie spadła.
-Życie z tobą nigdy nie będzie nudne- zaśmiałam się.
-To dobrze?- zapytał, a ja w odpowiedzi pochyliłam się i szybko go pocałowałam.- To znaczy tak?
-Tak- odpowiedziałam i kontynuowałam wieszanie lampek. Po chwili w salonie pojawił się Kuba i zaczął podawać mi bombki. Kiedy skończyliśmy Bartek poszedł po nasze rzeczy do samochodu, a ja do kuchni pomóc pani Krysi.
-Co mam robić?- zapytałam szeroko się uśmiechając.
-Możesz zacząć lepić pierogi- powiedziała wskazując wycięte już kółka. Zabrałam się za przekazane mi zajęcie cicho nucąc pod nosem kolędę lecącą w radiu. - Jesteś szczęśliwa?- zapytała nagle, a ja podniosłam zaskoczona wzrok, ponieważ myślami byłam zupełnie gdzieś indziej.
-Skąd to pytanie?
-Chcę wiedzieć czy jesteś szczęśliwa z moim synem- uśmiechnęła się.
-Bardzo- odpowiedziałam.- Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego faceta- Nagle poczułam ręce, które oplotły mnie w pasie.
-Miło mi to słyszeć- powiedział Bartek i pocałował moją szyję.
-Mówię samą prawdę- uśmiechnęłam się. Ten odwrócił mnie przodem do siebie i namiętnie pocałował.
-Fuuuuu!- zaśmiał się Kuba wchodząc do kuchni.
-Sam niedługo będziesz robił podobnie- stwierdziłam, a Bartek jedynie pokazał mu język. Młodszy Kurek spłonął rumieńcem, a jego starszy brat rozbawiony stwierdził:
-Czyżbyś już to robił?
-Nie- odparł, a ja już wiedziałam.
-Nie umiesz kłamać, dokładnie jak twój brat.
-O wypraszam sobie! Umiem kłamać!- oburzył się Bartek.
-Nie- powiedziałam jednocześnie z jego mamą i zaczęłyśmy się śmiać.
Godzinę później wychodziłam z łazienki gotowa do wigilii. Miałam na sobie czerwoną sukienkę z 3/4 koronkowym rękawem i czarną wstążką w pasie. Włosy rozpuściłam i lekko pofalowałam. Na nogi założyłam wysokie, czarne szpilki. Zeszłam do salonu, w którym stał stół przygotowany na dzisiejszą kolację. Pomogłam pani Krysi przynieść wszystkie potrawy na stół wigilijny. Każdy stanął przy swoim miejscu, pan Adam wziął do ręki talerzyk z opłatkiem i zaczął:
-Bardzo cieszę się, że widzimy się w takim gronie. Kochani życzę Wam dużo szczęścia, radości i miłości oczywiście- mówiąc to spojrzał na mnie i Bartka, który złączył nasze dłonie. Wzięliśmy po jednym opłatku i zaczęliśmy się łamać. Najpierw odwróciłam się w stronę Bartka, uniosłam głowę patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnęłam widząc ich znajomy błękit.
-Kochanie wszystkiego, co najlepsze. Dużo szczęścia, radości, miłości ze mną oczywiście, cierpliwości dla mojej skromnej osoby. Żebyś już nigdy nie musiała płakać i cierpieć.
-Ja tobie życzę zdrówka przede wszystkim, bo ono jest najważniejsze ale również szczęścia, żeby cię ono nie opuszczało w żadnej z chwil. Dużo miłości i ciepełka- zakończyłam. Następnie połamałam się opłatkiem z resztą domowników. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy konsumować wspaniałe potrawy. Cały wieczór minął w spokojniej, ciepłej i rodzinnej atmosferze.
Grubo po godzinie 22 Kuba i rodzice Bartka poszli spać, a my siedzieliśmy w salonie.
-Idziemy na spacer?- zapytał nagle mój siatkarz.
-O tej godzinie? Zwariowałeś?- odpowiedziałam pytaniem patrząc mu prosto w oczy.
-No weeeeź. Idziemy- jęknął ciągnąc mnie za rękę.
-Zwariowałeś- zawyrokowałam.- Ja nie chcę nigdzie iść. Zimno jest, spać mi się chce i w ogóle- dodałam przy czym machnęłam ręką ukazując to "w ogóle".
-Mała no weź. Czemu nie? Przejdziemy się, zaczerpniemy świeżego powietrza. Jutro już stąd wyjeżdżamy, a ja nawet nie odwiedzę mojego boiska- westchnął. Niezadowolona podniosłam z wygodnej kanapy mój tyłek i ruszyłam do pokoju, który zajmujemy, aby przebrać się w coś cieplejszego, kiedy zdjęłam sukienkę i zaczęłam ubierać dresy, poczułam dłonie lądujące na moich biodrach i szept przy uchu:
-Wiesz co, może jednak zostaniemy- po czym usta mojego siatkarza wylądowały na mojej szyi i zaczęły ją delikatnie całować.
-Nie, nie, nie. Chciałeś spacer, to zapraszam- odparłam do końca się ubierając i wyszłam, ciągnąc Bartka za sobą. Ubraliśmy się ciepło i zabraliśmy komplet kluczy. Zamknęliśmy drzwi i wyszliśmy na odśnieżone podwórko. Bartek złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku. No dobra, może znanym, ale po ciemku to ja kompletnie nie mam pojęcia, gdzie my jesteśmy. Szliśmy jakieś dziesięć minut trzymając się za ręce i luźno rozmawiając na wszystkie tematy, które wpadły nam do głowy.
-Skąd pomysł na spacer?- zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-A tak jakoś- wzruszył ramionami.
-Okej- westchnęłam.
-Chodź- zaśmiał się wesoło Bartek i pociągnął mnie w jakąś boczną ścieżkę.
-Gdzie idziemy?- zapytałam patrząc na niego zaciekawiona.
-Nie poznajesz tego miejsca?- odpowiedział pytaniem zdziwiony.
-Jak mam poznawać coś, czego nie widzę- odparłam wzruszając ramionami.
-To teraz się przyjrzyj- szepnął stając za moimi plecami i mocno mnie przytulając. Spojrzałam na boisko do siatki, które było dokładnie odśnieżone i oświetlone. Stała na nim grupa nastolatków i odbijała piłkę wesoło się śmiejąc i rozmawiając. Wtedy uświadomiłam sobie, że jest to boisko, na którym Bartek stawiał swoje pierwsze kroki. Pokazał mi je, kiedy byłam z nim po raz pierwszy u jego rodziców.
-Zazdroszczę im- westchnęłam.
-Czego?- zapytał Bartek zaskoczony.
-Spójrz na nich. Są beztroscy, szczęśliwi a ich najczęstszym problemem jest zapewne to, aby znaleźć czas na spotkanie, bo mają pełno nauki. My też tacy byliśmy- odparłam ścierając z oka samotną łezkę.
-Hej, maleństwo- odwrócił mnie przodem do siebie i mocno przytulił gładząc dużą dłonią po plecach.- Czas leci. Jesteśmy już dorośli i mamy dużo więcej problemów.
-Ale zobacz. W Trójmieście mięliśmy tylu przyjaciół, mnóstwo wspaniałych chwil i wspomnień.
-Nasza pierwsza randka- uśmiechnął się uroczo, co zrobiłam również ja przypominając sobie tamtą sytuację.
*******************
No witam!
Jeżeli nie jesteś zagubionym wędrowcem, zapraszam do czytania.
Next koło środy/czwartku.
Dream <3
P.S. NASI JUNIORZY SĄ MISTRZAMI ŚWIATA!!!!
GRATULACJE PANOWIE <3
niedziela, 21 maja 2017
Rozdział 22
24 grudnia, Wigilia.
Budzę się czując, że zaczyna brakować mi tlenu. Otwieram leniwie oczy i zauważam, że jestem przygnieciona przez Bartka.
-Kurek dusisz!- jęczę szturając go w ramię. Oczywiście nie zareagował.- Bartek! Ja rodzę!- zaczęłam się drzeć jak opętana.- Kurek! Ojcem będziesz!
-Co??!!- ryknął Bartek gwałtownie się podnosząc. Zaczęłam się śmiać z jego reakcji.- Zuzia, ale ty nie jesteś w ciąży- zauważył. Co za bystrzak! Podrapał się niepewnie po głowie, a ja znowu zaczęłam się z niego śmiać. Jejciu, jak on mnie potrafi z samego rana rozbawić. Dobrze mieć takiego Kurka.
-Musiałam cię jakoś obudzić, bo nie mogłam oddychać- odparłam, kiedy już przestałam się śmiać.
-Tyyyy!- wskazał na mnie oskarżycielsko palcem.
-Co?
-To!- krzyknął i usiadł na mnie okrakiem, po czym zaczął łaskotać.
-Nie!- zaczęłam piszczeć.- Przestań!
-Poproś- zażądał cały czas mnie łaskocząc.
-Proszę!- pisnęłam.
-No dobra- mruknął i przestał mnie łaskotać, po czym położył się na mnie i mocno przytulił.
-Zdecydowanie wolę, jak leżymy odwrotnie. Wtedy nie gnieciesz mi cycków- westchnęłam. Bartek momentalnie nas odwrócił, tak, że to teraz ja leżałam na nim. Pisnęłam zaskoczona gwałtownością jego ruchu.
-Zadowolona?- zapytał kładąc ręce na moich biodrach.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiedziałam przytulając się do niego. Po dłuższej chwili ciszy Bartek powiedział:
-Wiesz, że zaraz musimy wstawać. Za dwie godziny mamy się spotkać z Olą i Piotrkiem, żeby złożyć sobie życzenia. A potem jedziemy do moich rodziców- no tak. Najpierw wymieniamy się życzeniami z przyjaciółmi, a potem wigilię spędzamy u rodziców Kurka.
-Czy ty zawsze musisz wszystko psuć? Tak fajnie mi się leży- odparłam i rozwaliłam się na łóżku.
-To poleż jeszcze trochę, a ja zrobię śniadanie- uśmiechnął się mój siatkarz, pocałował mnie i ruszył do kuchni. Po dziesięciu minutach samotne leżenie mi się znudziło, wstałam i podreptałam boso do kuchni. Oparłam się o framugę drzwi i obserwowałam wyczyny mojego mężczyzny w kuchni. Powoli do niego podeszłam i przytuliłam się do jego pleców.
-Już nie leniuchujesz?- zapytał kontynuując robienie śniadania.
-Bez ciebie jest tam strasznie nudno- westchnęłam i usiadłam na blacie, na którym obok Bartek robił kanapki.
-A wiesz, że wszystko popsułaś?
-Dlaczego?
-Bo chciałem cię tu przynieść- uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta.
-Mam wrócić?
-To chyba oczywiste- zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Wróciłam więc do pokoju i zadowolona rzuciłam się na łóżko. Po kilku minutach pojawił się Bartek z wesołym uśmiechem. Wziął mnie na ręce i ruszył do kuchni. Posadził na krześle i usiadł po drugiej stronie.
-Smacznego- powiedzieliśmy jednocześnie.
Dwie godziny później staliśmy przed drzwiami mieszkania Oli i Piotrka.
-Wchodźcie, wchodźcie!- powiedziała moja przyjaciółka otwierając drzwi. Po chwili siedzieliśmy już w salonie Nowakowskich i łamaliśmy się opłatkiem. Dość szybko złożyliśmy sobie życzenia, ponieważ i my i oni się spieszyliśmy. Dochodziła 10, a koło 15-16 chcieliśmy być na miejscu.
-To tak kochana! Wszystkiego, co najlepsze. Szczęścia, miłości i czego tam sobie wymarzyłaś. Takich małych Kurków. Żebyś już nigdy nie musiała od nas uciekać. Wyjaśnienia spraw z przeszłości- zakończyła, ostatnie zdanie praktycznie szepcząc.
-No, a ja ci życzę, żeby Piotruś miał do ciebie cierpliwość, spełnienia wszystkich marzeń, dużo, dużo szczęścia i mnóstwa powodów do radości. Gromadki dzieci, w przyszłości. No i żeby wasze wesele było takie, jak sobie wymarzycie- odpowiedziałam życzeniami i się uściskałyśmy. Następnie podeszłam do Piotrka i z nim też złożyłam sobie życzenia. Uściskaliśmy się, po czym razem z Nowakowskimi opuściliśmy ich blok. Pomachaliśmy sobie i oni ruszyli do Gdańska, a my do Nysy.
-Za jakieś dwadzieścia minut będziemy na miejscu- zakomunikował Bartek, który siedział za kierownicą.
-O jeny- westchnęłam.- Co tak właściwie powiedziałeś rodzicom?- zapytałam, ponieważ do tej pory nie mięliśmy okazji odwiedzić rodziców Bartka.
-Że chcę im przedstawić dziewczynę, z którą jestem od kilku miesięcy i na której cholernie mi zależy. Dodałem też, że ona sprawia, że jestem najszczęśliwszy na świecie i chcę, żeby spędziła z nami święta- odpowiedział, a z każdym jego słowem uśmiech na mojej twarzy stawał się większy.
-A powiedziałeś im że to ja?
-Jakoś mi umknęło. Ale wiesz... Mama cię uwielbia, tata zresztą też. A Kuba... Cóż, Kuba bardzo się ucieszy, bo kiedy dowiedział się, że zerwaliśmy to nakrzyczał na mnie i powiedział, że mam cię błagać o przebaczenie na kolanach, bo jesteś najlepszym, co mnie mogło spotkać w życiu. I wiesz co? Miał zajebistą rację- uśmiechnęłam się na jego słowa i poczułam samotną łzę, która spłynęła po moim policzku.- Zuzia, słoneczko, nie płacz.
-To ze szczęścia- odparłam i wytarłam policzek.
-Gotowa?- zapytał parkując przed znajomym domem. Byłam tu już kilkukrotnie, jeszcze kiedy byliśmy razem.
-Oczywiście- uśmiechnęłam się. Bartek wysiadł i podszedł otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i splotłam swoje palce z jego. Kurek szeroko się uśmiechnął i ruszyliśmy do drzwi. Zadzwoniliśmy dzwonkiem.
-Adam, otwórz! Kuba pewnie zapomniał kluczy!- usłyszeliśmy krzyk pani Krysi.
-Już, już!- odpowiedział jej mąż.- Oj, źle z tobą kobieto, jak swoich synów już nie odróżniasz- zaśmiał się i przywitał z Bartkiem.
-Co ty pleciesz?- zapytała pani Kurek i wyszła z kuchni. Widząc swojego starszego syna szeroko się uśmiechnęła i mocno go uściskała.
-Kogo to moje oczy widzą!- ucieszył się pan Adam.- Zuzia, dziecko drogie! Niech no ja cię uściskam- powiedział i mocno mnie objął. Odwzajemniłam tym samym szeroko się uśmiechając.
-Zuzia? To ciebie nam tutaj przywiózł? Ja zawsze wiedziałam, że wy do siebie wrócicie! No bo jakżeby inaczej. Bez siebie nigdy nie bylibyście szczęśliwi- odparła i również mocno mnie uściskała. Odpowiedziałam jej tym samym i powiedziałam.
-Dzień dobry. Miło państwa znowu widzieć.
-Wiele bym się spodziewała, ale nie tego, że zobaczę ciebie! Chociaż w głębi duszy na to liczyłam.
-Bardzo miło mi to słyszeć.
-Dobra, rozbierajcie się! Choinkę trzeba ubrać, samo to się nie zrobi. Kuba po tym jak wczoraj cały ogród ozdobił lampkami powiedział, że ma dość i wam to zostawia- uśmiechnął się pan Adam.
-W takim razie do roboty- odpowiedziałam również uśmiechnięta.- Jak skończę, to przyjdę pomóc pani w kuchni- dodałam.
-Nie ma potrzeby, kochana.
-Zawsze tak pani mówi- machnęłam ręką. Ruszyliśmy z Bartkiem do salonu i zaczęliśmy rozplątywać lampki.
-Kochanie, pomożesz?- zapytał Bartek. Podniosłam ostrożnie wzrok i zobaczyłam Kurka zaplątanego w lampki choinkowe. Zamrugałam kilkukrotnie i zaczęłam się śmiać.
-Kotku, jakim cudem takie małe lampki pokonały takiego dużego faceta?
-Jest ich za dużo. A na boisku piłka jest tylko jedna- zauważył i również zaczął się śmiać. Wyplątałam go z lampek i wysłałam po bombki, uznając że to będzie bezpieczniejsze. Nie dla niego. Dla tych biednych lampek. Kiedy kończyłam zakładanie ich do połowy choinki, Bartek wszedł stawiając na podłodze trzy kartony i ruszył po dwa ostatnie. Nagle usłyszałam trzask drzwi.
-Już jestem- krzyknął znajomy głos. Kuba.
-Cześć- powiedział Bartek i ruszył przywitać się z bratem. Słyszałam strzępki wesołej rozmowy.- Chodź. Poznasz moją dziewczynę- zaproponował mój siatkarz.
-Nie chcę. Doskonale wiesz, że z żadną nie będziesz szczęśliwy. Tylko z Zuzą. Obaj to wiemy- no proszę. Jak na piętnastolatka wypowiada się pięknie.
-Daj jej szansę. Proszę- odpowiedział Bartek. Usłyszałam głośne westchnienie i kroki. Kiedy byłam pewna, że weszli do salonu, odwróciłam się uśmiechnięta.
-Zuza?!- zapytał Kuba. Chłopak trochę się zmienił od mojej ostatniej wizyty, nie powiem, że nie.
-Cześć Kubuś.
-Ten idiota wreszcie poszedł po rozum do głowy i wróciliście do siebie?- zapytał, a jego mama z kuchni fuknęła:
-Jakub, słownictwo!
-Tak- odpowiedziałam, a ten uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę, po czym mocno mnie przytulił.
-Tak bardzo się cieszę. Myślałem, że to będzie kolejna głupia flądra- szepnął mi na ucho. Zaśmiałam się cicho i naśladując panią Krysię powiedziałam:
-Jakub, słownictwo!- po chwili oderwaliśmy się od siebie, a młodszy Kurek ruszył odnieść swoje rzeczy do pokoju.
-Jak ci idzie?- zapytał Bartek obejmując mnie w pasie.
-Niekoniecznie już sięgam, ale boję się to przekazać tobie, bo znowu się zaplączesz- zaśmiałam się, a po chwili...
************************
Witam cześć i czołem!
Zapraszam do czytania, mam dzisiaj taką wenę, że po prostu mnie ponosi. Co o tym sądzicie?
Zaraz pojawi się rozdział na moim drugim blogu, na któy serdecznie Was zapraszam http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Buziaki, Dream <3
P.S. Zapraszam do spisu na który niedawno trafiłam http://slowem-szyte.blogspot.com/
Budzę się czując, że zaczyna brakować mi tlenu. Otwieram leniwie oczy i zauważam, że jestem przygnieciona przez Bartka.
-Kurek dusisz!- jęczę szturając go w ramię. Oczywiście nie zareagował.- Bartek! Ja rodzę!- zaczęłam się drzeć jak opętana.- Kurek! Ojcem będziesz!
-Co??!!- ryknął Bartek gwałtownie się podnosząc. Zaczęłam się śmiać z jego reakcji.- Zuzia, ale ty nie jesteś w ciąży- zauważył. Co za bystrzak! Podrapał się niepewnie po głowie, a ja znowu zaczęłam się z niego śmiać. Jejciu, jak on mnie potrafi z samego rana rozbawić. Dobrze mieć takiego Kurka.
-Musiałam cię jakoś obudzić, bo nie mogłam oddychać- odparłam, kiedy już przestałam się śmiać.
-Tyyyy!- wskazał na mnie oskarżycielsko palcem.
-Co?
-To!- krzyknął i usiadł na mnie okrakiem, po czym zaczął łaskotać.
-Nie!- zaczęłam piszczeć.- Przestań!
-Poproś- zażądał cały czas mnie łaskocząc.
-Proszę!- pisnęłam.
-No dobra- mruknął i przestał mnie łaskotać, po czym położył się na mnie i mocno przytulił.
-Zdecydowanie wolę, jak leżymy odwrotnie. Wtedy nie gnieciesz mi cycków- westchnęłam. Bartek momentalnie nas odwrócił, tak, że to teraz ja leżałam na nim. Pisnęłam zaskoczona gwałtownością jego ruchu.
-Zadowolona?- zapytał kładąc ręce na moich biodrach.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiedziałam przytulając się do niego. Po dłuższej chwili ciszy Bartek powiedział:
-Wiesz, że zaraz musimy wstawać. Za dwie godziny mamy się spotkać z Olą i Piotrkiem, żeby złożyć sobie życzenia. A potem jedziemy do moich rodziców- no tak. Najpierw wymieniamy się życzeniami z przyjaciółmi, a potem wigilię spędzamy u rodziców Kurka.
-Czy ty zawsze musisz wszystko psuć? Tak fajnie mi się leży- odparłam i rozwaliłam się na łóżku.
-To poleż jeszcze trochę, a ja zrobię śniadanie- uśmiechnął się mój siatkarz, pocałował mnie i ruszył do kuchni. Po dziesięciu minutach samotne leżenie mi się znudziło, wstałam i podreptałam boso do kuchni. Oparłam się o framugę drzwi i obserwowałam wyczyny mojego mężczyzny w kuchni. Powoli do niego podeszłam i przytuliłam się do jego pleców.
-Już nie leniuchujesz?- zapytał kontynuując robienie śniadania.
-Bez ciebie jest tam strasznie nudno- westchnęłam i usiadłam na blacie, na którym obok Bartek robił kanapki.
-A wiesz, że wszystko popsułaś?
-Dlaczego?
-Bo chciałem cię tu przynieść- uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta.
-Mam wrócić?
-To chyba oczywiste- zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Wróciłam więc do pokoju i zadowolona rzuciłam się na łóżko. Po kilku minutach pojawił się Bartek z wesołym uśmiechem. Wziął mnie na ręce i ruszył do kuchni. Posadził na krześle i usiadł po drugiej stronie.
-Smacznego- powiedzieliśmy jednocześnie.
Dwie godziny później staliśmy przed drzwiami mieszkania Oli i Piotrka.
-Wchodźcie, wchodźcie!- powiedziała moja przyjaciółka otwierając drzwi. Po chwili siedzieliśmy już w salonie Nowakowskich i łamaliśmy się opłatkiem. Dość szybko złożyliśmy sobie życzenia, ponieważ i my i oni się spieszyliśmy. Dochodziła 10, a koło 15-16 chcieliśmy być na miejscu.
-To tak kochana! Wszystkiego, co najlepsze. Szczęścia, miłości i czego tam sobie wymarzyłaś. Takich małych Kurków. Żebyś już nigdy nie musiała od nas uciekać. Wyjaśnienia spraw z przeszłości- zakończyła, ostatnie zdanie praktycznie szepcząc.
-No, a ja ci życzę, żeby Piotruś miał do ciebie cierpliwość, spełnienia wszystkich marzeń, dużo, dużo szczęścia i mnóstwa powodów do radości. Gromadki dzieci, w przyszłości. No i żeby wasze wesele było takie, jak sobie wymarzycie- odpowiedziałam życzeniami i się uściskałyśmy. Następnie podeszłam do Piotrka i z nim też złożyłam sobie życzenia. Uściskaliśmy się, po czym razem z Nowakowskimi opuściliśmy ich blok. Pomachaliśmy sobie i oni ruszyli do Gdańska, a my do Nysy.
-Za jakieś dwadzieścia minut będziemy na miejscu- zakomunikował Bartek, który siedział za kierownicą.
-O jeny- westchnęłam.- Co tak właściwie powiedziałeś rodzicom?- zapytałam, ponieważ do tej pory nie mięliśmy okazji odwiedzić rodziców Bartka.
-Że chcę im przedstawić dziewczynę, z którą jestem od kilku miesięcy i na której cholernie mi zależy. Dodałem też, że ona sprawia, że jestem najszczęśliwszy na świecie i chcę, żeby spędziła z nami święta- odpowiedział, a z każdym jego słowem uśmiech na mojej twarzy stawał się większy.
-A powiedziałeś im że to ja?
-Jakoś mi umknęło. Ale wiesz... Mama cię uwielbia, tata zresztą też. A Kuba... Cóż, Kuba bardzo się ucieszy, bo kiedy dowiedział się, że zerwaliśmy to nakrzyczał na mnie i powiedział, że mam cię błagać o przebaczenie na kolanach, bo jesteś najlepszym, co mnie mogło spotkać w życiu. I wiesz co? Miał zajebistą rację- uśmiechnęłam się na jego słowa i poczułam samotną łzę, która spłynęła po moim policzku.- Zuzia, słoneczko, nie płacz.
-To ze szczęścia- odparłam i wytarłam policzek.
-Gotowa?- zapytał parkując przed znajomym domem. Byłam tu już kilkukrotnie, jeszcze kiedy byliśmy razem.
-Oczywiście- uśmiechnęłam się. Bartek wysiadł i podszedł otworzyć mi drzwi. Wysiadłam i splotłam swoje palce z jego. Kurek szeroko się uśmiechnął i ruszyliśmy do drzwi. Zadzwoniliśmy dzwonkiem.
-Adam, otwórz! Kuba pewnie zapomniał kluczy!- usłyszeliśmy krzyk pani Krysi.
-Już, już!- odpowiedział jej mąż.- Oj, źle z tobą kobieto, jak swoich synów już nie odróżniasz- zaśmiał się i przywitał z Bartkiem.
-Co ty pleciesz?- zapytała pani Kurek i wyszła z kuchni. Widząc swojego starszego syna szeroko się uśmiechnęła i mocno go uściskała.
-Kogo to moje oczy widzą!- ucieszył się pan Adam.- Zuzia, dziecko drogie! Niech no ja cię uściskam- powiedział i mocno mnie objął. Odwzajemniłam tym samym szeroko się uśmiechając.
-Zuzia? To ciebie nam tutaj przywiózł? Ja zawsze wiedziałam, że wy do siebie wrócicie! No bo jakżeby inaczej. Bez siebie nigdy nie bylibyście szczęśliwi- odparła i również mocno mnie uściskała. Odpowiedziałam jej tym samym i powiedziałam.
-Dzień dobry. Miło państwa znowu widzieć.
-Wiele bym się spodziewała, ale nie tego, że zobaczę ciebie! Chociaż w głębi duszy na to liczyłam.
-Bardzo miło mi to słyszeć.
-Dobra, rozbierajcie się! Choinkę trzeba ubrać, samo to się nie zrobi. Kuba po tym jak wczoraj cały ogród ozdobił lampkami powiedział, że ma dość i wam to zostawia- uśmiechnął się pan Adam.
-W takim razie do roboty- odpowiedziałam również uśmiechnięta.- Jak skończę, to przyjdę pomóc pani w kuchni- dodałam.
-Nie ma potrzeby, kochana.
-Zawsze tak pani mówi- machnęłam ręką. Ruszyliśmy z Bartkiem do salonu i zaczęliśmy rozplątywać lampki.
-Kochanie, pomożesz?- zapytał Bartek. Podniosłam ostrożnie wzrok i zobaczyłam Kurka zaplątanego w lampki choinkowe. Zamrugałam kilkukrotnie i zaczęłam się śmiać.
-Kotku, jakim cudem takie małe lampki pokonały takiego dużego faceta?
-Jest ich za dużo. A na boisku piłka jest tylko jedna- zauważył i również zaczął się śmiać. Wyplątałam go z lampek i wysłałam po bombki, uznając że to będzie bezpieczniejsze. Nie dla niego. Dla tych biednych lampek. Kiedy kończyłam zakładanie ich do połowy choinki, Bartek wszedł stawiając na podłodze trzy kartony i ruszył po dwa ostatnie. Nagle usłyszałam trzask drzwi.
-Już jestem- krzyknął znajomy głos. Kuba.
-Cześć- powiedział Bartek i ruszył przywitać się z bratem. Słyszałam strzępki wesołej rozmowy.- Chodź. Poznasz moją dziewczynę- zaproponował mój siatkarz.
-Nie chcę. Doskonale wiesz, że z żadną nie będziesz szczęśliwy. Tylko z Zuzą. Obaj to wiemy- no proszę. Jak na piętnastolatka wypowiada się pięknie.
-Daj jej szansę. Proszę- odpowiedział Bartek. Usłyszałam głośne westchnienie i kroki. Kiedy byłam pewna, że weszli do salonu, odwróciłam się uśmiechnięta.
-Zuza?!- zapytał Kuba. Chłopak trochę się zmienił od mojej ostatniej wizyty, nie powiem, że nie.
-Cześć Kubuś.
-Ten idiota wreszcie poszedł po rozum do głowy i wróciliście do siebie?- zapytał, a jego mama z kuchni fuknęła:
-Jakub, słownictwo!
-Tak- odpowiedziałam, a ten uśmiechnął się szeroko i ruszył w moją stronę, po czym mocno mnie przytulił.
-Tak bardzo się cieszę. Myślałem, że to będzie kolejna głupia flądra- szepnął mi na ucho. Zaśmiałam się cicho i naśladując panią Krysię powiedziałam:
-Jakub, słownictwo!- po chwili oderwaliśmy się od siebie, a młodszy Kurek ruszył odnieść swoje rzeczy do pokoju.
-Jak ci idzie?- zapytał Bartek obejmując mnie w pasie.
-Niekoniecznie już sięgam, ale boję się to przekazać tobie, bo znowu się zaplączesz- zaśmiałam się, a po chwili...
************************
Witam cześć i czołem!
Zapraszam do czytania, mam dzisiaj taką wenę, że po prostu mnie ponosi. Co o tym sądzicie?
Zaraz pojawi się rozdział na moim drugim blogu, na któy serdecznie Was zapraszam http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Buziaki, Dream <3
P.S. Zapraszam do spisu na który niedawno trafiłam http://slowem-szyte.blogspot.com/
sobota, 6 maja 2017
Rozdział 21
Następnego dnia wstałam przed 10, wzięłam ubrania i ruszyłam do łazienki. Szybko się przygotowałam i zeszłam do kuchni, żeby zrobić kawę. Stanęłam przy blacie i poczułam oplatające mnie w pasie ręce.
-Też chcę- usłyszałam przy uchu szept. Ale to nie był Bartek. Odwróciłam się i zobaczyłam Krystiana. Stary znajomy. W sumie nigdy nie lubiłam tego gościa. Niesamowicie mnie irytował swoim zachowaniem.
-Co ty sobie wyobrażasz?!- ryknęłam wściekła.
-Nie mów, że tego nie chciałaś- powiedział podchodząc do mnie. Instynktownie zaczęłam się cofać, aż trafiłam plecami na ścianę.
-Zostaw mnie- warknęłam na niego i spróbowałam odepchnąć, jednak był dużo silniejszy i ledwie drgnął. Aha, fajnie. Moja sytuacja jest wręcz zajebista. Zamknęłam oczy czując gromadzące się pod powiekami łzy.
-Nie słyszałeś, co powiedziała?- usłyszałam wściekły głos Bartka. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak siatkarz odciąga ode mnie tego typa i wyrzuca za drzwi. Zjechałam po ścianie czując łzy gromadzące się w kącikach oczu. Podniosłam głowę i zobaczyłam przyglądającego się mi Bartka. Podniosłam się i podeszłam do niego z zamiarem wtulenia się w jedyne ramiona, w których czułam się bezpiecznie. Jednak siatkarz zatrzymał mnie, łapiąc za ramiona i spojrzał prosto w oczy.
-Ty go tu wpuściłaś?- zapytał zły. A raczej wściekły. Tak, zdecydowanie wściekły.
-Zwariowałeś?- odpowiedziałam pytaniem, czując łzy płynące po moich policzkach.
-Dlaczego pozwoliłaś się przytulić?- spytał, a w jego oczach widziałam potęgującą złość.
-No zastanówmy się. Zazwyczaj to ty codziennie rano wchodzisz do kuchni i przytulasz mnie w ten sposób. Więc myślałam, że tym razem to też ty- wyjaśniłam, po czym najzwyczajniej w świecie odsunęłam się od niego i pobiegłam na górę. Byłam przerażona obecnością Krystiana i obłędem, który widziałam w jego oczach, a szanowny pan Bartosz zamiast mi pomóc, to woli prowadzić śledztwo. Weszłam do pokoju i zakopałam się w pościeli zamykając oczy. Po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi i siada obok mnie.
-Zuzia, przepraszam- szepnął Bartek kładąc mi dłoń na ramieniu. Wzdrygnęłam się przestraszona.- Hej, nie bój się mnie- powiedział i położył obok mnie, przytulając się do moich pleców. Odwróciłam się w jego ramionach i wtuliłam w jego szeroką klatkę piersiową. Po moich policzkach cały czas płynęły łzy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale okropnie przestraszyłam się Krystiana. Bartek wytarł moje policzki kciukiem, pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. Nawet nie wiem, kiedy znowu zasnęłam.
Gdy się obudziłam, poczułam że ktoś mi się przygląda. Leniwie otworzyłam oczy i podniosłam wzrok, natrafiając na piękne oczy Bartosza. Uśmiechnęłam się do chłopaka, co ten odwzajemnił.
-Przepraszam- szepnął.
-Daj spokój. Nie ma tematu- odpowiedziałam i wtuliłam się w niego zamykając oczy.
-Dzieciaki wstajecie?- zapytała moja mama wchodząc do pokoju.
-Tak, za chwilę- odpowiedziałam.- Mamo?
-Tak?
-Ty wpuściłaś Krystiana?- zapytałam patrząc jej w oczy.
-Tak kochanie.
-A mogłabyś tego więcej nie robić? I nie mówić mu nic o mnie?- poprosiłam.
-No dobrze, a czy coś się stało?- zapytała zmartwiona.
-Nic takiego. Ale nic mu o mnie nie mów, dobrze?
-Oczywiście- uśmiechnęła się i wyszła.
O 12 siedzieliśmy już w samochodzie i wracaliśmy do Rzeszowa. Oddałam kluczyki Bartkowi i usadowiłam się na miejscu pasażera. Całą drogę było nam bardzo wesoło. Kiedy jechaliśmy przez Warszawę postanowiliśmy zatrzymać się w jednej z restauracji na obiad. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy sobie dania, które po dwudziestu minutach już jedliśmy.
-No proszę! Kogo to można spotkać wychodząc na obiad na miasto!- usłyszeliśmy nagle. Podniosłam głowę i zobaczyłam Pawła Zagumnego razem z żoną.
-Hej!- powiedziałam i uściskałam Pawła i Oliwię. Po chwili to samo zrobili również moi towarzysze. Paweł i Oliwia dosiedli się do nas, a Zagumny bez zbędnych ceregieli zapytał:
-Jesteście znowu razem?
-Tak- odpowiedzieliśmy jednocześnie z szerokimi uśmiechami na twarzy. Potem rozmowa zeszła na wiele innych, mniej lub bardziej ważnych tematów. Około osiemnastej postanowiliśmy się zbierać.
-Bardzo miło się rozmawiało, ale my dzisiaj musimy do Rzeszowa wrócić- powiedziała Ola i zaczęliśmy się żegnać. Paweł podał Bartkowi rękę i szepnął mu coś na ucho, na co Kurek kiwnął głową, uśmiechnął się i odpowiedział również szeptem. Uściskałam Oliwię, a następnie Pawła.
-Życzę wam szczęścia- powiedział mi na ucho.
-Dziękuję, przyda się- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Liczę, że będę się bawić na waszym ślubie- odparła na głos Oliwia, zanim wsiedliśmy do samochodu.
-Może kiedyś- zaśmiałam się.
-Najpierw Bartek musiałby zadziałać- odpowiedział ze śmiechem Piotrek. Zaczęliśmy się śmiać i wsiedliśmy do auta. Machając Zagumnym ruszyliśmy do Rzeszowa.
-I tak z godziny zrobiły się trzy- westchnęła Ola.
-Nie narzekaj kochana- uśmiechnęłam się. Rozmawialiśmy na jakieś nudne tematy, i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero, gdy poczułam, że się unoszę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Bartka idącego ze mną w stronę bloku.
-Postaw mnie- poprosiłam.
-Choćbym chciał, to nie mogę, bo w aucie zdjęłaś buty, a ja ci ich nie ubierałem- odparł i poprawił mnie sobie na rękach.
-No dobra. Jakoś to zniosę- westchnęłam i objęłam go za szyję. Zamknęłam oczy i poczułam, że znowu odlatuję.
-Kochanie, nie śpij. Przebierz się w piżamę chociaż- szepnął mi na ucho Bartek.
-Mhm- mruknęłam i położyłam się na łóżku.
-Zuzia, masz- powiedział Bartek i podał mi jedną ze swoich koszulek.
-Zaraz- odparłam zaspana.
-Kochanie, proszę cię. Przebierz się i możesz iść spać.
-Aleś ty uparty- westchnęłam i zaczęłam się przebierać. Po dwóch minutach zostawiłam ubrania na podłodze i zagrzebałam się w kołdrze.
-Dobranoc- usłyszałam szept przy uchu.
-Dobranoc- odpowiedziałam, wtuliłam się w mojego siatkarza i ponownie zasnęłam.
Siedzę sobie spokojnie na tarasie przed domem i się opalałam, gdy nagle usłyszałam krzyk:
-Zuzanno Lipiecka! Szykuj się na porządne lanie!- krzyczała oczywiście Ola. O co jej chodzi? Tylko zorganizowałam jej randkę! Aleksandra wpadła na mój taras, a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Co tak drzesz tą papę, idiotko?- zapytałam patrząc na nią przez ciemne okulary.
-Co to miało być?!- zapytała zła.
-Oluś, zorganizowaliśmy tobie i Piotrusiowi randkę- oznajmiłam uśmiechnięta.
-Zorganizowaliśmy? Zbratałaś się z Kurkiem, żebym mogła bliżej poznać Piotrusia?- spytała zaskoczona.
-O! Już Piotrusia?- uśmiechnęłam się z przekąsem.
-Oh, spadaj!- zarumieniła się i usiadła obok mnie.
-Jak całuje?- zapytałam z głupim uśmiechem na twarzy.
-Zuzka!- pisnęła Ola. I, o ile to możliwe, zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Olka! Całowaliście się?!- podskoczyłam na jej reakcję.
-Znaczy... Jak już odprowadził mnie pod dom i się żegnaliśmy, to chciałam go pocałować w policzek, ale przez jego wzrost przypadkiem trafiłam w kącik ust- opowiedziała szeptem. Tak, w tym momencie moja przyjaciółka została pomidorem.
-Aaa!!!- zaczęłam piszczeć szczęśliwa.- Ola się całowała! Ola się całowała! Ola się całowała!- zaczęłam śpiewać i skakać po ogródku jak głupia.
-Cicho głupolu!- uciszyła mnie.- Ty mi lepiej powiedz jak ja mam się teraz wobec niego zachowywać!?
-Normalnie- westchnęłam.- Nie rób wielkiego halo! Umówiliście się już na drugie spotkanie?
-Nie- odpowiedziała cicho.
-Super. Muszę zadzwonić do Kurka- powiedziałam bardziej do siebie, niż do niej.
-Zuzka, nie swataj mnie!- pisnęła Wilczewska.
-Ja cię nie swatam. Ja pomagam szczęściu!- odparłam dumna i wypięłam pierś do przodu.
-Ty naprawdę masz z Bartkiem kontakt, żeby mi pomóc?- zapytała.
-No tak. Jeny, dobrze wiem jaka jesteś, zdążyłam zaobserwować jaki jest Piotrek. Razem z Kurkiem postanowiliśmy was wesprzeć.
-Dziękuję- uśmiechnęła się i pocałowała mój policzek.- Do jutra.
-Pa!- odkrzyknęłam i zamyśliłam się. Siedziałam tak przez jakąś godzinę i myślałam o tym, jak bardzo zazdroszczę Oli. Wbrew pozorom jesteśmy zupełnie inne, ona delikatna, a ja twarda. Ona spokojna, a ja nieustępliwa. Mogę mnożyć te przykłady. Wstałam przerywając rozmyślania i podreptałam do domu. Weszłam schodami na górę i skierowałam się do mojego pokoju na końcu korytarza. Ale zatrzymałam się drzwi wcześniej. Spojrzałam na wrota do pokoju Szymona i zawahałam się. Po chwili jednak podeszłam do nich i cicho zapukałam.
-Wchodź Zuzka!- krzyknął mój brat.
-Skąd wiedziałeś, że to ja?- zapytałam zaskoczona stając w progu pokoju.
-Poznałem po krokach- odparł leżąc na łóżku z dłońmi pod głową. Podeszłam do niego i położyłam się obok, opierając głowę na klatce piersiowej brata. -Co jest, Zuz?
-Niiic- westchnęłam. Poczułam, jak Szymon mnie do siebie przytula i milczy. Doskonale wie, że musi poczekać, aż sama mu coś powiem i na siłę nic ze mnie nie wyciśnie. -Jestem beznadziejna- odparłam po kilku minutach.
-Skąd takie wnioski?- zapytał mój braciszek.
-No zobacz. Ola znalazła sobie bardzo fajnego faceta i już są na dobrej drodze, żeby być parą. Ty masz Martusię. Ada ma Wojtka. O Damianie nie będę mówić, bo to strzelec wyborowy. A ja? Jestem sama, bez żadnych perspektyw na stały związek. Nie ma nawet faceta, który by mi się podobał i mi przypasował!
-Oj, Zuz. Bo ty potrzebujesz faceta, któremu uda się dorównać tobie. W sarkazmie, ironii i tym nietypowym poczuciu humoru. Musi być podobny do ciebie.
-Chyba masz rację- westchnęłam.
-Na pewno ją mam. Siostra, czy ty widzisz się u boku spokojnego i nieśmiałego chłopaka?- zapytał, a ja aż podniosłam głowę z zaskoczenia i spojrzałam na niego jak na wariata.- No właśnie! Mała, doczekasz się kiedyś faceta, który będzie na ciebie w pełni zasługiwał.
-Mała jest twoja pała- zaśmiałam się.
-Gdybyś nie była moją siostrą, to bym ci odpowiedział, że zaraz się przekonasz, że nie- odpowiedział i oboje zaczęliśmy się śmiać.
***********************
Witam!
Rozdział nijaki, o wszystkim i o niczym. Wcale mi się nie podoba.
Buziaki, Dream <3
-Też chcę- usłyszałam przy uchu szept. Ale to nie był Bartek. Odwróciłam się i zobaczyłam Krystiana. Stary znajomy. W sumie nigdy nie lubiłam tego gościa. Niesamowicie mnie irytował swoim zachowaniem.
-Co ty sobie wyobrażasz?!- ryknęłam wściekła.
-Nie mów, że tego nie chciałaś- powiedział podchodząc do mnie. Instynktownie zaczęłam się cofać, aż trafiłam plecami na ścianę.
-Zostaw mnie- warknęłam na niego i spróbowałam odepchnąć, jednak był dużo silniejszy i ledwie drgnął. Aha, fajnie. Moja sytuacja jest wręcz zajebista. Zamknęłam oczy czując gromadzące się pod powiekami łzy.
-Nie słyszałeś, co powiedziała?- usłyszałam wściekły głos Bartka. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak siatkarz odciąga ode mnie tego typa i wyrzuca za drzwi. Zjechałam po ścianie czując łzy gromadzące się w kącikach oczu. Podniosłam głowę i zobaczyłam przyglądającego się mi Bartka. Podniosłam się i podeszłam do niego z zamiarem wtulenia się w jedyne ramiona, w których czułam się bezpiecznie. Jednak siatkarz zatrzymał mnie, łapiąc za ramiona i spojrzał prosto w oczy.
-Ty go tu wpuściłaś?- zapytał zły. A raczej wściekły. Tak, zdecydowanie wściekły.
-Zwariowałeś?- odpowiedziałam pytaniem, czując łzy płynące po moich policzkach.
-Dlaczego pozwoliłaś się przytulić?- spytał, a w jego oczach widziałam potęgującą złość.
-No zastanówmy się. Zazwyczaj to ty codziennie rano wchodzisz do kuchni i przytulasz mnie w ten sposób. Więc myślałam, że tym razem to też ty- wyjaśniłam, po czym najzwyczajniej w świecie odsunęłam się od niego i pobiegłam na górę. Byłam przerażona obecnością Krystiana i obłędem, który widziałam w jego oczach, a szanowny pan Bartosz zamiast mi pomóc, to woli prowadzić śledztwo. Weszłam do pokoju i zakopałam się w pościeli zamykając oczy. Po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi i siada obok mnie.
-Zuzia, przepraszam- szepnął Bartek kładąc mi dłoń na ramieniu. Wzdrygnęłam się przestraszona.- Hej, nie bój się mnie- powiedział i położył obok mnie, przytulając się do moich pleców. Odwróciłam się w jego ramionach i wtuliłam w jego szeroką klatkę piersiową. Po moich policzkach cały czas płynęły łzy. Nie mam pojęcia dlaczego, ale okropnie przestraszyłam się Krystiana. Bartek wytarł moje policzki kciukiem, pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. Nawet nie wiem, kiedy znowu zasnęłam.
Gdy się obudziłam, poczułam że ktoś mi się przygląda. Leniwie otworzyłam oczy i podniosłam wzrok, natrafiając na piękne oczy Bartosza. Uśmiechnęłam się do chłopaka, co ten odwzajemnił.
-Przepraszam- szepnął.
-Daj spokój. Nie ma tematu- odpowiedziałam i wtuliłam się w niego zamykając oczy.
-Dzieciaki wstajecie?- zapytała moja mama wchodząc do pokoju.
-Tak, za chwilę- odpowiedziałam.- Mamo?
-Tak?
-Ty wpuściłaś Krystiana?- zapytałam patrząc jej w oczy.
-Tak kochanie.
-A mogłabyś tego więcej nie robić? I nie mówić mu nic o mnie?- poprosiłam.
-No dobrze, a czy coś się stało?- zapytała zmartwiona.
-Nic takiego. Ale nic mu o mnie nie mów, dobrze?
-Oczywiście- uśmiechnęła się i wyszła.
O 12 siedzieliśmy już w samochodzie i wracaliśmy do Rzeszowa. Oddałam kluczyki Bartkowi i usadowiłam się na miejscu pasażera. Całą drogę było nam bardzo wesoło. Kiedy jechaliśmy przez Warszawę postanowiliśmy zatrzymać się w jednej z restauracji na obiad. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy sobie dania, które po dwudziestu minutach już jedliśmy.
-No proszę! Kogo to można spotkać wychodząc na obiad na miasto!- usłyszeliśmy nagle. Podniosłam głowę i zobaczyłam Pawła Zagumnego razem z żoną.
-Hej!- powiedziałam i uściskałam Pawła i Oliwię. Po chwili to samo zrobili również moi towarzysze. Paweł i Oliwia dosiedli się do nas, a Zagumny bez zbędnych ceregieli zapytał:
-Jesteście znowu razem?
-Tak- odpowiedzieliśmy jednocześnie z szerokimi uśmiechami na twarzy. Potem rozmowa zeszła na wiele innych, mniej lub bardziej ważnych tematów. Około osiemnastej postanowiliśmy się zbierać.
-Bardzo miło się rozmawiało, ale my dzisiaj musimy do Rzeszowa wrócić- powiedziała Ola i zaczęliśmy się żegnać. Paweł podał Bartkowi rękę i szepnął mu coś na ucho, na co Kurek kiwnął głową, uśmiechnął się i odpowiedział również szeptem. Uściskałam Oliwię, a następnie Pawła.
-Życzę wam szczęścia- powiedział mi na ucho.
-Dziękuję, przyda się- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Liczę, że będę się bawić na waszym ślubie- odparła na głos Oliwia, zanim wsiedliśmy do samochodu.
-Może kiedyś- zaśmiałam się.
-Najpierw Bartek musiałby zadziałać- odpowiedział ze śmiechem Piotrek. Zaczęliśmy się śmiać i wsiedliśmy do auta. Machając Zagumnym ruszyliśmy do Rzeszowa.
-I tak z godziny zrobiły się trzy- westchnęła Ola.
-Nie narzekaj kochana- uśmiechnęłam się. Rozmawialiśmy na jakieś nudne tematy, i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero, gdy poczułam, że się unoszę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Bartka idącego ze mną w stronę bloku.
-Postaw mnie- poprosiłam.
-Choćbym chciał, to nie mogę, bo w aucie zdjęłaś buty, a ja ci ich nie ubierałem- odparł i poprawił mnie sobie na rękach.
-No dobra. Jakoś to zniosę- westchnęłam i objęłam go za szyję. Zamknęłam oczy i poczułam, że znowu odlatuję.
-Kochanie, nie śpij. Przebierz się w piżamę chociaż- szepnął mi na ucho Bartek.
-Mhm- mruknęłam i położyłam się na łóżku.
-Zuzia, masz- powiedział Bartek i podał mi jedną ze swoich koszulek.
-Zaraz- odparłam zaspana.
-Kochanie, proszę cię. Przebierz się i możesz iść spać.
-Aleś ty uparty- westchnęłam i zaczęłam się przebierać. Po dwóch minutach zostawiłam ubrania na podłodze i zagrzebałam się w kołdrze.
-Dobranoc- usłyszałam szept przy uchu.
-Dobranoc- odpowiedziałam, wtuliłam się w mojego siatkarza i ponownie zasnęłam.
Siedzę sobie spokojnie na tarasie przed domem i się opalałam, gdy nagle usłyszałam krzyk:
-Zuzanno Lipiecka! Szykuj się na porządne lanie!- krzyczała oczywiście Ola. O co jej chodzi? Tylko zorganizowałam jej randkę! Aleksandra wpadła na mój taras, a ja spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Co tak drzesz tą papę, idiotko?- zapytałam patrząc na nią przez ciemne okulary.
-Co to miało być?!- zapytała zła.
-Oluś, zorganizowaliśmy tobie i Piotrusiowi randkę- oznajmiłam uśmiechnięta.
-Zorganizowaliśmy? Zbratałaś się z Kurkiem, żebym mogła bliżej poznać Piotrusia?- spytała zaskoczona.
-O! Już Piotrusia?- uśmiechnęłam się z przekąsem.
-Oh, spadaj!- zarumieniła się i usiadła obok mnie.
-Jak całuje?- zapytałam z głupim uśmiechem na twarzy.
-Zuzka!- pisnęła Ola. I, o ile to możliwe, zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Olka! Całowaliście się?!- podskoczyłam na jej reakcję.
-Znaczy... Jak już odprowadził mnie pod dom i się żegnaliśmy, to chciałam go pocałować w policzek, ale przez jego wzrost przypadkiem trafiłam w kącik ust- opowiedziała szeptem. Tak, w tym momencie moja przyjaciółka została pomidorem.
-Aaa!!!- zaczęłam piszczeć szczęśliwa.- Ola się całowała! Ola się całowała! Ola się całowała!- zaczęłam śpiewać i skakać po ogródku jak głupia.
-Cicho głupolu!- uciszyła mnie.- Ty mi lepiej powiedz jak ja mam się teraz wobec niego zachowywać!?
-Normalnie- westchnęłam.- Nie rób wielkiego halo! Umówiliście się już na drugie spotkanie?
-Nie- odpowiedziała cicho.
-Super. Muszę zadzwonić do Kurka- powiedziałam bardziej do siebie, niż do niej.
-Zuzka, nie swataj mnie!- pisnęła Wilczewska.
-Ja cię nie swatam. Ja pomagam szczęściu!- odparłam dumna i wypięłam pierś do przodu.
-Ty naprawdę masz z Bartkiem kontakt, żeby mi pomóc?- zapytała.
-No tak. Jeny, dobrze wiem jaka jesteś, zdążyłam zaobserwować jaki jest Piotrek. Razem z Kurkiem postanowiliśmy was wesprzeć.
-Dziękuję- uśmiechnęła się i pocałowała mój policzek.- Do jutra.
-Pa!- odkrzyknęłam i zamyśliłam się. Siedziałam tak przez jakąś godzinę i myślałam o tym, jak bardzo zazdroszczę Oli. Wbrew pozorom jesteśmy zupełnie inne, ona delikatna, a ja twarda. Ona spokojna, a ja nieustępliwa. Mogę mnożyć te przykłady. Wstałam przerywając rozmyślania i podreptałam do domu. Weszłam schodami na górę i skierowałam się do mojego pokoju na końcu korytarza. Ale zatrzymałam się drzwi wcześniej. Spojrzałam na wrota do pokoju Szymona i zawahałam się. Po chwili jednak podeszłam do nich i cicho zapukałam.
-Wchodź Zuzka!- krzyknął mój brat.
-Skąd wiedziałeś, że to ja?- zapytałam zaskoczona stając w progu pokoju.
-Poznałem po krokach- odparł leżąc na łóżku z dłońmi pod głową. Podeszłam do niego i położyłam się obok, opierając głowę na klatce piersiowej brata. -Co jest, Zuz?
-Niiic- westchnęłam. Poczułam, jak Szymon mnie do siebie przytula i milczy. Doskonale wie, że musi poczekać, aż sama mu coś powiem i na siłę nic ze mnie nie wyciśnie. -Jestem beznadziejna- odparłam po kilku minutach.
-Skąd takie wnioski?- zapytał mój braciszek.
-No zobacz. Ola znalazła sobie bardzo fajnego faceta i już są na dobrej drodze, żeby być parą. Ty masz Martusię. Ada ma Wojtka. O Damianie nie będę mówić, bo to strzelec wyborowy. A ja? Jestem sama, bez żadnych perspektyw na stały związek. Nie ma nawet faceta, który by mi się podobał i mi przypasował!
-Oj, Zuz. Bo ty potrzebujesz faceta, któremu uda się dorównać tobie. W sarkazmie, ironii i tym nietypowym poczuciu humoru. Musi być podobny do ciebie.
-Chyba masz rację- westchnęłam.
-Na pewno ją mam. Siostra, czy ty widzisz się u boku spokojnego i nieśmiałego chłopaka?- zapytał, a ja aż podniosłam głowę z zaskoczenia i spojrzałam na niego jak na wariata.- No właśnie! Mała, doczekasz się kiedyś faceta, który będzie na ciebie w pełni zasługiwał.
-Mała jest twoja pała- zaśmiałam się.
-Gdybyś nie była moją siostrą, to bym ci odpowiedział, że zaraz się przekonasz, że nie- odpowiedział i oboje zaczęliśmy się śmiać.
***********************
Witam!
Rozdział nijaki, o wszystkim i o niczym. Wcale mi się nie podoba.
Buziaki, Dream <3
niedziela, 16 kwietnia 2017
Rozdział 20
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wojtek wstał i poszedł otworzyć. Po chwili w salonie pojawili się Szymon z Martą i Damian z Alą.
-Co tak późno?- zapytała Ada, kiedy się z nimi witaliśmy.
-Trochę za późno wyszliśmy- wyjaśnił Szymon.
-Trzeba było wyjść wcześniej- zasugerowała moja siostra ze znaczącą miną.
-Było za późno, żeby wyjść wcześniej- odparował Damian i ucałował policzek Ady. Po wylewnym powitaniu rozsiedliśmy się wygodnie w salonie i zaczęliśmy rozmawiać. W tle leciała jakaś piosenka, a Wojtek nagle palnął:
-Ominął was koncert!
-Jaki koncert?- zapytała Marta zaciekawiona. Posłałam szwagrowi siejące zniszczenie spojrzenie i wypiłam sporego łyka wina.
-Zuzka śpiewała- odparł szeroko uśmiechnięty.
-Zuzia, przecież ty...- zaczął Szymon, a Damian zakończył:
-Już nie śpiewasz.
-I co?- spytałam zła. Teraz nie dadzą mi spokoju. A czy to tak trudno pojąć. JUŻ NIE ŚPIEWAM. Kropka, koniec tematu, nie ma co tego roztrząsać.
-Zuz...- zaczął ponownie Szymon, a ja jestem pewna, dam sobie wręcz rękę uciąć, że myślał o naszej ostatniej rozmowie na ten temat.
-To był ostatni raz.
-A już liczyłam- westchnęła Ola.
-No co tym razem?- zapytałam zaskoczona.
-Że zaśpiewasz na moim, naszym ślubie.
-Nie ma mowy.
-Ale dlaczego?- spytał niezadowolony Nowakowski.
-Bo nie. Ja NIE ŚPIEWAM. Już nie- powiedziałam dobitnie.
-Tak właściwie to dlaczego? Nigdy o tym przecież nie mówiłaś, nie wyjaśniłaś dlaczego przestałaś śpiewać. A masz tak śliczny głos.
-Po prostu nie. Koniec tego tematu.
-Zuzka- zaczął Wojtek.
-Nie!- warknęłam zła i upiłam dość sporego łyka wina.
-Mała- zaczął Bartek widząc łzy w kącikach moich oczu.
-Nie!- wzięłam głęboki oddech, otarłam łzę i wpakowałam sobie do buzi czekoladkę. Temat mojego śpiewania nie wrócił. Wspominaliśmy wiele wesołych chwil, które razem przeżyliśmy.
-A pamiętacie te treningi, dziewczyny?- zapytałam patrząc na Martę i Olę.
-No, dupy z boiska nie mogłam podnieść. To były czasy. Teraz to się roztyłam- westchnęła Marta.
-Jesteś śliczna- odparł Szymon i pocałował policzek dziewczyny. Ta szeroko się uśmiechnęła i szepnęła mu coś na ucho.
-Te wszystkie turnieje. Czasem myślę, że mogłyśmy się dłużej zająć tą ręczną- stwierdziła Ola.
-A ja myślę, że nie. Mamy świetne życie i po co to zmieniać?- zapytałam.
-Coś w tym jest- przyznała Olka. Cały wieczór wyglądał podobnie. Koło 22 wszyscy mięli ochotę na tańce, więc salon zamienił się w mały parkiet. Akurat leciała jakaś bardzo wolna i nastrojowa piosenka, więc wszystkie pary tańczyły przytulone.
-Czy tak mogłoby być już zawsze?- zapytałam szeptem Bartka.
-Niestety, to tylko chwila przyjemności- westchnął i mocniej mnie objął. Gdy piosenka się skończyła ponownie się rozsiedliśmy a Ada zapytała:
-Macie już wszystko przygotowane?- patrzyła przy tym na Olę i Piotrka, więc można było się domyśleć, że pyta o ślub.
-Mamy załatwione wszystkie sprawy związane z salą, jedzeniem, noclegiem, muzyką i gośćmi. Zostaje fotograf, suknia, garnitur i kilka drobiazgów- wyjaśniła przyszła pani Nowakowska.
-A świadkowie?- dopytał Wojtek.
-Siedzą tutaj- uśmiechnął się Piotruś. Ada i Wojtek spojrzeli momentalnie na mnie i Bartka.
-Czemu nic nie powiedziałaś?- zapytała moja siostra.
-Niespodzianka!- zaśmiałam się.
-Nie ważne- westchnęła Ada zrezygnowana. Od mojej siostry wychodziliśmy grubo po trzeciej. Szłam razem z Bartkiem, Olą i Piotrkiem.
-Nogi mnie bolą!- jęknęłam niezadowolona.
-No i co ja ci poradzę?- zapytał Bartek. Zatrzymałam się z chytrym uśmieszkiem i wskoczyłam na plecy chłopaka. Ten, jakby się tego spodziewał, chwycił moje nogi i ruszył dalej.
-Też tak chcę!- pisnęła Ola, a ja wtuliłam się w szyję Bartka. Usłyszałam głośnie westchnienie Piotrka.
-Musiałeś?- zapytał on Bartka, po czym również wziął Olę na barana. Ta zaśmiała się szczęśliwa i pocałowała policzek narzeczonego. Uśmiechnęłam się i...
-Wiecie co- powiedziałam, a oni automatycznie zwrócili na mnie swoją uwagę.
-Zaskocz mnie- poprosiła Ola z dziwnym uśmiechem.
-Zaśpiewam na waszym ślubie. Co mi szkodzi- odparłam delikatnie się uśmiechając. Szok. To jedyne, co było na ich twarzach. Zatrzymali się i patrzyli na mnie, jakbym była jakimś kosmitą.
-Naprawdę?- zapytał Piotrek, który jako pierwszy się otrząsnął.
-Naprawdę- powiedziałam. Usłyszałam radosny pisk Oli, po czym ruszyliśmy dalej. Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi, po czym skierowaliśmy się prostu do mojego domu. Trzymałam rękoma szyję Bartka, a głowę miałam opartą na jego ramieniu. Po chwili z nudów przybliżyłam usta do jego szyi i zaczęłam mu robić malinkę.
-Mała, przestań. Wiesz, że tego nienawidzę- powiedział ostrzegawczym tonem. Jęknęłam niezadowolona, ale oderwałam się od jego szyi. Po chwili dotarliśmy do domu i najciszej jak potrafiliśmy, doszliśmy do mojego pokoju. Przebrałam się szybko w piżamę, co zrobił również Bartek i położyliśmy się. Odwróciłam się twarzą do mojego siatkarza i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach. Kiedy się od niego oderwałam, wtuliłam się w niego, a ten szczelnie otulił mnie swoimi ramionami. Zamknęłam oczy, ale nie mogłam zasnąć. W mojej głowie szumiały wspomnienia.
-Olka no chodź! Będzie fajnie!- zachęcałam przyjaciółkę do wyjścia nad morze. Czas wcielić w życie plan mój i Bartka.
-No dobra!- jęknęła niezadowolona. Pisnęłam szczęśliwa.
-Idziemy!- zarządziłam i z zapakowanymi torbami ruszyłyśmy do wyjścia. Kiedy z daleka Ola zobaczyła Piotrka i Bartka zwolniła i zapytała:
-Jesteś gotowa się dla mnie poświęcić?
-Chodź już, bo chłopaki na nas czekają- złapałam ją za łokieć.
-Jak ty to?- szok na jej twarzy był ogromny.
-Bartek nie jest taki zły przy bliższym poznaniu. A dla najlepszej przyjaciółki jestem w stanie się poświęcić- odparłam i podeszłam do chłopaków.- Cześć!
-O hej- przywitał się Bartek, a Piotrek wyglądał na zaskoczonego.
-Hej- powiedziała Ola.
-Emm, cześć- wymruczał nieśmiało Pit. Chyba będzie trudniej niż myślałam. No nic. Ja nie dam rady? Śmieszne. Ja zawsze daję radę.
-Dobra, co robimy? Jakieś propozycje?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
-Znacie tu jakąś dobrą kawiarnię czy coś?- spytał Bartek. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam:
-Tak. Tu niedaleko jest najlepsza kawiarnia jaką znam- po czym całą czwórką ruszyliśmy w stronę wspomnianej kawiarni. Usiedliśmy przy wolnym stoliku, po czym zapytałam- Kto co chce?
-A co polecasz?- zapytał Bartek.
-Koktajle i gofry. Ale lody też mają dobre- uśmiechnęłam się.
-Tu wszystko jest świetne- odparła Ola i spojrzała na Piotrka.- Powinieneś spróbować koktajlu jagodowego- zaproponowała Piotrkowi.
-To poproszę. I gofra z kiwi i borówkami- odparł i wyglądał na niesamowicie szczęśliwego. Chyba nasz plan zaczyna działać!
-Ola?- zapytałam.
-To co zwykle.
-Dobra. Bartek, chodź. Pomożesz mi- zarządziłam i chwyciłam chłopaka za przedramię ciągnąc za sobą. Usłyszałam śmiechy Piotrka i Oli, ale je zignorowałam. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy.
-Słabo nam idzie- stwierdził chłopak.
-Musimy zniknąć- odparłam spokojnie.
-To znaczy?
-A czego nie rozumiesz?
-Podziwiam faceta, który z tobą wytrzymuje- westchnął.
-Nie mam faceta- odparłam spokojnie, a chłopak wyglądał na zaskoczonego.
-Serio?
-Serio, serio. Nie potrzebuję.
-Jak nie potrzebujesz? Nie potrzebujesz kogoś, kto by się o ciebie troszczył, martwił, przytulał...?- zaczął wymieniać obejmując mnie przy tym ramieniem.
-Nie. I lepiej zabierz to łapsko, bo ci je urwę przy samej dupie i wsadzę do gardła- syknęłam zła.
-Wybacz- mruknął.
-Musimy się ulotnić- powtórzyłam.
-Jak?
-Nie wiem, coś wymyślę.
-Zdaję się więc na ciebie- odparł i złapał zamówienie swoje i Piotrka. Ja zabrałam moje i Oli i razem ruszyliśmy do stolika. Podałam przyjaciółce zamówienie i usiadłam obok niej. Ola i Piotrek cały czas rozmawiali i byli zajęci wyłącznie sobą, nie zwracali na nas nawet najmniejszej uwagi. Kiedy już wszystko zjedliśmy i wypiliśmy, spojrzałam Bartkowi prosto w oczy i kiwnęłam głową.
-Dobra, my nie będziemy wam przeszkadzać, pa- uśmiechnęłam się szeroko, ucałowałam policzek Olki, przytuliłam delikatnie zdezorientowanego Nowakowskiego i spojrzałam wyczekująco na Bartka. Ten również się z nimi pożegnał.
-Cześć- powiedzieliśmy jednocześnie i zaczęliśmy dość szybkim krokiem się oddalać.
-Hej- usłyszałam zaskoczony głos tamtej dwójki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba nie będzie aż tak źle. Zasnęłam z głową pełną wspomnień i uśmiechem na ustach.
*****************
Heyka!
Przedstawiam kolejny rozdział i się nie rozpisuję. Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś o mojej nieobecności zapraszam do lektury notatki pod ostatnim rozdziałem na moim drugim blogu http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Buziaki, Dream <3 :*
-Co tak późno?- zapytała Ada, kiedy się z nimi witaliśmy.
-Trochę za późno wyszliśmy- wyjaśnił Szymon.
-Trzeba było wyjść wcześniej- zasugerowała moja siostra ze znaczącą miną.
-Było za późno, żeby wyjść wcześniej- odparował Damian i ucałował policzek Ady. Po wylewnym powitaniu rozsiedliśmy się wygodnie w salonie i zaczęliśmy rozmawiać. W tle leciała jakaś piosenka, a Wojtek nagle palnął:
-Ominął was koncert!
-Jaki koncert?- zapytała Marta zaciekawiona. Posłałam szwagrowi siejące zniszczenie spojrzenie i wypiłam sporego łyka wina.
-Zuzka śpiewała- odparł szeroko uśmiechnięty.
-Zuzia, przecież ty...- zaczął Szymon, a Damian zakończył:
-Już nie śpiewasz.
-I co?- spytałam zła. Teraz nie dadzą mi spokoju. A czy to tak trudno pojąć. JUŻ NIE ŚPIEWAM. Kropka, koniec tematu, nie ma co tego roztrząsać.
-Zuz...- zaczął ponownie Szymon, a ja jestem pewna, dam sobie wręcz rękę uciąć, że myślał o naszej ostatniej rozmowie na ten temat.
-To był ostatni raz.
-A już liczyłam- westchnęła Ola.
-No co tym razem?- zapytałam zaskoczona.
-Że zaśpiewasz na moim, naszym ślubie.
-Nie ma mowy.
-Ale dlaczego?- spytał niezadowolony Nowakowski.
-Bo nie. Ja NIE ŚPIEWAM. Już nie- powiedziałam dobitnie.
-Tak właściwie to dlaczego? Nigdy o tym przecież nie mówiłaś, nie wyjaśniłaś dlaczego przestałaś śpiewać. A masz tak śliczny głos.
-Po prostu nie. Koniec tego tematu.
-Zuzka- zaczął Wojtek.
-Nie!- warknęłam zła i upiłam dość sporego łyka wina.
-Mała- zaczął Bartek widząc łzy w kącikach moich oczu.
-Nie!- wzięłam głęboki oddech, otarłam łzę i wpakowałam sobie do buzi czekoladkę. Temat mojego śpiewania nie wrócił. Wspominaliśmy wiele wesołych chwil, które razem przeżyliśmy.
-A pamiętacie te treningi, dziewczyny?- zapytałam patrząc na Martę i Olę.
-No, dupy z boiska nie mogłam podnieść. To były czasy. Teraz to się roztyłam- westchnęła Marta.
-Jesteś śliczna- odparł Szymon i pocałował policzek dziewczyny. Ta szeroko się uśmiechnęła i szepnęła mu coś na ucho.
-Te wszystkie turnieje. Czasem myślę, że mogłyśmy się dłużej zająć tą ręczną- stwierdziła Ola.
-A ja myślę, że nie. Mamy świetne życie i po co to zmieniać?- zapytałam.
-Coś w tym jest- przyznała Olka. Cały wieczór wyglądał podobnie. Koło 22 wszyscy mięli ochotę na tańce, więc salon zamienił się w mały parkiet. Akurat leciała jakaś bardzo wolna i nastrojowa piosenka, więc wszystkie pary tańczyły przytulone.
-Czy tak mogłoby być już zawsze?- zapytałam szeptem Bartka.
-Niestety, to tylko chwila przyjemności- westchnął i mocniej mnie objął. Gdy piosenka się skończyła ponownie się rozsiedliśmy a Ada zapytała:
-Macie już wszystko przygotowane?- patrzyła przy tym na Olę i Piotrka, więc można było się domyśleć, że pyta o ślub.
-Mamy załatwione wszystkie sprawy związane z salą, jedzeniem, noclegiem, muzyką i gośćmi. Zostaje fotograf, suknia, garnitur i kilka drobiazgów- wyjaśniła przyszła pani Nowakowska.
-A świadkowie?- dopytał Wojtek.
-Siedzą tutaj- uśmiechnął się Piotruś. Ada i Wojtek spojrzeli momentalnie na mnie i Bartka.
-Czemu nic nie powiedziałaś?- zapytała moja siostra.
-Niespodzianka!- zaśmiałam się.
-Nie ważne- westchnęła Ada zrezygnowana. Od mojej siostry wychodziliśmy grubo po trzeciej. Szłam razem z Bartkiem, Olą i Piotrkiem.
-Nogi mnie bolą!- jęknęłam niezadowolona.
-No i co ja ci poradzę?- zapytał Bartek. Zatrzymałam się z chytrym uśmieszkiem i wskoczyłam na plecy chłopaka. Ten, jakby się tego spodziewał, chwycił moje nogi i ruszył dalej.
-Też tak chcę!- pisnęła Ola, a ja wtuliłam się w szyję Bartka. Usłyszałam głośnie westchnienie Piotrka.
-Musiałeś?- zapytał on Bartka, po czym również wziął Olę na barana. Ta zaśmiała się szczęśliwa i pocałowała policzek narzeczonego. Uśmiechnęłam się i...
-Wiecie co- powiedziałam, a oni automatycznie zwrócili na mnie swoją uwagę.
-Zaskocz mnie- poprosiła Ola z dziwnym uśmiechem.
-Zaśpiewam na waszym ślubie. Co mi szkodzi- odparłam delikatnie się uśmiechając. Szok. To jedyne, co było na ich twarzach. Zatrzymali się i patrzyli na mnie, jakbym była jakimś kosmitą.
-Naprawdę?- zapytał Piotrek, który jako pierwszy się otrząsnął.
-Naprawdę- powiedziałam. Usłyszałam radosny pisk Oli, po czym ruszyliśmy dalej. Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi, po czym skierowaliśmy się prostu do mojego domu. Trzymałam rękoma szyję Bartka, a głowę miałam opartą na jego ramieniu. Po chwili z nudów przybliżyłam usta do jego szyi i zaczęłam mu robić malinkę.
-Mała, przestań. Wiesz, że tego nienawidzę- powiedział ostrzegawczym tonem. Jęknęłam niezadowolona, ale oderwałam się od jego szyi. Po chwili dotarliśmy do domu i najciszej jak potrafiliśmy, doszliśmy do mojego pokoju. Przebrałam się szybko w piżamę, co zrobił również Bartek i położyliśmy się. Odwróciłam się twarzą do mojego siatkarza i złożyłam czuły pocałunek na jego ustach. Kiedy się od niego oderwałam, wtuliłam się w niego, a ten szczelnie otulił mnie swoimi ramionami. Zamknęłam oczy, ale nie mogłam zasnąć. W mojej głowie szumiały wspomnienia.
-Olka no chodź! Będzie fajnie!- zachęcałam przyjaciółkę do wyjścia nad morze. Czas wcielić w życie plan mój i Bartka.
-No dobra!- jęknęła niezadowolona. Pisnęłam szczęśliwa.
-Idziemy!- zarządziłam i z zapakowanymi torbami ruszyłyśmy do wyjścia. Kiedy z daleka Ola zobaczyła Piotrka i Bartka zwolniła i zapytała:
-Jesteś gotowa się dla mnie poświęcić?
-Chodź już, bo chłopaki na nas czekają- złapałam ją za łokieć.
-Jak ty to?- szok na jej twarzy był ogromny.
-Bartek nie jest taki zły przy bliższym poznaniu. A dla najlepszej przyjaciółki jestem w stanie się poświęcić- odparłam i podeszłam do chłopaków.- Cześć!
-O hej- przywitał się Bartek, a Piotrek wyglądał na zaskoczonego.
-Hej- powiedziała Ola.
-Emm, cześć- wymruczał nieśmiało Pit. Chyba będzie trudniej niż myślałam. No nic. Ja nie dam rady? Śmieszne. Ja zawsze daję radę.
-Dobra, co robimy? Jakieś propozycje?- zapytałam z szerokim uśmiechem.
-Znacie tu jakąś dobrą kawiarnię czy coś?- spytał Bartek. Uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam:
-Tak. Tu niedaleko jest najlepsza kawiarnia jaką znam- po czym całą czwórką ruszyliśmy w stronę wspomnianej kawiarni. Usiedliśmy przy wolnym stoliku, po czym zapytałam- Kto co chce?
-A co polecasz?- zapytał Bartek.
-Koktajle i gofry. Ale lody też mają dobre- uśmiechnęłam się.
-Tu wszystko jest świetne- odparła Ola i spojrzała na Piotrka.- Powinieneś spróbować koktajlu jagodowego- zaproponowała Piotrkowi.
-To poproszę. I gofra z kiwi i borówkami- odparł i wyglądał na niesamowicie szczęśliwego. Chyba nasz plan zaczyna działać!
-Ola?- zapytałam.
-To co zwykle.
-Dobra. Bartek, chodź. Pomożesz mi- zarządziłam i chwyciłam chłopaka za przedramię ciągnąc za sobą. Usłyszałam śmiechy Piotrka i Oli, ale je zignorowałam. Złożyliśmy zamówienie i czekaliśmy.
-Słabo nam idzie- stwierdził chłopak.
-Musimy zniknąć- odparłam spokojnie.
-To znaczy?
-A czego nie rozumiesz?
-Podziwiam faceta, który z tobą wytrzymuje- westchnął.
-Nie mam faceta- odparłam spokojnie, a chłopak wyglądał na zaskoczonego.
-Serio?
-Serio, serio. Nie potrzebuję.
-Jak nie potrzebujesz? Nie potrzebujesz kogoś, kto by się o ciebie troszczył, martwił, przytulał...?- zaczął wymieniać obejmując mnie przy tym ramieniem.
-Nie. I lepiej zabierz to łapsko, bo ci je urwę przy samej dupie i wsadzę do gardła- syknęłam zła.
-Wybacz- mruknął.
-Musimy się ulotnić- powtórzyłam.
-Jak?
-Nie wiem, coś wymyślę.
-Zdaję się więc na ciebie- odparł i złapał zamówienie swoje i Piotrka. Ja zabrałam moje i Oli i razem ruszyliśmy do stolika. Podałam przyjaciółce zamówienie i usiadłam obok niej. Ola i Piotrek cały czas rozmawiali i byli zajęci wyłącznie sobą, nie zwracali na nas nawet najmniejszej uwagi. Kiedy już wszystko zjedliśmy i wypiliśmy, spojrzałam Bartkowi prosto w oczy i kiwnęłam głową.
-Dobra, my nie będziemy wam przeszkadzać, pa- uśmiechnęłam się szeroko, ucałowałam policzek Olki, przytuliłam delikatnie zdezorientowanego Nowakowskiego i spojrzałam wyczekująco na Bartka. Ten również się z nimi pożegnał.
-Cześć- powiedzieliśmy jednocześnie i zaczęliśmy dość szybkim krokiem się oddalać.
-Hej- usłyszałam zaskoczony głos tamtej dwójki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Chyba nie będzie aż tak źle. Zasnęłam z głową pełną wspomnień i uśmiechem na ustach.
*****************
Heyka!
Przedstawiam kolejny rozdział i się nie rozpisuję. Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś o mojej nieobecności zapraszam do lektury notatki pod ostatnim rozdziałem na moim drugim blogu http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Buziaki, Dream <3 :*
sobota, 4 marca 2017
Rozdział 19
Kolejny dzień zaczął się dla nas przed 11. A przynajmniej dla mnie. Wstałam i podeszłam do okna. Tak, jak dawniej oparłam się o jego framugę i wpatrywałam w panoramę przede mną. Widziałam fragment morza. Mojego kochanego Bałtyku. Bardzo często lodowatego, ale kochanego. Widziałam dom Oli. Nawet fragment domu Ady udało mi się zobaczyć. Tęsknię za tym miejscem. Za bliskością tak ważnych dla mnie osób. Przymknęłam oczy. Nagle poczułam ręce oplatające mnie w pasie. Silne ramiona i znajomy dla mnie zapach.
-Cześć kochanie- usłyszałam czuły szept przy uchu.
-Hej- szepnęłam i plecami wtuliłam się w jego szeroką klatkę piersiową. Bartek mocniej objął mnie ramionami i zapytał:
-Wszystko w porządku?- Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Z jednej strony jest wspaniale, bo mieszkam z nim, jestem z nim, kocham go, no i mam w pobliżu Olę i Piotrka. Ale z drugiej mam zbyt daleko do rodziny, tęsknię za rodziną i wolałabym, żebyśmy wszyscy byli w kupie i no.
-Tak, wszystko ok- uśmiechnęłam się, odwróciłam i krótko pocałowałam go w usta. Miałam zamiar się od niego odsunąć, ale mi na to nie pozwolił i przyciągnął mnie bliżej pogłębiając pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Odsunęłam się z niechęcią od Bartka i powiedziałam:
-Proszę!
-Nie chcę wam przeszkadzać, dzieciaki, ale śniadanie na stole- uśmiechnęła się moja mama.
-Już idziemy. Ubierzemy się i jesteśmy na dole- odpowiedziałam. Moja mamcia się uśmiechnęła i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do walizki, wyciągnęłam z niej ubrania i zaczęłam się przebierać. Bartek zrobił to samo i już po chwili trzymając się za ręce zeszliśmy do kuchni. Tam zjedliśmy śniadanie, a następnie ja ruszyłam na górę do łazienki, aby się umalować i uczesać. Kiedy mój makijaż był już gotowy, a włosy prawie wyprostowane usłyszałam na dole jakiś pisk. Zignorowałam go jednak i skończyłam robienie fryzury. Gotowa zeszłam na dół i usłyszałam pisk:
-Cioooooocia!- poczułam, jak coś obejmuje moje nogi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Tosię. Wzięłam małą na ręce i mocno przytuliłam.
-Tosia, kochanie!- jeju, jak ja jej dawno nie widziałam. Uściskałam siostrzenicę i rozejrzałam się po salonie. Na kanapie wygodnie rozsiadła się Ada. Uśmiechnęłam się do niej, ona do mnie i jednocześnie ruszyłyśmy w swoją stronę, aby się uściskać. Po niej przywitałam się z Wojtkiem, który również przyszedł nas przywitać. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Mama wstała i poszła otworzyć, a ja usadowiłam się na kolanach Bartka, który wygodnie siedział w fotelu. Po jakichś dwóch minutach do salonu wpadła Ola a za nią Piotrek. Oboje przywitali się z moją siostrą i jej rodzinką, po czym Ola zwróciła się w moją stronę.
-Na cholerę ci babo ten telefon, jak go nie odbierasz?- zapytała.
-Dzwoniłaś?- spytałam niewinnym głosem.
-Nie, co ty. Znaki dymne puszczałam- oburzyła się.
-Sarkazm ci nie służy- cmoknęłam ją w policzek.
-I kto to mówi?- prychnęła.
-Dobra, nie przeżywaj tak bo majtek nie dopierzesz- machnęłam ręką. Moje słowa wywołały gromki wybuch śmiechu.- Zbieramy się?- zapytałam.
-Świetny pomysł- stwierdził uśmiechnięty Piotruś. Po niecałej godzinie siedzieliśmy już w hotelu przy stoliku i wybieraliśmy menu.
-A może te kalmary- zaproponował siedzący obok mnie Bartek. Czułam nutkę żartobliwości w jego głosie.
-Kalmary? No ty chyba zwariowałeś! Przecież wszystkie babcie i ciotki na zawał zejdą!- oburzyła się Ola.
-Mam jedno pytanie- westchnęłam.
-Słucham cię- powiedziała moja przyjaciółka.
-Czy tobie zbliża się okres?- zapadła cisza. Ola tylko kiwnęła głową, a ja się zaśmiałam.- Dobra, teraz wszystko rozumiem.
-A co powiecie na tą zupę?- spytał Piotrek. I tak, przez następne trzy godziny próbowaliśmy wielu różnych potraw. W końcu ustaliliśmy ostateczne menu, które zadowalało i Olę i Piotrka i nas, jako tych którzy mięli być przedstawicielami reszty gości.
-Mam dość- westchnęłam siadając w fotelu samochodu.
-Nie tylko ty- mruknął siedzący obok mnie Bartek. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. Widniał na nim numer Ady.
-Zgadzam się na wszystko, jeśli nie karzesz mi próbować jedzenia- powiedziałam na przywitanie.
-Świetnie. W takim razie widzę ciebie i Bartka oraz Olę i Piotrka u mnie koło dziewiętnastej. Będą też Szymon z Martą i Damian z Alą. A i Wojtek właśnie dzwoni do Pawła, żeby zaprosić jego i Elizę- odparła.
-No dobra. Będziemy. Mam nadzieję, że mój ulubiony szwagier ma dobrze wyposażone lodówkę i barek- zaśmiałam się.
-Jestem twoim jedynym szwagrem- usłyszałam po drugiej stronie.
-Właśnie dlatego ulubionym, Wojtusiu- powiedziałam.- Do dziewiętnastej, pa- rzuciłam i się rozłączyłam.- Ada i Wojtek zapraszają nas na 19 do siebie. Obecność obowiązkowa- poinformowałam wszystkich.
-Jak za starych, dobrych czasów?- zapytała Ola.
-Dokładnie tak- odparłam uśmiechnięta.
Po powrocie do domu usiedliśmy razem z moimi rodzicami i dziadkiem w salonie rozmawiając na wiele różnych tematów. Koło 15 stwierdziliśmy, że pójdziemy na spacer. Wyszliśmy przed dom a ja z szerokim uśmiechem zapytałam:
-A może motocykl?
-Kotuś, ślisko jest. A jak się coś stanie? Poczekaj do wakacji, najeździmy się- powiedział i czule objął mnie ramieniem. Spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę morza. Dotarliśmy na klif. Wpatrywałam się w przepiękny krajobraz przede mną i czułam wypełniającą mnie od środka radość. Po chwili Bartek przytulił się do moich pleców i czule wyszeptał:
-Kocham cię, Zuzia.
-Ja ciebie też- szepnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu zamykając oczy.
-To tutaj- powiedział.
-Tu wydarzyło się wiele rzeczy- stwierdziłam z szerokim uśmiechem.
-Ważnych. Nawet bardzo- odpowiedział i mocniej mnie przytulił. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą wspaniałą chwilą. Było niesamowicie. Magicznie i czule. I... Chce tak już zawsze. Niestety nic nie może trwać wiecznie i po kilku minutach zaczęliśmy się zbierać do domu. Na miejscu od razu poszłam się szykować na wieczorne wyjście. Po godzinie byłam już gotowa. Bartek też, więc pożegnaliśmy się z moją rodzinką i wyszliśmy. Ola i Piotrek akurat wychodzili z domu. Ruszyliśmy więc czwórką w stronę domu mojej siostry. Zapukaliśmy do drzwi, które otworzył nam Wojtek. Kulturalnie się przywitaliśmy i zdjęliśmy kurtki. Ada siedziała w kuchni i kończyła przygotowanie jakiejś sałatki.
-Pomóc ci?- zapytałam z uśmiechem całując policzek siostry na przywitanie.
-Nie, idź usiąść. Zaraz skończę.
-No okej- odparłam i ruszyłam do salonu. Usiadłam koło Bartka, który automatycznie objął mnie ramieniem. Porozmawialiśmy chwilę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wojtek wstał i po kilku chwilach pojawił się ze swoim bratem Pawłem i jakąś dziewczyną.
-Pawełek!- ucieszyłam się na widok chłopaka.
-Zuzia!- odparł z tym samym entuzjazmem. Już po chwili ściskałam szyję przyjaciela.- Jesteście znowu razem?- zapytał szeptem.
-Tak. Ty widzę też znalazłeś wybrankę swojego serca- odpowiedziałam równie cicho.
-Mam nadzieję- rzucił i odsunął się ode mnie. Przywitał z resztą towarzystwa po czym objął dość drobną brunetkę ramieniem.- To jest Eliza, moja dziewczyna. A to są Zuzka, Ola, Bartek i Piotrek- przedstawił nas. Przywitałam się z dziewczyną uściskiem dłoni serdecznie się do niej uśmiechając. Odwzajemniła to i już w tym momencie wiedziałam, że się polubimy. Początkowo tylko siedzieliśmy na kanapach i fotelach i rozmawialiśmy popijając wino.
-Czemu tu tak cicho?- zapytałam z oburzeniem.
-Naczelna melomanka wybaczy. Już naprawiam ten okropny błąd- zaśmiał się Wojtek i wszedł na górę. Po chwili wrócił z laptopem.
-Naczelna melomanka?- zapytała Eliza.
-Właśnie tak. Od kiedy ją znam wygrywała wszystkie konkursy muzyczne. Ma świetny głos- zaczął wyjaśniać Wojtek.
-Ale już nie śpiewam- oznajmiłam.
-Nikt dokładnie nie wie dlaczego- stwierdził Paweł.
-Możecie dać spokój?- zapytałam lekko rozdrażniona tą rozmową.
- A zaśpiewasz nam coś?- spytał Wojtek.
-Coś konkretnego?- zapytałam z nadzieją, że po tym dadzą mi spokój.
-Sama coś wybierz- stwierdził wskazując laptopa. Podeszłam do sprzętu i zaczęłam się zastanawiać. Nagle trafiłam wzrokiem na dość starą już, ale nadal piękną piosenkę. Włączyłam Bajm- "Myśli i Słowa". Spojrzałam z szerokim uśmiechem na wszystkich zgromadzonych i zaczęłam śpiewać:
-Kocham cię, uciekają myśli złe
Zamiast róż magia słów...
Kocham cię, czasem zapominam, że
Tylko to liczy się...
Widziałam w twoich oczach tamten blask
Kiedy mówiłeś kocham pierwszy raz- odwróciłam się i spojrzałam Bartkowi prosto w oczy.Po chwili usiadłam mu na kolanach i zaśmiewałam:
-Myśli i słowa by znowu budować nowy dzień, nowy, nowy dzień
Wichry i burze, to wszystko by znów wiedzieć, że...
Kocham cię, nasza miłość zmienia się
Tak jak my, z każdym dniem...
Tak bardzo kocham cię i wierzę w każde słowo twe
Gdy jesteś tuż obok mnie...
Widziałam w twoich oczach tamten blask
Kiedy mówiłeś kocham pierwszy raz- następnie dośpiewałam piosenkę do końca i delikatnie pocałowałam go w usta.
********************
Witam!
Wiem, nie było mnie tu dość długo, ale rozdział w końcu jest.
Coś nowego pojawi się dzisiaj również u Laury http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Buziaki, Dream <3
-Cześć kochanie- usłyszałam czuły szept przy uchu.
-Hej- szepnęłam i plecami wtuliłam się w jego szeroką klatkę piersiową. Bartek mocniej objął mnie ramionami i zapytał:
-Wszystko w porządku?- Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Z jednej strony jest wspaniale, bo mieszkam z nim, jestem z nim, kocham go, no i mam w pobliżu Olę i Piotrka. Ale z drugiej mam zbyt daleko do rodziny, tęsknię za rodziną i wolałabym, żebyśmy wszyscy byli w kupie i no.
-Tak, wszystko ok- uśmiechnęłam się, odwróciłam i krótko pocałowałam go w usta. Miałam zamiar się od niego odsunąć, ale mi na to nie pozwolił i przyciągnął mnie bliżej pogłębiając pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Odsunęłam się z niechęcią od Bartka i powiedziałam:
-Proszę!
-Nie chcę wam przeszkadzać, dzieciaki, ale śniadanie na stole- uśmiechnęła się moja mama.
-Już idziemy. Ubierzemy się i jesteśmy na dole- odpowiedziałam. Moja mamcia się uśmiechnęła i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Podeszłam do walizki, wyciągnęłam z niej ubrania i zaczęłam się przebierać. Bartek zrobił to samo i już po chwili trzymając się za ręce zeszliśmy do kuchni. Tam zjedliśmy śniadanie, a następnie ja ruszyłam na górę do łazienki, aby się umalować i uczesać. Kiedy mój makijaż był już gotowy, a włosy prawie wyprostowane usłyszałam na dole jakiś pisk. Zignorowałam go jednak i skończyłam robienie fryzury. Gotowa zeszłam na dół i usłyszałam pisk:
-Cioooooocia!- poczułam, jak coś obejmuje moje nogi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam Tosię. Wzięłam małą na ręce i mocno przytuliłam.
-Tosia, kochanie!- jeju, jak ja jej dawno nie widziałam. Uściskałam siostrzenicę i rozejrzałam się po salonie. Na kanapie wygodnie rozsiadła się Ada. Uśmiechnęłam się do niej, ona do mnie i jednocześnie ruszyłyśmy w swoją stronę, aby się uściskać. Po niej przywitałam się z Wojtkiem, który również przyszedł nas przywitać. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Mama wstała i poszła otworzyć, a ja usadowiłam się na kolanach Bartka, który wygodnie siedział w fotelu. Po jakichś dwóch minutach do salonu wpadła Ola a za nią Piotrek. Oboje przywitali się z moją siostrą i jej rodzinką, po czym Ola zwróciła się w moją stronę.
-Na cholerę ci babo ten telefon, jak go nie odbierasz?- zapytała.
-Dzwoniłaś?- spytałam niewinnym głosem.
-Nie, co ty. Znaki dymne puszczałam- oburzyła się.
-Sarkazm ci nie służy- cmoknęłam ją w policzek.
-I kto to mówi?- prychnęła.
-Dobra, nie przeżywaj tak bo majtek nie dopierzesz- machnęłam ręką. Moje słowa wywołały gromki wybuch śmiechu.- Zbieramy się?- zapytałam.
-Świetny pomysł- stwierdził uśmiechnięty Piotruś. Po niecałej godzinie siedzieliśmy już w hotelu przy stoliku i wybieraliśmy menu.
-A może te kalmary- zaproponował siedzący obok mnie Bartek. Czułam nutkę żartobliwości w jego głosie.
-Kalmary? No ty chyba zwariowałeś! Przecież wszystkie babcie i ciotki na zawał zejdą!- oburzyła się Ola.
-Mam jedno pytanie- westchnęłam.
-Słucham cię- powiedziała moja przyjaciółka.
-Czy tobie zbliża się okres?- zapadła cisza. Ola tylko kiwnęła głową, a ja się zaśmiałam.- Dobra, teraz wszystko rozumiem.
-A co powiecie na tą zupę?- spytał Piotrek. I tak, przez następne trzy godziny próbowaliśmy wielu różnych potraw. W końcu ustaliliśmy ostateczne menu, które zadowalało i Olę i Piotrka i nas, jako tych którzy mięli być przedstawicielami reszty gości.
-Mam dość- westchnęłam siadając w fotelu samochodu.
-Nie tylko ty- mruknął siedzący obok mnie Bartek. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran. Widniał na nim numer Ady.
-Zgadzam się na wszystko, jeśli nie karzesz mi próbować jedzenia- powiedziałam na przywitanie.
-Świetnie. W takim razie widzę ciebie i Bartka oraz Olę i Piotrka u mnie koło dziewiętnastej. Będą też Szymon z Martą i Damian z Alą. A i Wojtek właśnie dzwoni do Pawła, żeby zaprosić jego i Elizę- odparła.
-No dobra. Będziemy. Mam nadzieję, że mój ulubiony szwagier ma dobrze wyposażone lodówkę i barek- zaśmiałam się.
-Jestem twoim jedynym szwagrem- usłyszałam po drugiej stronie.
-Właśnie dlatego ulubionym, Wojtusiu- powiedziałam.- Do dziewiętnastej, pa- rzuciłam i się rozłączyłam.- Ada i Wojtek zapraszają nas na 19 do siebie. Obecność obowiązkowa- poinformowałam wszystkich.
-Jak za starych, dobrych czasów?- zapytała Ola.
-Dokładnie tak- odparłam uśmiechnięta.
Po powrocie do domu usiedliśmy razem z moimi rodzicami i dziadkiem w salonie rozmawiając na wiele różnych tematów. Koło 15 stwierdziliśmy, że pójdziemy na spacer. Wyszliśmy przed dom a ja z szerokim uśmiechem zapytałam:
-A może motocykl?
-Kotuś, ślisko jest. A jak się coś stanie? Poczekaj do wakacji, najeździmy się- powiedział i czule objął mnie ramieniem. Spokojnym krokiem ruszyliśmy w stronę morza. Dotarliśmy na klif. Wpatrywałam się w przepiękny krajobraz przede mną i czułam wypełniającą mnie od środka radość. Po chwili Bartek przytulił się do moich pleców i czule wyszeptał:
-Kocham cię, Zuzia.
-Ja ciebie też- szepnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu zamykając oczy.
-To tutaj- powiedział.
-Tu wydarzyło się wiele rzeczy- stwierdziłam z szerokim uśmiechem.
-Ważnych. Nawet bardzo- odpowiedział i mocniej mnie przytulił. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą wspaniałą chwilą. Było niesamowicie. Magicznie i czule. I... Chce tak już zawsze. Niestety nic nie może trwać wiecznie i po kilku minutach zaczęliśmy się zbierać do domu. Na miejscu od razu poszłam się szykować na wieczorne wyjście. Po godzinie byłam już gotowa. Bartek też, więc pożegnaliśmy się z moją rodzinką i wyszliśmy. Ola i Piotrek akurat wychodzili z domu. Ruszyliśmy więc czwórką w stronę domu mojej siostry. Zapukaliśmy do drzwi, które otworzył nam Wojtek. Kulturalnie się przywitaliśmy i zdjęliśmy kurtki. Ada siedziała w kuchni i kończyła przygotowanie jakiejś sałatki.
-Pomóc ci?- zapytałam z uśmiechem całując policzek siostry na przywitanie.
-Nie, idź usiąść. Zaraz skończę.
-No okej- odparłam i ruszyłam do salonu. Usiadłam koło Bartka, który automatycznie objął mnie ramieniem. Porozmawialiśmy chwilę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wojtek wstał i po kilku chwilach pojawił się ze swoim bratem Pawłem i jakąś dziewczyną.
-Pawełek!- ucieszyłam się na widok chłopaka.
-Zuzia!- odparł z tym samym entuzjazmem. Już po chwili ściskałam szyję przyjaciela.- Jesteście znowu razem?- zapytał szeptem.
-Tak. Ty widzę też znalazłeś wybrankę swojego serca- odpowiedziałam równie cicho.
-Mam nadzieję- rzucił i odsunął się ode mnie. Przywitał z resztą towarzystwa po czym objął dość drobną brunetkę ramieniem.- To jest Eliza, moja dziewczyna. A to są Zuzka, Ola, Bartek i Piotrek- przedstawił nas. Przywitałam się z dziewczyną uściskiem dłoni serdecznie się do niej uśmiechając. Odwzajemniła to i już w tym momencie wiedziałam, że się polubimy. Początkowo tylko siedzieliśmy na kanapach i fotelach i rozmawialiśmy popijając wino.
-Czemu tu tak cicho?- zapytałam z oburzeniem.
-Naczelna melomanka wybaczy. Już naprawiam ten okropny błąd- zaśmiał się Wojtek i wszedł na górę. Po chwili wrócił z laptopem.
-Naczelna melomanka?- zapytała Eliza.
-Właśnie tak. Od kiedy ją znam wygrywała wszystkie konkursy muzyczne. Ma świetny głos- zaczął wyjaśniać Wojtek.
-Ale już nie śpiewam- oznajmiłam.
-Nikt dokładnie nie wie dlaczego- stwierdził Paweł.
-Możecie dać spokój?- zapytałam lekko rozdrażniona tą rozmową.
- A zaśpiewasz nam coś?- spytał Wojtek.
-Coś konkretnego?- zapytałam z nadzieją, że po tym dadzą mi spokój.
-Sama coś wybierz- stwierdził wskazując laptopa. Podeszłam do sprzętu i zaczęłam się zastanawiać. Nagle trafiłam wzrokiem na dość starą już, ale nadal piękną piosenkę. Włączyłam Bajm- "Myśli i Słowa". Spojrzałam z szerokim uśmiechem na wszystkich zgromadzonych i zaczęłam śpiewać:
-Kocham cię, uciekają myśli złe
Zamiast róż magia słów...
Kocham cię, czasem zapominam, że
Tylko to liczy się...
Widziałam w twoich oczach tamten blask
Kiedy mówiłeś kocham pierwszy raz- odwróciłam się i spojrzałam Bartkowi prosto w oczy.Po chwili usiadłam mu na kolanach i zaśmiewałam:
-Myśli i słowa by znowu budować nowy dzień, nowy, nowy dzień
Wichry i burze, to wszystko by znów wiedzieć, że...
Kocham cię, nasza miłość zmienia się
Tak jak my, z każdym dniem...
Tak bardzo kocham cię i wierzę w każde słowo twe
Gdy jesteś tuż obok mnie...
Widziałam w twoich oczach tamten blask
Kiedy mówiłeś kocham pierwszy raz- następnie dośpiewałam piosenkę do końca i delikatnie pocałowałam go w usta.
********************
Witam!
Wiem, nie było mnie tu dość długo, ale rozdział w końcu jest.
Coś nowego pojawi się dzisiaj również u Laury http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Buziaki, Dream <3
piątek, 27 stycznia 2017
Rozdział 18
Czas do piątku zleciał szybko. O 15 chłopcy grali mecz z Jastrzębiem. Kwadrans przed meczem w towarzystwie Oli, Moni i Iwony zasiadłam na trybunach w koszulce z nazwiskiem "Kurek" na plecach. Chłopcy już się rozgrzewali. Zobaczyłam jak Bartek rozgląda się po trybunach, więc kiedy mnie wreszcie zauważył szeroko się do niego uśmiechnęłam.
-Idziemy może na jakąś imprezę po meczu? Co wy na to?- zapytała Monika.
-Niestety nie. My zaraz po meczu jedziemy z chłopakami do Gdańska- odpowiedziałam.
-A po co?- zapytała Iwona, której pomysł przyszłej pani Drzyzgi bardzo się podobał.
-Gdyż, ponieważ, bo jedziemy załatwiać sprawy związane ze ślubem- odparła Ola.
-A, na jak tak to nie mamy zamiaru was zatrzymywać! Wręcz przeciwnie- zaśmiała się Iwona. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę o jakichś pierdołach i zaczął się mecz. Chłopcy od początku się starali i szło im naprawdę świetnie. Mecz skończył się szybkim 3:0, a MVP dostał Fabian. Pogratulowałyśmy siatkarzom i razem z Olą ruszyłyśmy do Kurkowego samochodu. Usiadłam za kierownicą, a Ola z tyłu. Po chwili obok niej znalazł się Piotrek.
-Gdzie ten gałgan?- zapytałam po dziesięciu minutach.
-A tam- powiedział Piotrek wskazując na sporą grupkę ludzi. Faktycznie. Bartek stał w jej centrum okupowany przez piszczące nastolatki. Westchnęłam, poprawiłam włosy, uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lusterku i wysiadłam z auta. Usłyszałam jeszcze śmiech Oli i Pita, po czym zamknęłam drzwi. Pewnym, lecz dość spokojnym krokiem podeszłam do grupki i zaczęłam się przeciskać do szanownego Bartosza.
-Kochanie, ja wiem, że to jest część twojej pracy, ale bardzo się dziś spieszymy!- odparłam dość głośno, przekrzykując piszczące dziewuszki. Pocałowałam namiętnie Kurka i złapałam za rękę. Zaczęłam przeciskać się w stronę samochodu.- Bardzo mi przykro drogie panie, nie tym razem- dodałam jeszcze. Usłyszałam grupowy jęk zawodu, po czym poczułam jak ręka Bartka oplata mnie w pasie.
-Zawsze byłaś świetną aktorką- mówi i całuje mnie w głowę. Uśmiecham się i siadam za kierownicą. Widząc minę mojego chłopaka mówię:
-Nawet o tym nie myśl, to jest kawał drogi a ty dopiero skończyłeś mecz. Siadaj na miejscu pasażera i się nie awanturuj, tak jak Piotruś- tylko westchnął, nic nie powiedział. Ola się zaśmiała, więc rzuciłam jej krótkie spojrzenie w lusterku.
-A tak w ogóle, to ja nie wiedziałem, że ty jesteś taka zazdrosna- powiedział Bartek siadając obok mnie.
-Jestem jak typowy mięsożerca- odparłam wyjeżdżając z parkingu.
-Możesz jaśniej- poprosił Piotrek.
-W sumie to każda kobieta jest jak mięsożerca- stwierdziła Ola.
-Tyle, że my nadal nie rozumiemy dlaczego- powiedział siedzący obok mnie Bartek.
-To proste- odparłam zatrzymując się na światłach.- Żaden mięsożerca nie lubi, jak ktoś dotyka jego mięsa- uśmiechnęłam się i ruszyłam widząc zielone.
-To w sumie nawet ma sens- mruknął siedzący za moimi plecami Piotrek. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Cześć kochanie- usłyszałam mamę.- Jedziecie już?
-Tak mamo, właśnie wyjechaliśmy z Rzeszowa. Ale nie czekajcie na nas. Zostaw klucz pod wycieraczką, poradzimy sobie.
-Nawet tak nie żartuj kochanie, poczekamy.
-Ale my będziemy dopiero po pierwszej- poinformowałam rodzicielkę.
-Co za problem. Czasem zdarza nam się siedzieć dużo dłużej- odparła spokojnie.
-Jak chcesz, nie mogę ci przecież zabronić.
-Jeszcze by tego brakowało. No to ja ci już nie przeszkadzam, pa kochanie.
-Pa słoneczko- powiedziała i rozłączyła się.
-Lubię twoją mamę- stwierdziła Ola.
-Ja też- dorzucił wesoło Piotrek.
-Ja w sumie też- dodał Bartek.
-Moją mamę lubią wszyscy- uśmiechnęłam się szeroko i wjechałam na autostradę. Wcisnęłam pedał gazu, a na liczniku w momencie pojawiło się 150 km/h.
-Już zapomniałem jak wygląda jazda z tobą- powiedział Piotrek.
-Nie martw się. Nie pozbawię Polski środkowego i atakującego, luzik.
-Wiem przecież. Nie potrafiłabyś żyć beze mnie- stwierdził Bartek. Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się szeroko i skupiłam na drodze. Po nie więcej niż pół godzinie Ola spała już na ramieniu Piotrka, który również przysypiał. Spojrzałam kątem oka na Bartka, który intensywnie się nad czymś zastanawia. Jego wzrok utkwiony był w jakimś punkcie przed nami. Odszukałam dłonią jego rękę i ją ścisnęłam. Chłopak odwzajemnił uśmiech i na mnie spojrzał. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, podczas którego nawiązaliśmy chwilowy kontakt wzrokowy.
-Co jest?- pytam w końcu. Puszczam na chwilę rękę chłopaka, aby zmienić bieg. Po chwili znów łapię jego dłoń i delikatnie nią potrząsam.- Ejj, Bartek.
-Nic, nic- mruknął.
-Jasne, pewnie. Uwierzyłam ci!- powiedziałam nie patrząc na niego, tylko skupiając się na drodze.
-Fajnie.
-Bartek, co jest? Widzę, że coś cię trapi.
-Bo się obawiam. Jak skończy się ta wizyta- westchnął.
-Kotek- uśmiechnęłam się i kolejny raz rzuciłam mu krótkie spojrzenie.
-No co? Po tym co ostatnio zrobiłem. Gdyby moją córkę ktoś tak skrzywdził, to bym w życiu nie wpuścił go do domu. Jestem debilem- powiedział i ukrył twarz w dłoniach. Zjechałam na pobocze, odpięłam pas i przysunęłam się do niego. Odsunęłam mu ręce od twarzy i szepnęłam:
-Może i tak, ale moim. I jeżeli komuś się to nie podoba, to trudno.
-Ale to twoja rodzina- powiedział patrząc mi w oczy.
-To z tobą chcę stworzyć rodzinę!
-Zuzia...- spuścił wzrok.
-Ty...- szepnęłam i wysiadłam z samochodu. Odeszłam kilka kroków. Zaczęłam nerwowo krążyć.
-Zuzka!- Barek podbiegł do mnie, ale się odsunęłam.
-Nie podchodź!- warknęłam wystawiając rękę przed siebie.
-Słońce, nie o to chodziło. Źle mnie zrozumiałaś- powiedział i zaczął podchodzić.
-Zrozumiałam cię bardzo dobrze! Jeśli tak wygląda sytuacja, to po co to wszystko?! Ten cały teatrzyk. Kocham cię, sranie w banie! Mogłeś chociaż nie kłamać!- po moich policzkach płynęły łzy. Nie wiem dlaczego, ale się zatrzymałam. Bartek wykorzystał tą okazję i pokonał dzielący nas dystans. Zamknął mnie w swoich ramionach i mocno przytulił. Zaczęłam się szarpać i wyrywać. Po pewnym czasie przestałam. Po prostu tylko płakałam.
-Zuzia, kompletnie mnie nie zrozumiałaś. Ja też chcę bardzo założyć z tobą rodzinę. To jest moje największe marzenie. Kochanie, nie wiem dlaczego w to wątpisz.
-Przepraszam- uśmiechnęłam się.
-Nie wiem skąd ci się to wzięło- westchnął i mnie pocałował. Wsiedliśmy do samochodu, a ja się ogarnęłam. Otarłam policzki, poprawiłam włosy i się uśmiechnęłam. Wtedy odezwał się mój telefon.
-Ja wiem skąd mi się to wzięło- zaśmiałam się.
-Skąd?
-Okres mi się zbliża- i to była odpowiedź na wszystkie pytania.
U moich rodziców byliśmy koło północy. Wcześniej odstawiliśmy Nowakowskich do rodziców Olki. Wysiadłam z samochodu i rzuciłam Bartkowi kluczyki. Ten ruszył do bagażnika i zabrał naszą walizkę. Podeszliśmy do drzwi, w których stała już moja mama, a za nią zobaczyłam tatę. Mama mocno mnie uściskała, po czym podeszła do Bartka.
-Miło cię widzieć. Wiedziałam, że do siebie wrócicie. I wiedz, że bardzo mnie to cieszy- kiedy skończyła przytuliła go tak mocno, jak mnie. Uśmiechnęłam się na ten widok i podeszłam do taty.
-Cześć tatku- powiedziałam i przytuliłam go.
-Witaj kochanie- odpowiedział. Kiedy się od niego odsunęłam ten spojrzał na Bartka.- Wiedziałem, że do siebie wrócicie. Byłem pewien. Mam nadzieję, że tym razem to wszystko skończy się inaczej.
-Może być pan tego pewien- odparł pewnie Kurek. Tata nie potrzebował więcej potwierdzeń. Serdecznie uścisnął dłoń Bartosza i uśmiechnął się do niego.
-Dzieciaczki, zjecie coś?- zapytała mama. Rzuciłam Bartkowi pytające spojrzenie, na co ten przecząco kiwnął głową.
-Wiesz co, nie dziękujemy. Pójdziemy już spać. Jutro ciężki dzień- powiedziałam.
-No dobrze. W takim razie was nie zatrzymuję. Pościeliłam wam w twoim pokoju. Śpijcie dobrze, dobranoc.
-Dobranoc- odpowiedzieliśmy jednocześnie i ruszyliśmy na górę.
-Nic się tu nie zmieniło- powiedział Bartek po przekroczeniu progu mojego pokoju. Odłożył walizkę na podłogę i podszedł do regału. Wziął do ręki ramkę ze zdjęciem, a właściwie zdjęciami. Byłam na nim ja, Ola, Bartek, Piotrek, Damian, Szymon, Marta, Ala, Ada i Wojtek. Zdjęcie było jeszcze z czasów, kiedy byliśmy z Bartkiem parą. Ramka składała się z czterech części- w pierwsze wszyscy uśmiechnięci patrzymy w obiektyw, w drugiej każda para się całuje, w trzeciej siedzimy z dziewczynami "na barana" u chłopaków, a w czwartej robimy głupie miny do obiektywu.
-Uwielbiam tą ramkę- mówię i przejeżdżam dłonią po fotografiach.
-To dlaczego ona jest tutaj?- zapytał Bartek zdziwiony.
-Bo tutaj jest jej miejsce- odpowiedziałam i zabierając mu fotografie z jego ręki ustawiam je na regale. W dłoniach Kurka już spoczywał mój ukochany, czarny kask.
-Jeździsz jeszcze?
-Głupie pytanie, kotku- zaśmiałam się.
-Fakt- odpowiedział i również się zaśmiał. Po kwadransie oboje odświeżeni leżeliśmy już w łóżku.
-Dobranoc- powiedziałam i wtuliłam się w bartkowe ramiona.
-Dobranoc kochanie- usłyszałam przy uchu, po czym poczułam namiętny pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się delikatnie i zasnęłam.
**************
Witam!
Tak, wiem. Nawaliłam na całej linii! Miało być w ferie więcej rozdziałów, a tu nic. PRZEPRASZAM! Wiem, że to niewiele da, ale mimo wszystko. Miałam drobny zastój w sprawie Zuzki i Bartosza. Ale już mi mija, co zresztą widać. Może i to jest słabe usprawiedliwienie, ale prawdziwe. Rozdziału nie czytałam, ponieważ dopiero skończyłam go pisać.
To tyle.
Osoby, którym brakuje mojej twórczości odsyłam do zakończonej już historii http://walka-z-losem.blogspot.com/
oraz zaczętej całkiem niedawno
http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
To tyle z mojej strony
Buziaki, Dream <3
-Idziemy może na jakąś imprezę po meczu? Co wy na to?- zapytała Monika.
-Niestety nie. My zaraz po meczu jedziemy z chłopakami do Gdańska- odpowiedziałam.
-A po co?- zapytała Iwona, której pomysł przyszłej pani Drzyzgi bardzo się podobał.
-Gdyż, ponieważ, bo jedziemy załatwiać sprawy związane ze ślubem- odparła Ola.
-A, na jak tak to nie mamy zamiaru was zatrzymywać! Wręcz przeciwnie- zaśmiała się Iwona. Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę o jakichś pierdołach i zaczął się mecz. Chłopcy od początku się starali i szło im naprawdę świetnie. Mecz skończył się szybkim 3:0, a MVP dostał Fabian. Pogratulowałyśmy siatkarzom i razem z Olą ruszyłyśmy do Kurkowego samochodu. Usiadłam za kierownicą, a Ola z tyłu. Po chwili obok niej znalazł się Piotrek.
-Gdzie ten gałgan?- zapytałam po dziesięciu minutach.
-A tam- powiedział Piotrek wskazując na sporą grupkę ludzi. Faktycznie. Bartek stał w jej centrum okupowany przez piszczące nastolatki. Westchnęłam, poprawiłam włosy, uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lusterku i wysiadłam z auta. Usłyszałam jeszcze śmiech Oli i Pita, po czym zamknęłam drzwi. Pewnym, lecz dość spokojnym krokiem podeszłam do grupki i zaczęłam się przeciskać do szanownego Bartosza.
-Kochanie, ja wiem, że to jest część twojej pracy, ale bardzo się dziś spieszymy!- odparłam dość głośno, przekrzykując piszczące dziewuszki. Pocałowałam namiętnie Kurka i złapałam za rękę. Zaczęłam przeciskać się w stronę samochodu.- Bardzo mi przykro drogie panie, nie tym razem- dodałam jeszcze. Usłyszałam grupowy jęk zawodu, po czym poczułam jak ręka Bartka oplata mnie w pasie.
-Zawsze byłaś świetną aktorką- mówi i całuje mnie w głowę. Uśmiecham się i siadam za kierownicą. Widząc minę mojego chłopaka mówię:
-Nawet o tym nie myśl, to jest kawał drogi a ty dopiero skończyłeś mecz. Siadaj na miejscu pasażera i się nie awanturuj, tak jak Piotruś- tylko westchnął, nic nie powiedział. Ola się zaśmiała, więc rzuciłam jej krótkie spojrzenie w lusterku.
-A tak w ogóle, to ja nie wiedziałem, że ty jesteś taka zazdrosna- powiedział Bartek siadając obok mnie.
-Jestem jak typowy mięsożerca- odparłam wyjeżdżając z parkingu.
-Możesz jaśniej- poprosił Piotrek.
-W sumie to każda kobieta jest jak mięsożerca- stwierdziła Ola.
-Tyle, że my nadal nie rozumiemy dlaczego- powiedział siedzący obok mnie Bartek.
-To proste- odparłam zatrzymując się na światłach.- Żaden mięsożerca nie lubi, jak ktoś dotyka jego mięsa- uśmiechnęłam się i ruszyłam widząc zielone.
-To w sumie nawet ma sens- mruknął siedzący za moimi plecami Piotrek. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?- odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
-Cześć kochanie- usłyszałam mamę.- Jedziecie już?
-Tak mamo, właśnie wyjechaliśmy z Rzeszowa. Ale nie czekajcie na nas. Zostaw klucz pod wycieraczką, poradzimy sobie.
-Nawet tak nie żartuj kochanie, poczekamy.
-Ale my będziemy dopiero po pierwszej- poinformowałam rodzicielkę.
-Co za problem. Czasem zdarza nam się siedzieć dużo dłużej- odparła spokojnie.
-Jak chcesz, nie mogę ci przecież zabronić.
-Jeszcze by tego brakowało. No to ja ci już nie przeszkadzam, pa kochanie.
-Pa słoneczko- powiedziała i rozłączyła się.
-Lubię twoją mamę- stwierdziła Ola.
-Ja też- dorzucił wesoło Piotrek.
-Ja w sumie też- dodał Bartek.
-Moją mamę lubią wszyscy- uśmiechnęłam się szeroko i wjechałam na autostradę. Wcisnęłam pedał gazu, a na liczniku w momencie pojawiło się 150 km/h.
-Już zapomniałem jak wygląda jazda z tobą- powiedział Piotrek.
-Nie martw się. Nie pozbawię Polski środkowego i atakującego, luzik.
-Wiem przecież. Nie potrafiłabyś żyć beze mnie- stwierdził Bartek. Nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się szeroko i skupiłam na drodze. Po nie więcej niż pół godzinie Ola spała już na ramieniu Piotrka, który również przysypiał. Spojrzałam kątem oka na Bartka, który intensywnie się nad czymś zastanawia. Jego wzrok utkwiony był w jakimś punkcie przed nami. Odszukałam dłonią jego rękę i ją ścisnęłam. Chłopak odwzajemnił uśmiech i na mnie spojrzał. Rzuciłam mu krótkie spojrzenie, podczas którego nawiązaliśmy chwilowy kontakt wzrokowy.
-Co jest?- pytam w końcu. Puszczam na chwilę rękę chłopaka, aby zmienić bieg. Po chwili znów łapię jego dłoń i delikatnie nią potrząsam.- Ejj, Bartek.
-Nic, nic- mruknął.
-Jasne, pewnie. Uwierzyłam ci!- powiedziałam nie patrząc na niego, tylko skupiając się na drodze.
-Fajnie.
-Bartek, co jest? Widzę, że coś cię trapi.
-Bo się obawiam. Jak skończy się ta wizyta- westchnął.
-Kotek- uśmiechnęłam się i kolejny raz rzuciłam mu krótkie spojrzenie.
-No co? Po tym co ostatnio zrobiłem. Gdyby moją córkę ktoś tak skrzywdził, to bym w życiu nie wpuścił go do domu. Jestem debilem- powiedział i ukrył twarz w dłoniach. Zjechałam na pobocze, odpięłam pas i przysunęłam się do niego. Odsunęłam mu ręce od twarzy i szepnęłam:
-Może i tak, ale moim. I jeżeli komuś się to nie podoba, to trudno.
-Ale to twoja rodzina- powiedział patrząc mi w oczy.
-To z tobą chcę stworzyć rodzinę!
-Zuzia...- spuścił wzrok.
-Ty...- szepnęłam i wysiadłam z samochodu. Odeszłam kilka kroków. Zaczęłam nerwowo krążyć.
-Zuzka!- Barek podbiegł do mnie, ale się odsunęłam.
-Nie podchodź!- warknęłam wystawiając rękę przed siebie.
-Słońce, nie o to chodziło. Źle mnie zrozumiałaś- powiedział i zaczął podchodzić.
-Zrozumiałam cię bardzo dobrze! Jeśli tak wygląda sytuacja, to po co to wszystko?! Ten cały teatrzyk. Kocham cię, sranie w banie! Mogłeś chociaż nie kłamać!- po moich policzkach płynęły łzy. Nie wiem dlaczego, ale się zatrzymałam. Bartek wykorzystał tą okazję i pokonał dzielący nas dystans. Zamknął mnie w swoich ramionach i mocno przytulił. Zaczęłam się szarpać i wyrywać. Po pewnym czasie przestałam. Po prostu tylko płakałam.
-Zuzia, kompletnie mnie nie zrozumiałaś. Ja też chcę bardzo założyć z tobą rodzinę. To jest moje największe marzenie. Kochanie, nie wiem dlaczego w to wątpisz.
-Przepraszam- uśmiechnęłam się.
-Nie wiem skąd ci się to wzięło- westchnął i mnie pocałował. Wsiedliśmy do samochodu, a ja się ogarnęłam. Otarłam policzki, poprawiłam włosy i się uśmiechnęłam. Wtedy odezwał się mój telefon.
-Ja wiem skąd mi się to wzięło- zaśmiałam się.
-Skąd?
-Okres mi się zbliża- i to była odpowiedź na wszystkie pytania.
U moich rodziców byliśmy koło północy. Wcześniej odstawiliśmy Nowakowskich do rodziców Olki. Wysiadłam z samochodu i rzuciłam Bartkowi kluczyki. Ten ruszył do bagażnika i zabrał naszą walizkę. Podeszliśmy do drzwi, w których stała już moja mama, a za nią zobaczyłam tatę. Mama mocno mnie uściskała, po czym podeszła do Bartka.
-Miło cię widzieć. Wiedziałam, że do siebie wrócicie. I wiedz, że bardzo mnie to cieszy- kiedy skończyła przytuliła go tak mocno, jak mnie. Uśmiechnęłam się na ten widok i podeszłam do taty.
-Cześć tatku- powiedziałam i przytuliłam go.
-Witaj kochanie- odpowiedział. Kiedy się od niego odsunęłam ten spojrzał na Bartka.- Wiedziałem, że do siebie wrócicie. Byłem pewien. Mam nadzieję, że tym razem to wszystko skończy się inaczej.
-Może być pan tego pewien- odparł pewnie Kurek. Tata nie potrzebował więcej potwierdzeń. Serdecznie uścisnął dłoń Bartosza i uśmiechnął się do niego.
-Dzieciaczki, zjecie coś?- zapytała mama. Rzuciłam Bartkowi pytające spojrzenie, na co ten przecząco kiwnął głową.
-Wiesz co, nie dziękujemy. Pójdziemy już spać. Jutro ciężki dzień- powiedziałam.
-No dobrze. W takim razie was nie zatrzymuję. Pościeliłam wam w twoim pokoju. Śpijcie dobrze, dobranoc.
-Dobranoc- odpowiedzieliśmy jednocześnie i ruszyliśmy na górę.
-Nic się tu nie zmieniło- powiedział Bartek po przekroczeniu progu mojego pokoju. Odłożył walizkę na podłogę i podszedł do regału. Wziął do ręki ramkę ze zdjęciem, a właściwie zdjęciami. Byłam na nim ja, Ola, Bartek, Piotrek, Damian, Szymon, Marta, Ala, Ada i Wojtek. Zdjęcie było jeszcze z czasów, kiedy byliśmy z Bartkiem parą. Ramka składała się z czterech części- w pierwsze wszyscy uśmiechnięci patrzymy w obiektyw, w drugiej każda para się całuje, w trzeciej siedzimy z dziewczynami "na barana" u chłopaków, a w czwartej robimy głupie miny do obiektywu.
-Uwielbiam tą ramkę- mówię i przejeżdżam dłonią po fotografiach.
-To dlaczego ona jest tutaj?- zapytał Bartek zdziwiony.
-Bo tutaj jest jej miejsce- odpowiedziałam i zabierając mu fotografie z jego ręki ustawiam je na regale. W dłoniach Kurka już spoczywał mój ukochany, czarny kask.
-Jeździsz jeszcze?
-Głupie pytanie, kotku- zaśmiałam się.
-Fakt- odpowiedział i również się zaśmiał. Po kwadransie oboje odświeżeni leżeliśmy już w łóżku.
-Dobranoc- powiedziałam i wtuliłam się w bartkowe ramiona.
-Dobranoc kochanie- usłyszałam przy uchu, po czym poczułam namiętny pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęłam się delikatnie i zasnęłam.
**************
Witam!
Tak, wiem. Nawaliłam na całej linii! Miało być w ferie więcej rozdziałów, a tu nic. PRZEPRASZAM! Wiem, że to niewiele da, ale mimo wszystko. Miałam drobny zastój w sprawie Zuzki i Bartosza. Ale już mi mija, co zresztą widać. Może i to jest słabe usprawiedliwienie, ale prawdziwe. Rozdziału nie czytałam, ponieważ dopiero skończyłam go pisać.
To tyle.
Osoby, którym brakuje mojej twórczości odsyłam do zakończonej już historii http://walka-z-losem.blogspot.com/
oraz zaczętej całkiem niedawno
http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
To tyle z mojej strony
Buziaki, Dream <3
wtorek, 17 stycznia 2017
Rozdział 17
PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTKI POD ROZDZIAŁEM!
Siedziałam tam dłuższą chwilę, kiedy nagle w pomieszczeniu pojawili się...
-Bartek? Piotrek?- zapytałam zaskoczona.- Co wy tu robicie?
-Zabieramy nasze ukochane kobietki na obiad- odpowiedział mi mój siatkarz.
-A gdzie?- spytałam ciekawa.
-A tajemnica- zaśmiał się Bartek i mnie pocałował. Nagle pojawiła się Ola.
-A wy tu czego?- zapytała udając złą, ale w kącikach jej oczu tańczyły wesołe iskierki.
-Zabieramy was na obiad, kochanie- uśmiechnął się uroczo Pit, pocałował ukochaną, po czym całą czwórką ruszyliśmy do wyjścia.
-Kochanie, daj kluczyki- poprosił Bartek.
-Masz swoje auto.
-Tak, ale pojechałem pod nasz blok i zostawiłem tam auto, a tutaj przyjechałem razem z Piotrkiem- wyjaśnił.
-No i co?- zapytałam uśmiechając się.
-Misia, no daj mi te kluczyki- poprosił.
-Okej, okej- mruknęłam.- Masz- powiedziałam i wręczyłam mu do ręki przedmiot.
-Dziękuję kochanie- uśmiechnął się i mnie pocałował.
-Mięliście całą noc, żeby nadrabiać tęsknotę, teraz jedziemy!- zarządził Piotrek. Posłuchaliśmy się więc Nowakowskiego. Bo tak naprawdę, to on tylko z pozoru jest taki spokojny. Tak naprawdę to taki mały diabełek jest.
Restauracja, do której zabrali nas chłopaki, była naprawdę świetna. Siedzieliśmy właśnie przy stoliku jedząc deser, kiedy nagle Piotrek zapytał:
-Kiedy jedziemy do Gdańska?
-Do Gdańska? Po co?- spytał Bartek i posłał przyjacielowi zaciekawione spojrzenie. Ja i Ola również spojrzałyśmy na Nowakowskiego.
-No do tego hotelu. Mamy ustalić menu i wybrać tort i dekoracje.
-Faktycznie!- powiedziała Ola i uderzyła się dłonią w czoło.- Kompletnie o tym zapomniałam!
-Nie tylko ty- uśmiechnęłam się.
-Kiedy mamy najbliższe wolne? Wtedy można pojechać i to załatwić- zasugerował Piotrek.
-Najbliższy weekend jest bez większych ekscesów. W piątek gramy u siebie, możemy wyjechać zaraz po meczu i w nocy będziemy na miejscu. W sobotę załatwimy co mamy do załatwienia. A w niedzielę rano będziemy wracać- zaproponował Bartek.
-Czasem zdarza ci się myśleć- zaśmiałam się.
-Twoja obecność tak mnie onieśmiela, że rzadko to robię- odparł.
-Zauważyłam- dodałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Czy ty- zaczął Piotrek patrząc na mnie- Zawsze musisz mieć ostatnie zdanie?
-To było głupie pytanie- skwitowałam i szeroko się uśmiechnęłam.
-Co do tego wyjazdu, to jesteśmy ugadani. Czyim samochodem jedziemy?- zapytała Olka.
-No to może moim, bo jest w sumie największy- zaproponował Bartek.
-Wszystko ustalone. Ja wieczorem zadzwonię do rodziców, żebyśmy mięli gdzie się zatrzymać, a ty Ola zadzwonisz do twoich, zgoda?- spytałam.
-Tak.
-No to wszystko ustalone- skwitował Piotrek. Uregulowaliśmy rachunek, po czym się pożegnaliśmy i wróciłam z Bartkiem do domu. Chłopak poszedł do sypialni, położył się na łóżku i wpatrywał w sufit.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie- mruknął. Położyłam się obok niego i wtuliłam w jego bok. Ręka chłopaka automatycznie mnie objęła i przysunęła jeszcze bliżej.
-No przecież widzę, że coś cię trapi- zaczęłam temat po chwili.
-Zuzia- westchnął chłopak.
-No co? Martwię się? To takie dziwne?- zapytałam.
-Boję się reakcji twojej rodziny, okey?- wyrzucił z siebie w końcu. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona, po czym położyłam się na nim i oparłam swoje czoło o jego.
-Kotku, nie masz czego. Oni wszyscy wiedzą co do ciebie czuję. I będą się cieszyć moim szczęściem.
-A ta ostatnia akcja? Damian nadal ma pewnie ochotę mnie zabić.
-Nie. On chce mojego szczęścia i wie, że tylko ty możesz mi je dać- wyjaśniłam z uśmiechem. Chłopak mnie przytulił i patrzył mi cały czas prosto w oczy.
-Kocham cię, maleństwo- wyszeptał.
-Ja ciebie też odpowiedziałam i pocałowałam go. Chłopak pogłębił pocałunek. Po dłuższej chwili pieszczoty położyliśmy się obok siebie i zasnęliśmy. Obudziłam się, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Chwyciłam telefon, na którego wyświetlaczu pojawiła się godzina 20:15. No ładnie, ładnie. Trochę pospaliśmy. Ale to nic. Usiadłam na łóżku i wybrałam numer mamy.
-Cześć kochanie- odebrała. Od razu usłyszałam tak charakterystyczny dla niej, wesoły ton.
-Hej mamuś. Co tam u was?
-Nie dzwonisz, nie odzywasz się. Odwiedziłabyś rodziców.
-Właśnie mam taki zamiar. W sobotę razem z Olą, Piotrkiem i Bartkiem przyjeżdżamy do Gdańska, żeby zakończyć ślubne przygotowania- poinformowałam.
-To wspaniale! Kiedy będziecie?
-W nocy z piątku na sobotę. Dokładnie jeszcze nie wiem o której.
-Tak się cieszę, kochanie. Nareszcie cię zobaczę- mówiła rozentuzjazmowana.
-Mamo, jest jeszcze jedna sprawa- dodałam szeroko uśmiechnięta.
-Słucham.
-Jesteśmy z Bartkiem parą- powiedziałam.
-Kolejna świetna wiadomość! Wiedziałam, że w końcu do siebie wrócicie- odpowiedziała moja mama.- Więc nocujecie u nas oboje?- upewniła się.
-Jeśli to nie problem- powiedział Bartek na tyle głośno, że usłyszała go moja mama. Włączyłam więc głośnomówiący, a moja mama odpowiedziała:
-Ależ kochani, oczywiście, że nie! Przyjeżdżajcie tu do nas jak najszybciej!
-Dam ci jeszcze znać o której powinniśmy być, pa mamo.
-Pa kochani- powiedziała i zakończyła połączenie. Postanowiłam poinformować wszystkich o naszym związku, w końcu skoro mamy tam jechać, to i tak ich spotkamy i lepiej, żeby dowiedzieli się od nas.
-Bartek- zaczęłam.
-Co jest kochanie?
-Myślisz, że Ada, Damian i Szymon powinni się dowiedzieć, że jesteśmy razem?
-Tak. W końcu skoro mamy tam jechać, to na pewno ich spotkamy. A lepiej, żeby dowiedzieli się wcześniej- stwierdził.
-Racja- odparłam i wybrałam numer Ady.
-Cześć Zuzia!- odebrała moja siostra zadowolonym tonem.
-Hej, hej! Nie przeszkadzam?- zapytałam słysząc w tle wesołe śmiechy.
-Jestem teraz z Wojtkiem i Tosią u Szymona i Marty. Przyszli też Damian z Alą, ale dla ciebie zawszę znajdę czas- odparła.
-Mam inny pomysł. Idź do salonu, powiedz, że to ja i że chcę wam coś powiedzieć, dobrze?- poprosiłam Adę.
-Nie ma sprawy- powiedziała i już po chwili usłyszałam jak dość głośno mówi- Słuchajcie, dzwoni Zuzia, chce nam coś powiedzieć!
-Cześć siostra!- krzyknęli jednocześnie Damian i Szymon.
-Hej chłopaki- odpowiedziałam. Kiedy przywitałam się już ze wszystkimi Marta zapytała:
-No to co chcesz nam powiedzieć?
-Po pierwsze w weekend razem z Olą, Piotrkiem i Bartkiem przyjeżdżamy do Gdańska załatwiać sprawy związane ze ślubem.
-No to świetnie- ucieszył się Damian.
-A po drugie?- zapytał Szymon. Przeklęłam w myślach. Dlaczego on tak dobrze mnie zna?
-Od wczoraj jestem z Bartkiem- odpowiedziałam. Cisza. Przez pierwsze sekundy właśnie to nam odpowiedziało. W moich oczach zaświeciły się łzy.
-Naprawdę?!- zapytała Ada zaskoczona.
-Tak- odpowiedział za mnie Bartek. Uśmiechnęłam się do niego, czując pierwszą łzę, która spłynęła po moim policzku. Czyżbym się pomyliła? Nie będą się ciszyć razem ze mną?
-Jestem zaskoczony, jak my wszyscy, ale uwierzcie. Bardzo cieszymy się waszym szczęściem!- powiedział wreszcie Szymon.
-Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie zaskoczyliście- dodał Damian i zaczął się śmiać. Po chwili wszyscy się śmialiśmy. Ja i Bartek oraz nasi rozmówcy. Pożegnaliśmy się, obiecaliśmy, że spotkamy się w weekend i zakończyliśmy połączenie.
-I czemu ryczysz, głupia?- zapytał mnie Bartek z uśmiechem.
-A nie mogę?- odpowiedziałam wojowniczo, ze łzami w oczach oraz uśmiechem.
-Chodź tu, wariatko- zaśmiał się mój ukochany, przysunął się i mocno mnie przytulił.
*********************
Heyka!
Uwaga, dwie informacje.
Pierwsza- dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, założyłam kolejnego bloga. Wszystko znajdziecie pod tym linkiem, ja nic więcej nie zdradzę. http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Druga- Na prośbę pewnej osoby zachęcam Was do odwiedzenia bloga, który może nie ma nic wspólnego z tematyką siatkarską, ale jest bardzo ciekawy. W końcu, nie można żyć samą siatkówką, a autorka tego bloga ciekawie i ujmująco opisuje swoje przeżycia, emocje i nie tylko. Sama byłam zaskoczona. Mam nadzieję, że jeśli spodoba się Wam to, co przedstawia autorka zostawicie po sobie komentarz, ponieważ doskonale wiemy, jak to motywuje.
Z góry dziękuję w imieniu autorki.
Oto link: http://www.myslobook.pl/
To tyle.
Buziaki, Dream <3
Siedziałam tam dłuższą chwilę, kiedy nagle w pomieszczeniu pojawili się...
-Bartek? Piotrek?- zapytałam zaskoczona.- Co wy tu robicie?
-Zabieramy nasze ukochane kobietki na obiad- odpowiedział mi mój siatkarz.
-A gdzie?- spytałam ciekawa.
-A tajemnica- zaśmiał się Bartek i mnie pocałował. Nagle pojawiła się Ola.
-A wy tu czego?- zapytała udając złą, ale w kącikach jej oczu tańczyły wesołe iskierki.
-Zabieramy was na obiad, kochanie- uśmiechnął się uroczo Pit, pocałował ukochaną, po czym całą czwórką ruszyliśmy do wyjścia.
-Kochanie, daj kluczyki- poprosił Bartek.
-Masz swoje auto.
-Tak, ale pojechałem pod nasz blok i zostawiłem tam auto, a tutaj przyjechałem razem z Piotrkiem- wyjaśnił.
-No i co?- zapytałam uśmiechając się.
-Misia, no daj mi te kluczyki- poprosił.
-Okej, okej- mruknęłam.- Masz- powiedziałam i wręczyłam mu do ręki przedmiot.
-Dziękuję kochanie- uśmiechnął się i mnie pocałował.
-Mięliście całą noc, żeby nadrabiać tęsknotę, teraz jedziemy!- zarządził Piotrek. Posłuchaliśmy się więc Nowakowskiego. Bo tak naprawdę, to on tylko z pozoru jest taki spokojny. Tak naprawdę to taki mały diabełek jest.
Restauracja, do której zabrali nas chłopaki, była naprawdę świetna. Siedzieliśmy właśnie przy stoliku jedząc deser, kiedy nagle Piotrek zapytał:
-Kiedy jedziemy do Gdańska?
-Do Gdańska? Po co?- spytał Bartek i posłał przyjacielowi zaciekawione spojrzenie. Ja i Ola również spojrzałyśmy na Nowakowskiego.
-No do tego hotelu. Mamy ustalić menu i wybrać tort i dekoracje.
-Faktycznie!- powiedziała Ola i uderzyła się dłonią w czoło.- Kompletnie o tym zapomniałam!
-Nie tylko ty- uśmiechnęłam się.
-Kiedy mamy najbliższe wolne? Wtedy można pojechać i to załatwić- zasugerował Piotrek.
-Najbliższy weekend jest bez większych ekscesów. W piątek gramy u siebie, możemy wyjechać zaraz po meczu i w nocy będziemy na miejscu. W sobotę załatwimy co mamy do załatwienia. A w niedzielę rano będziemy wracać- zaproponował Bartek.
-Czasem zdarza ci się myśleć- zaśmiałam się.
-Twoja obecność tak mnie onieśmiela, że rzadko to robię- odparł.
-Zauważyłam- dodałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Czy ty- zaczął Piotrek patrząc na mnie- Zawsze musisz mieć ostatnie zdanie?
-To było głupie pytanie- skwitowałam i szeroko się uśmiechnęłam.
-Co do tego wyjazdu, to jesteśmy ugadani. Czyim samochodem jedziemy?- zapytała Olka.
-No to może moim, bo jest w sumie największy- zaproponował Bartek.
-Wszystko ustalone. Ja wieczorem zadzwonię do rodziców, żebyśmy mięli gdzie się zatrzymać, a ty Ola zadzwonisz do twoich, zgoda?- spytałam.
-Tak.
-No to wszystko ustalone- skwitował Piotrek. Uregulowaliśmy rachunek, po czym się pożegnaliśmy i wróciłam z Bartkiem do domu. Chłopak poszedł do sypialni, położył się na łóżku i wpatrywał w sufit.
-Coś się stało?- zapytałam.
-Nie- mruknął. Położyłam się obok niego i wtuliłam w jego bok. Ręka chłopaka automatycznie mnie objęła i przysunęła jeszcze bliżej.
-No przecież widzę, że coś cię trapi- zaczęłam temat po chwili.
-Zuzia- westchnął chłopak.
-No co? Martwię się? To takie dziwne?- zapytałam.
-Boję się reakcji twojej rodziny, okey?- wyrzucił z siebie w końcu. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona, po czym położyłam się na nim i oparłam swoje czoło o jego.
-Kotku, nie masz czego. Oni wszyscy wiedzą co do ciebie czuję. I będą się cieszyć moim szczęściem.
-A ta ostatnia akcja? Damian nadal ma pewnie ochotę mnie zabić.
-Nie. On chce mojego szczęścia i wie, że tylko ty możesz mi je dać- wyjaśniłam z uśmiechem. Chłopak mnie przytulił i patrzył mi cały czas prosto w oczy.
-Kocham cię, maleństwo- wyszeptał.
-Ja ciebie też odpowiedziałam i pocałowałam go. Chłopak pogłębił pocałunek. Po dłuższej chwili pieszczoty położyliśmy się obok siebie i zasnęliśmy. Obudziłam się, kiedy na dworze zrobiło się ciemno. Chwyciłam telefon, na którego wyświetlaczu pojawiła się godzina 20:15. No ładnie, ładnie. Trochę pospaliśmy. Ale to nic. Usiadłam na łóżku i wybrałam numer mamy.
-Cześć kochanie- odebrała. Od razu usłyszałam tak charakterystyczny dla niej, wesoły ton.
-Hej mamuś. Co tam u was?
-Nie dzwonisz, nie odzywasz się. Odwiedziłabyś rodziców.
-Właśnie mam taki zamiar. W sobotę razem z Olą, Piotrkiem i Bartkiem przyjeżdżamy do Gdańska, żeby zakończyć ślubne przygotowania- poinformowałam.
-To wspaniale! Kiedy będziecie?
-W nocy z piątku na sobotę. Dokładnie jeszcze nie wiem o której.
-Tak się cieszę, kochanie. Nareszcie cię zobaczę- mówiła rozentuzjazmowana.
-Mamo, jest jeszcze jedna sprawa- dodałam szeroko uśmiechnięta.
-Słucham.
-Jesteśmy z Bartkiem parą- powiedziałam.
-Kolejna świetna wiadomość! Wiedziałam, że w końcu do siebie wrócicie- odpowiedziała moja mama.- Więc nocujecie u nas oboje?- upewniła się.
-Jeśli to nie problem- powiedział Bartek na tyle głośno, że usłyszała go moja mama. Włączyłam więc głośnomówiący, a moja mama odpowiedziała:
-Ależ kochani, oczywiście, że nie! Przyjeżdżajcie tu do nas jak najszybciej!
-Dam ci jeszcze znać o której powinniśmy być, pa mamo.
-Pa kochani- powiedziała i zakończyła połączenie. Postanowiłam poinformować wszystkich o naszym związku, w końcu skoro mamy tam jechać, to i tak ich spotkamy i lepiej, żeby dowiedzieli się od nas.
-Bartek- zaczęłam.
-Co jest kochanie?
-Myślisz, że Ada, Damian i Szymon powinni się dowiedzieć, że jesteśmy razem?
-Tak. W końcu skoro mamy tam jechać, to na pewno ich spotkamy. A lepiej, żeby dowiedzieli się wcześniej- stwierdził.
-Racja- odparłam i wybrałam numer Ady.
-Cześć Zuzia!- odebrała moja siostra zadowolonym tonem.
-Hej, hej! Nie przeszkadzam?- zapytałam słysząc w tle wesołe śmiechy.
-Jestem teraz z Wojtkiem i Tosią u Szymona i Marty. Przyszli też Damian z Alą, ale dla ciebie zawszę znajdę czas- odparła.
-Mam inny pomysł. Idź do salonu, powiedz, że to ja i że chcę wam coś powiedzieć, dobrze?- poprosiłam Adę.
-Nie ma sprawy- powiedziała i już po chwili usłyszałam jak dość głośno mówi- Słuchajcie, dzwoni Zuzia, chce nam coś powiedzieć!
-Cześć siostra!- krzyknęli jednocześnie Damian i Szymon.
-Hej chłopaki- odpowiedziałam. Kiedy przywitałam się już ze wszystkimi Marta zapytała:
-No to co chcesz nam powiedzieć?
-Po pierwsze w weekend razem z Olą, Piotrkiem i Bartkiem przyjeżdżamy do Gdańska załatwiać sprawy związane ze ślubem.
-No to świetnie- ucieszył się Damian.
-A po drugie?- zapytał Szymon. Przeklęłam w myślach. Dlaczego on tak dobrze mnie zna?
-Od wczoraj jestem z Bartkiem- odpowiedziałam. Cisza. Przez pierwsze sekundy właśnie to nam odpowiedziało. W moich oczach zaświeciły się łzy.
-Naprawdę?!- zapytała Ada zaskoczona.
-Tak- odpowiedział za mnie Bartek. Uśmiechnęłam się do niego, czując pierwszą łzę, która spłynęła po moim policzku. Czyżbym się pomyliła? Nie będą się ciszyć razem ze mną?
-Jestem zaskoczony, jak my wszyscy, ale uwierzcie. Bardzo cieszymy się waszym szczęściem!- powiedział wreszcie Szymon.
-Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie zaskoczyliście- dodał Damian i zaczął się śmiać. Po chwili wszyscy się śmialiśmy. Ja i Bartek oraz nasi rozmówcy. Pożegnaliśmy się, obiecaliśmy, że spotkamy się w weekend i zakończyliśmy połączenie.
-I czemu ryczysz, głupia?- zapytał mnie Bartek z uśmiechem.
-A nie mogę?- odpowiedziałam wojowniczo, ze łzami w oczach oraz uśmiechem.
-Chodź tu, wariatko- zaśmiał się mój ukochany, przysunął się i mocno mnie przytulił.
*********************
Heyka!
Uwaga, dwie informacje.
Pierwsza- dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, założyłam kolejnego bloga. Wszystko znajdziecie pod tym linkiem, ja nic więcej nie zdradzę. http://unusual-perfect-story.blogspot.com/
Druga- Na prośbę pewnej osoby zachęcam Was do odwiedzenia bloga, który może nie ma nic wspólnego z tematyką siatkarską, ale jest bardzo ciekawy. W końcu, nie można żyć samą siatkówką, a autorka tego bloga ciekawie i ujmująco opisuje swoje przeżycia, emocje i nie tylko. Sama byłam zaskoczona. Mam nadzieję, że jeśli spodoba się Wam to, co przedstawia autorka zostawicie po sobie komentarz, ponieważ doskonale wiemy, jak to motywuje.
Z góry dziękuję w imieniu autorki.
Oto link: http://www.myslobook.pl/
To tyle.
Buziaki, Dream <3
poniedziałek, 9 stycznia 2017
Rozdział 16
Wchodzę do szkoły razem z Olą. Przy wejściu siedzi Bartek, wedle planu. Uśmiecham się i podchodzę do Kurka.
-Cześć Bartek- mówię uśmiechnięta.
-O, hej Zuzka- odpowiada z entuzjazmem.- Co u ciebie?
-A wiesz, wszystko w porządku. Nie miałeś chyba jeszcze okazji, więc poznaj, to Ola, moja przyjaciółka- mówię i przyciągam dziewczynę za ramię.
-Miło mi poznać, Bartek jestem- mówi siatkarz i wystawia rękę w stronę mojej przyjaciółki. Ta uścisnęła ją, po czym przeniosła na mnie zaskoczone spojrzenie. Nagle do szkoły wchodzi Piotrek.
-Cześć stary- mówi i podchodzi do Bartka. Panowie witają się, a my z Olą stoimy obok.
-Cześć- odpowiada Bartek.- Pit, Zuzkę już znasz. Ale Oli jeszcze nie. Olu, to Piotrek- Nowakowski patrzy zaskoczonym wzrokiem na moją przyjaciółkę, po czym szeroko się uśmiecha.
-Piotrek- mówi i wystawia rękę w stronę Wilczewskiej.
-Ola- odpowiada dziewczyna i ściska jego dłoń.
-Świetnie, znacie się, więc chwilę sobą zajmijcie. Ja mam sprawę do Zuzki- mówi Bartek i odciąga mnie nieco dalej.
-Z tego będą dzieci- mówię uśmiechając się do Kurka.
-I to całkiem ładne- odpowiada.
-I wysokie.
-Ale nie tak ładne jak nasze- mówi siatkarz.
-Co?!- pytam zaskoczona.
-Nic, nic- uśmiecha się uroczo.
-My nigdy nie będziemy mieć dzieci- powiedziałam dobitnie.
-Ja to bym chciał dwóch chłopów i dwie dziewczynki...
-Kurek.
-I byłby Kacper, Mateusz, Oliwia i Julka.
-Kurek.
-I fajnie by było, jak raz by nam się udały bliźniaki.
-Kurek.
-A może nawet trojaczki.
-Kurek!
-Tak, masz rację trojaczki to przesada. Ale bliźniaki są spoko, nie?
-Kurek!!
-I będziemy mieć ładny, duży dom. Piękny ogród. I psa! Zawsze chciałem mieć psa- rozmarzył się.
-Ja pierdolę, co za debil- mruknęłam.
-O mnie mówisz?
-Masz jeszcze jakieś niesamowite plany dotyczące twojej przyszłości?- zapytałam.
-Naszej, kochanie.
-Chyba śnisz.
-O tobie.
-Śnij więc dalej, bo to jedyne co dostaniesz.
-Zobaczymy.
-Znowu zaczynasz być wkurwiającym mnie kretynem.
-Jesteś urocza, kiedy się złościsz.
-Nie złoszczę się. Gdybym się złościła, zapewne dostałbyś w ryj albo w brzuch, ewentualnie między nogi.
-Skąd w tobie tyle agresji?
-Mam indywidualne podejście do życia.
-Zauważyłem. Co nie zmienia faktu, że jesteś idealną kandydatką na matkę dla moich dzieci.
-Wtedy to będą nasze dzieci- upomniałam go.
-Czyli się zgadzasz?
-Nie!
-Uparta jesteś.
-Ale przy tym bardzo urocza.
-Nie mogę się nie zgodzić- uśmiechnął się.- Chyba będzie trzeba im pomóc. Niby gadają, ale...
-Ale mała pomoc nie zaszkodzi.
-Dokładnie- odparł. Wróciliśmy do naszych przyjaciół.- Dobra, gołąbeczki potem pogruchacie. Teraz lecimy na lekcje.
-Ale my wcale...- zaczęła Ola.
-Kochaniutka, będzie okazja, żeby pogadać, bo mamy z Zuzią pomysł, prawda?
-Tak. Ale to na razie tajemnica. To do zobaczenia chłopaki!- powiedziałam i pociągnęłam Olę w stronę sali od historii.
-Co to było?- zapytała moja przyjaciółka.
-A o czym dokładnie mówisz?
-O tym!- powiedziała wskazując stronę, z której przyszłyśmy.
-Chodzi ci o Bartka i Piotrka?
-No a o co? Ponoć nie lubisz Kurka.
-Zyskuje przy bliższym poznaniu- stwierdziłam.
-Nigdy do końca cię nie zrozumiem- westchnęła, po czym obie weszłyśmy do klasy i zaczęła się lekcja.
Obudziłam się i szeroko uśmiechnęłam. Tak, tą sytuację będę pamiętać do końca życia. Teoretycznie było to rozpoczęcie sparowania Oli i Piotrka. A praktycznie wyszło, że doprowadziło również do tego, że ja i Bartek zostaliśmy parą. Jakie życie potrafi być przewrotne.
-Czemu się tak uśmiechasz?- usłyszałam szept przy uchu.
-Przyśniło mi się, jak zaczęliśmy pchać Piotrusia i Olkę w swoje ramiona i nasza wspaniała rozmowa podczas której zaplanowałeś naszą przyszłość- odparłam.
-Pamiętam! Czwórka dzieci! Bliźniaki, bo trojaczki to przesada. Dom ogród i pies- zaśmiał się chłopak.
-Dokładnie- potwierdziłam i mocniej się do niego przytuliłam.
-Wiesz co ci powiem?- zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Hmm?- mruknęłam. Było mi niezwykle wygodnie i cieplutko.
-Kocham cię, Zuzia- powiedział. Podniosłam się, spojrzałam mu w oczy i odparłam:
-Ja ciebie też wariacie- po czym go pocałowałam. Leżeliśmy w łóżku jeszcze długo. Koło 10:30 oboje stwierdziliśmy, że czas wstawać. Bartek miał trening na 11:30, więc miał pół godziny, aby się wyrobić. A ja nie miałam umówionych żadnych spotkań, więc postanowiłam zrobić sobie wolne. Sama sobie jestem szefem i mogę. Nikt mi nie zabroni! Byłam umówiona z Olą, więc nudzić się nie będę. Poszłam więc do kuchni, aby tradycyjnie już usiąść na blacie i zrobić kawę. Po krótkiej chwili w pomieszczeniu pojawił się Bartek. Podszedł do mnie, położył swoje wielkie dłonie na moich biodrach i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Mruknęłam zadowolona i zarzuciłam mu ręce na szyję. Nagle zagotowała się woda, więc byliśmy zmuszeni oderwać się od siebie. Zalałam kawę i pomogłam Kurkowi zrobić kanapki. Zjedliśmy je dość szybko, po czym Bartek musiał już wychodzić, żeby się nie spóźnić.
-Leć już, bo Kowal ci głowę urwie- powiedziałam, po czym cmoknęłam go w usta i popchnęłam w stronę drzwi.
-A ty co będziesz robić?
-Jadę do Oli. Daj znać jak skończysz trening, zjemy obiad na mieście, pa- powiedziałam i poszłam do sypialni, aby wyszukać coś do ubrania. Z przygotowanymi rzeczami ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, uczesałam i zrobiłam delikatny makijaż. Wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je dokładnie, po czym klucze dorzuciłam do tego bałaganu w torbie i wyszłam z bloku. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę klubu fitness mojej przyjaciółki. Na miejscu byłam po ponad dwudziestu minutach! Skandal! Tak, kocham rzeszowskie korki. Po prostu nie ma piękniejszej rzeczy niż korki w Rzeszowie! Do telewizji z tym normalnie pójdę! Do gazet! Już widzę te nagłówki! "Rzeszowskie korki- ósmy cud świata" albo "Korki w Rzeszowie- czyli jak uprzyjemnić sobie poranek". Anyway. Wysiadłam z auta i ruszyłam do wejścia.
-Dzień dobry- powiedziała dziewczyna na recepcji.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się.- Ja szukam Oli, właścicielki.
-Pani Ola za dziesięć minut kończy zajęcia. Proszę usiąść i poczekać- poinformowała mnie.
-A mogłabym popatrzeć- poprosiłam.
-No dobrze. To tamta sala- wskazała mi drzwi.- Ale jak by co, wszystko zwalę na panią- zaśmiała się.
-Wezmę to na klatę- powiedziałam, na co obie parsknęłyśmy śmiechem.- Zuza jestem- podałam dziewczynie rękę.
-Kinga, miło mi- odpowiedziała i uścisnęła moją dłoń. Poszłam do wskazanej przez Kingę sali i stanęłam w rogu przyglądając się ile energii wkłada Ola w swoją pracę. Po chwili zajęcia się skończyły. Kiedy na sali została tylko moja przyjaciółka zaczęłam bić brawa. Wilczewska odwróciła się zaskoczona, a kiedy zobaczyła, że to ja popukała się w głowę i cicho zaśmiała.
-Chciałaś pogadać- powiedziałam.
-Wiesz o czym, możesz już zacząć opowiadać- zaśmiała się.
-O czym? O tym jak wpadłam do mieszkania, wyłączyłam mu telewizor i po krótkiej wymianie zdań wyznałam miłość? Nie ma o czym- powiedziałam.
-Z tego co słyszę jest- stwierdziła moja przyjaciółka. Usiadłyśmy na podłodze plecami opierając się o lustra na ścianach i zaczęłyśmy rozmowę. Kiedy Ola znała już ze szczegółami całą historię, podniosłyśmy się i ona ruszyłam do szatni się przebrać a ja na recepcję, aby na nią poczekać. Siedziałam tam dłuższą chwilę, kiedy nagle w pomieszczeniu pojawili się...
**************
Heyka!
Miało mnie nie być. Ale moja pani od polskiego zachorowała, przepada mi jutro sprawdzian, więc mam dobry humor, dzięki czemu wstawiam nowy rozdział.
Od razu mówię- planuję być bardziej regularna w pisaniu (jeden rozdział tygodniowo- minimum). To jest mój cel. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
To nie koniec wiadomości- w sobotę (a właściwie w piątek po południu) zaczynam ferie. I UWAGA UWAGA- na 90% zaczynam nowego bloga! Nie zdradzę kto jest głównym bohaterem. Pierwsze rozdziały również niewiele o nim mówią. Już zaczynam się zastanawiać, komu uda się zgadnąć.
Nie przedłużam.
Cieszę się, że moja wena wróciła (NARESZCIE!) i znowu piszę, bo chcę, a nie, bo muszę.
Tyle chyba.
Buziaki, Dream <3 :*
-Cześć Bartek- mówię uśmiechnięta.
-O, hej Zuzka- odpowiada z entuzjazmem.- Co u ciebie?
-A wiesz, wszystko w porządku. Nie miałeś chyba jeszcze okazji, więc poznaj, to Ola, moja przyjaciółka- mówię i przyciągam dziewczynę za ramię.
-Miło mi poznać, Bartek jestem- mówi siatkarz i wystawia rękę w stronę mojej przyjaciółki. Ta uścisnęła ją, po czym przeniosła na mnie zaskoczone spojrzenie. Nagle do szkoły wchodzi Piotrek.
-Cześć stary- mówi i podchodzi do Bartka. Panowie witają się, a my z Olą stoimy obok.
-Cześć- odpowiada Bartek.- Pit, Zuzkę już znasz. Ale Oli jeszcze nie. Olu, to Piotrek- Nowakowski patrzy zaskoczonym wzrokiem na moją przyjaciółkę, po czym szeroko się uśmiecha.
-Piotrek- mówi i wystawia rękę w stronę Wilczewskiej.
-Ola- odpowiada dziewczyna i ściska jego dłoń.
-Świetnie, znacie się, więc chwilę sobą zajmijcie. Ja mam sprawę do Zuzki- mówi Bartek i odciąga mnie nieco dalej.
-Z tego będą dzieci- mówię uśmiechając się do Kurka.
-I to całkiem ładne- odpowiada.
-I wysokie.
-Ale nie tak ładne jak nasze- mówi siatkarz.
-Co?!- pytam zaskoczona.
-Nic, nic- uśmiecha się uroczo.
-My nigdy nie będziemy mieć dzieci- powiedziałam dobitnie.
-Ja to bym chciał dwóch chłopów i dwie dziewczynki...
-Kurek.
-I byłby Kacper, Mateusz, Oliwia i Julka.
-Kurek.
-I fajnie by było, jak raz by nam się udały bliźniaki.
-Kurek.
-A może nawet trojaczki.
-Kurek!
-Tak, masz rację trojaczki to przesada. Ale bliźniaki są spoko, nie?
-Kurek!!
-I będziemy mieć ładny, duży dom. Piękny ogród. I psa! Zawsze chciałem mieć psa- rozmarzył się.
-Ja pierdolę, co za debil- mruknęłam.
-O mnie mówisz?
-Masz jeszcze jakieś niesamowite plany dotyczące twojej przyszłości?- zapytałam.
-Naszej, kochanie.
-Chyba śnisz.
-O tobie.
-Śnij więc dalej, bo to jedyne co dostaniesz.
-Zobaczymy.
-Znowu zaczynasz być wkurwiającym mnie kretynem.
-Jesteś urocza, kiedy się złościsz.
-Nie złoszczę się. Gdybym się złościła, zapewne dostałbyś w ryj albo w brzuch, ewentualnie między nogi.
-Skąd w tobie tyle agresji?
-Mam indywidualne podejście do życia.
-Zauważyłem. Co nie zmienia faktu, że jesteś idealną kandydatką na matkę dla moich dzieci.
-Wtedy to będą nasze dzieci- upomniałam go.
-Czyli się zgadzasz?
-Nie!
-Uparta jesteś.
-Ale przy tym bardzo urocza.
-Nie mogę się nie zgodzić- uśmiechnął się.- Chyba będzie trzeba im pomóc. Niby gadają, ale...
-Ale mała pomoc nie zaszkodzi.
-Dokładnie- odparł. Wróciliśmy do naszych przyjaciół.- Dobra, gołąbeczki potem pogruchacie. Teraz lecimy na lekcje.
-Ale my wcale...- zaczęła Ola.
-Kochaniutka, będzie okazja, żeby pogadać, bo mamy z Zuzią pomysł, prawda?
-Tak. Ale to na razie tajemnica. To do zobaczenia chłopaki!- powiedziałam i pociągnęłam Olę w stronę sali od historii.
-Co to było?- zapytała moja przyjaciółka.
-A o czym dokładnie mówisz?
-O tym!- powiedziała wskazując stronę, z której przyszłyśmy.
-Chodzi ci o Bartka i Piotrka?
-No a o co? Ponoć nie lubisz Kurka.
-Zyskuje przy bliższym poznaniu- stwierdziłam.
-Nigdy do końca cię nie zrozumiem- westchnęła, po czym obie weszłyśmy do klasy i zaczęła się lekcja.
Obudziłam się i szeroko uśmiechnęłam. Tak, tą sytuację będę pamiętać do końca życia. Teoretycznie było to rozpoczęcie sparowania Oli i Piotrka. A praktycznie wyszło, że doprowadziło również do tego, że ja i Bartek zostaliśmy parą. Jakie życie potrafi być przewrotne.
-Czemu się tak uśmiechasz?- usłyszałam szept przy uchu.
-Przyśniło mi się, jak zaczęliśmy pchać Piotrusia i Olkę w swoje ramiona i nasza wspaniała rozmowa podczas której zaplanowałeś naszą przyszłość- odparłam.
-Pamiętam! Czwórka dzieci! Bliźniaki, bo trojaczki to przesada. Dom ogród i pies- zaśmiał się chłopak.
-Dokładnie- potwierdziłam i mocniej się do niego przytuliłam.
-Wiesz co ci powiem?- zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Hmm?- mruknęłam. Było mi niezwykle wygodnie i cieplutko.
-Kocham cię, Zuzia- powiedział. Podniosłam się, spojrzałam mu w oczy i odparłam:
-Ja ciebie też wariacie- po czym go pocałowałam. Leżeliśmy w łóżku jeszcze długo. Koło 10:30 oboje stwierdziliśmy, że czas wstawać. Bartek miał trening na 11:30, więc miał pół godziny, aby się wyrobić. A ja nie miałam umówionych żadnych spotkań, więc postanowiłam zrobić sobie wolne. Sama sobie jestem szefem i mogę. Nikt mi nie zabroni! Byłam umówiona z Olą, więc nudzić się nie będę. Poszłam więc do kuchni, aby tradycyjnie już usiąść na blacie i zrobić kawę. Po krótkiej chwili w pomieszczeniu pojawił się Bartek. Podszedł do mnie, położył swoje wielkie dłonie na moich biodrach i złożył namiętny pocałunek na moich ustach. Mruknęłam zadowolona i zarzuciłam mu ręce na szyję. Nagle zagotowała się woda, więc byliśmy zmuszeni oderwać się od siebie. Zalałam kawę i pomogłam Kurkowi zrobić kanapki. Zjedliśmy je dość szybko, po czym Bartek musiał już wychodzić, żeby się nie spóźnić.
-Leć już, bo Kowal ci głowę urwie- powiedziałam, po czym cmoknęłam go w usta i popchnęłam w stronę drzwi.
-A ty co będziesz robić?
-Jadę do Oli. Daj znać jak skończysz trening, zjemy obiad na mieście, pa- powiedziałam i poszłam do sypialni, aby wyszukać coś do ubrania. Z przygotowanymi rzeczami ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, uczesałam i zrobiłam delikatny makijaż. Wrzuciłam do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je dokładnie, po czym klucze dorzuciłam do tego bałaganu w torbie i wyszłam z bloku. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę klubu fitness mojej przyjaciółki. Na miejscu byłam po ponad dwudziestu minutach! Skandal! Tak, kocham rzeszowskie korki. Po prostu nie ma piękniejszej rzeczy niż korki w Rzeszowie! Do telewizji z tym normalnie pójdę! Do gazet! Już widzę te nagłówki! "Rzeszowskie korki- ósmy cud świata" albo "Korki w Rzeszowie- czyli jak uprzyjemnić sobie poranek". Anyway. Wysiadłam z auta i ruszyłam do wejścia.
-Dzień dobry- powiedziała dziewczyna na recepcji.
-Dzień dobry- uśmiechnęłam się.- Ja szukam Oli, właścicielki.
-Pani Ola za dziesięć minut kończy zajęcia. Proszę usiąść i poczekać- poinformowała mnie.
-A mogłabym popatrzeć- poprosiłam.
-No dobrze. To tamta sala- wskazała mi drzwi.- Ale jak by co, wszystko zwalę na panią- zaśmiała się.
-Wezmę to na klatę- powiedziałam, na co obie parsknęłyśmy śmiechem.- Zuza jestem- podałam dziewczynie rękę.
-Kinga, miło mi- odpowiedziała i uścisnęła moją dłoń. Poszłam do wskazanej przez Kingę sali i stanęłam w rogu przyglądając się ile energii wkłada Ola w swoją pracę. Po chwili zajęcia się skończyły. Kiedy na sali została tylko moja przyjaciółka zaczęłam bić brawa. Wilczewska odwróciła się zaskoczona, a kiedy zobaczyła, że to ja popukała się w głowę i cicho zaśmiała.
-Chciałaś pogadać- powiedziałam.
-Wiesz o czym, możesz już zacząć opowiadać- zaśmiała się.
-O czym? O tym jak wpadłam do mieszkania, wyłączyłam mu telewizor i po krótkiej wymianie zdań wyznałam miłość? Nie ma o czym- powiedziałam.
-Z tego co słyszę jest- stwierdziła moja przyjaciółka. Usiadłyśmy na podłodze plecami opierając się o lustra na ścianach i zaczęłyśmy rozmowę. Kiedy Ola znała już ze szczegółami całą historię, podniosłyśmy się i ona ruszyłam do szatni się przebrać a ja na recepcję, aby na nią poczekać. Siedziałam tam dłuższą chwilę, kiedy nagle w pomieszczeniu pojawili się...
**************
Heyka!
Miało mnie nie być. Ale moja pani od polskiego zachorowała, przepada mi jutro sprawdzian, więc mam dobry humor, dzięki czemu wstawiam nowy rozdział.
Od razu mówię- planuję być bardziej regularna w pisaniu (jeden rozdział tygodniowo- minimum). To jest mój cel. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
To nie koniec wiadomości- w sobotę (a właściwie w piątek po południu) zaczynam ferie. I UWAGA UWAGA- na 90% zaczynam nowego bloga! Nie zdradzę kto jest głównym bohaterem. Pierwsze rozdziały również niewiele o nim mówią. Już zaczynam się zastanawiać, komu uda się zgadnąć.
Nie przedłużam.
Cieszę się, że moja wena wróciła (NARESZCIE!) i znowu piszę, bo chcę, a nie, bo muszę.
Tyle chyba.
Buziaki, Dream <3 :*
sobota, 7 stycznia 2017
Rozdział 15
Edit1: Rozdział z dedykacją dla Miska13 z okazji urodzin :* <3
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do naszego mieszkania. Kilka minut później byłam już na miejscu. Wzięłam głęboki oddech i wtedy naszły mnie wątpliwości. Robię dobrze? A może nam nie wyjdzie? A jeśli znowu go stracę? Zacisnęłam ręce na kierownicy i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam do wejścia. Weszłam do mieszkania, zostawiłam wszystkie rzeczy w korytarzu i krzyknęłam:
-Bartek!
-Jestem w salonie!- usłyszałam w odpowiedzi. Weszłam do wskazanego przez chłopaka pomieszczenia i zauważyłam, że ten ogląda telewizję. Chwyciłam pilota i wyłączyłam odbiornik.- Mogę wiedzieć co robisz?- zapytał zaskoczony.
-Musimy porozmawiać- powiedziałam zdeterminowana.
-Rano byłaś mniej rozmowna- mruknął.
-Chcesz się kłócić?- zapytałam. Zaczynałam się już denerwować, a cała moja pewność siebie gdzieś ulatywała.
-Nie, ale może teraz to ja nie mam ochoty na rozmowę tak, jak ty rano- stwierdził. Westchnęłam i oparłam się o parapet wpatrując się w widok przede mną. Poczułam silne ramiona, które oplotły mnie w pasie.- Przepraszam- wyszeptał mi do ucha. Nic nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam się i przytuliłam do niego. Delikatnie zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Kocham ten zapach. Kocham jego. Ale niby jak mam mu to powiedzieć?!
-Bartek...- zaczęłam, ale urwałam.
-Tak?
-Możemy porozmawiać?- zapytałam.
-Jasne- odparł, po czym oboje usiedliśmy na kanapie.- O co chodzi.
-Obiecaj mi najpierw, że to co się stanie nic między nami nie zmieni- poprosiłam.
-Dobrze, obiecuję. Ale o co chodzi.
-Zależy mi na tobie. Nie jak na przyjacielu. Na tobie. Kocham cię. Nigdy nie przestałam- wyszeptałam patrząc mu w oczy i spuściłam głowę. Odpowiedziała mi cisza. Niepewnie podniosłam głowę i zobaczyłam zaskoczonego Bartka. Z moich oczu popłynęły łzy. Czyli Nowakowski się pomylił, a ja zrobiłam z siebie debilkę, zajebiście.- Przepraszam- dodałam szeptem i wstałam z zamiarem ucieczki. Bartosz był jednak szybszy i chwycił mój nadgarstek, pociągnął mnie tak, że wylądowałam mu na kolanach, przytulił i powiedział:
-I jak to ma niby nic nie zmienić? Ja ciebie też kocham, Zuzia. A dzień w którym się rozstaliśmy był najgorszym w całym moim życiu. Kocham cię! Kocham!- mówił patrząc mi prosto w oczy. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre. Mocno wtuliłam się w chłopaka, który pocałował mnie w głowę i wytarł moje policzki. Kiedy się już uspokoiłam podniosłam głowę i wpiłam się w usta chłopaka. Nadal były miękkie, tak jak je zapamiętałam. Bartek odwzajemnił mój pocałunek, po czym mocno mnie do siebie przytulił.
-Tak bardzo się bałam tego dnia, a jest on jednym z najwspanialszych w moim życiu- wyznałam.
-To było takie trudne. Miałem cię tak blisko, a jednocześnie byłaś tak daleko- powiedział Bartek.- Ale teraz już jesteś tylko moja- dodał i znów mnie pocałował. Nagle wstał, wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić.
-Aaaa!- pisnęłam przestraszona.- Co robisz, wariacie?!
-Cieszę się! Znowu jesteś moja. Tym razem na zawsze- wyszeptał mi w usta, po tym jak postawił mnie na ziemi i kolejny raz pocałował. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.- Zanim otworzymy odpowiedz: zostaniesz moją dziewczyną?- w odpowiedzi kolejny raz go pocałowałam. Ten zadowolony ruszył do drzwi.
-Cześć!- usłyszałam radosne powitanie Oli i Piotrka.- Mam nadzieję, że daliśmy wam dość czasu- dodała moja przyjaciółka.
-O czym mówisz?- zapytał z udawanym zaskoczeniem Bartek.
-Nie mów mi, że Zuzka tu nie przyjechała i nie wyjaśniliście sobie wszystkiego!- usłyszałam zdenerwowany głos Oli.
-No wiesz...- zaczął Bartek. Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, weszłam do korytarza i pocałowałam Bartka stając na palcach. Ten objął mnie w talii.
-Wygrałem!- krzyknął zadowolony Piotrek i pocałował policzek Oli.
-A może wejdziecie- zaproponowałam nieśmiało. Nie musiałam tego dwa razy powtarzać i już po chwili siedzieliśmy całą czwórką w salonie. Bartek cały czas mocno mnie przytulał, jakby się bał, że mu ucieknę. Nie ma mowy panie Kurek! Teraz już się mnie nie pozbędziesz!
-To co wygrałeś, Piotruś?- zapytałam.
-Ja wybieram gdzie jedziemy na wakacje!- ucieszył się. Rozmawialiśmy długo. Grubo po północy Ola i Piotrek ubrali się i opuścili nasze mieszkanie. Przed wyjściem przytuliłam oboje. Najpierw Olę, która wyszeptała mi na ucho:
-Widzę cię jutro u siebie, chcę znać wszystkie szczegóły- uśmiechnęłam się tylko szerzej i kiwnęłam głową. Kiedy przytuliłam Piotrka tan szepnął:
-Cieszę się, że się wam udało.
-Gdyby nie ty nadal tkwilibyśmy w miejscu- odpowiedziałam i odsunęłam się od chłopaka. Stanęłam obok Bartka, który objął mnie ramieniem i pomachaliśmy jeszcze raz naszym przyjaciołom, a następnie zamknęliśmy za nimi drzwi. Stałam tak wtulona w Kurkowy bok i cały czas szeroko się uśmiechałam.
-Z czego się tak cieszysz- zapytał mój ukochany mężczyzna.
-A wiesz, życie zaczęło mi się układać. Mam świetnie prosperującą firmę, kochaną rodzinę, wspaniałych przyjaciół. No i faceta, którego kocham- powiedziałam.
-Znam go?
-Chyba tak. Dość wysoki, ale bez przesady. Brunet. Niebieskie oczy. Świetnie zbudowany- przejechałam dłonią po jego klatce piersiowej.- Kojarzysz?
-Coś mi świta. Musisz go pocałować, żebym miał pewność- słysząc to stanęłam na palcach i ponownie przywarłam do warg mojego siatkarza. Ten położył mi ręce na biodrach i kiedy się od niego odsunęłam powiedział- Tak właśnie myślałem, że o niego chodzi, ale nie byłem pewien.
-Kretyn- mruknęłam wesoła.- Jemy coś czy idziemy spać?
-Ja to mam ochotę na ciebie- wymruczał chłopak i ponownie zaczął mnie całować. Po dłuższej chwili przyjemności oderwaliśmy się od siebie.
-A ja to bym zjadła kanapkę z ogórkiem- stwierdziłam.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- odparł chłopak i złapał mnie za rękę ciągnąc do kuchni. Posadził mnie na blacie i zaczął rozbić kanapki, z ogórkiem oczywiście.
-Proszę- powiedział po chwili stojąc przede mną z talerzykiem pełnym kanapek. Oplotłam go nogami w biodrach, przyciągnęłam do siebie i protu w usta szepnęłam:
-Dziękuję- chłopak wykorzystał okazję i skradł mi szybkiego buziaka. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy jeść.- Bartek...- zaczęłam po chwili.
-Hmm?- mruknął z pełną buzią patrząc na mnie.
-Ten blat to wytrzyma?- zapytałam patrząc ze sceptyczną miną na blat szafki, na którym siedzieliśmy. Siatkarz połknął kęs kanapki, który miał w ustach i z iskierkami w oczach oraz sugestywnym uśmieszkiem powiedział:
-Uwierz mi, ten blat jeszcze wiele wytrzyma- parsknęłam śmiechem słysząc to. Zeskoczyłam na ziemię i umyłam talerzyk. Bartek objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do sypialni gasząc po drodze wszystkie światła. Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Leżałam na plecach czekając, aż mój luby do mnie dołączy. Nagle Bartek położył się. Ale nie ze mną. Na mnie.
-Kurek, klocu. Ile ty masz sadła- mruknęłam czując spory ciężar.
-Jakiego sadła. To są same mięśnie, kotku- powiedział, po czym się podniósł siadając na mnie okrakiem i zaczął prężyć swoje muskuły.
-Taa... Faktycznie, powalające to twoje sadło- odparłam ironicznie, ale w moich oczach można było dostrzec iskierki radości. Bartek oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Był tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Oboje mięliśmy szerokie uśmiechy i ten charakterystyczny błysk w oku. Poczułam namiętny pocałunek składany na moich wargach. Zamknęłam oczy i zarzuciłam Bartkowi ręce na szyję. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Siatkarz położył się obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham cię- powiedział.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam.
-Dobranoc.
-Dobranoc- po tym poczułam jeszcze tylko delikatny pocałunek złożony na mojej głowie i już spałam.
************
Witam!
Zapraszam do czytania.
Rozdział napisany w 20 minut, pomijając początek (cztery linijki chyba). Tak to właśnie działa proszę państwa, kiedy przez długi czas nie potraficie nic napisać, a jak już was weźmie, to zastanawiacie się czy nie założyć kolejnego bloga. Tak, ta myśl kołacze mi się od rana w głowie. Mam zapas (prolog i dwa rozdziały), ale nie mam podjętej decyzji. Ale mam plan.
Jak na razie przedstawiam Wam sielankę u Zuzi i Bartka. To nic, że miało być inaczej. To nic, że oni nigdy nie mięli być razem w tym opowiadaniu. Niby taki był plan, ale jak wiemy plany się zmieniają.
Nie jestem pewna, po co pisałam tą całą notatkę, ale cóż.
Nie wiem, kiedy pojawi się next, nie mam pojęcia.
Już prawie kończę. Jeszcze tylko jedno...
KAMIL STOCH ZWYCIĘZCĄ TURNIEJU CZTERECH SKOCZNI! PIOTR ŻYŁA DRUGI! MACIEJ KOT CZWARTY!
No właśnie.... Oglądałam wczoraj tylko końcówkę (dzięki nauko, dzięki szkoło) ale ze łzami w oczach. Popłakałam się prawie tak jak po każdym meczu naszych orzełków (tak, płaczę prawie na każdym). Byłam taka dumna, w sumie nadal jestem.
Żal mi jednak Tandego, którego ostatni skok zniszczył marzenia o zwycięstwie. Jednak wielki szacun za lądowanie i utrzymanie się na nogach. Bo było to niesamowite.
Tyle, kończę bo macie mnie dość, wiem.
Buziaki, Dream :* <3
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do naszego mieszkania. Kilka minut później byłam już na miejscu. Wzięłam głęboki oddech i wtedy naszły mnie wątpliwości. Robię dobrze? A może nam nie wyjdzie? A jeśli znowu go stracę? Zacisnęłam ręce na kierownicy i wysiadłam z samochodu. Ruszyłam do wejścia. Weszłam do mieszkania, zostawiłam wszystkie rzeczy w korytarzu i krzyknęłam:
-Bartek!
-Jestem w salonie!- usłyszałam w odpowiedzi. Weszłam do wskazanego przez chłopaka pomieszczenia i zauważyłam, że ten ogląda telewizję. Chwyciłam pilota i wyłączyłam odbiornik.- Mogę wiedzieć co robisz?- zapytał zaskoczony.
-Musimy porozmawiać- powiedziałam zdeterminowana.
-Rano byłaś mniej rozmowna- mruknął.
-Chcesz się kłócić?- zapytałam. Zaczynałam się już denerwować, a cała moja pewność siebie gdzieś ulatywała.
-Nie, ale może teraz to ja nie mam ochoty na rozmowę tak, jak ty rano- stwierdził. Westchnęłam i oparłam się o parapet wpatrując się w widok przede mną. Poczułam silne ramiona, które oplotły mnie w pasie.- Przepraszam- wyszeptał mi do ucha. Nic nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam się i przytuliłam do niego. Delikatnie zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Kocham ten zapach. Kocham jego. Ale niby jak mam mu to powiedzieć?!
-Bartek...- zaczęłam, ale urwałam.
-Tak?
-Możemy porozmawiać?- zapytałam.
-Jasne- odparł, po czym oboje usiedliśmy na kanapie.- O co chodzi.
-Obiecaj mi najpierw, że to co się stanie nic między nami nie zmieni- poprosiłam.
-Dobrze, obiecuję. Ale o co chodzi.
-Zależy mi na tobie. Nie jak na przyjacielu. Na tobie. Kocham cię. Nigdy nie przestałam- wyszeptałam patrząc mu w oczy i spuściłam głowę. Odpowiedziała mi cisza. Niepewnie podniosłam głowę i zobaczyłam zaskoczonego Bartka. Z moich oczu popłynęły łzy. Czyli Nowakowski się pomylił, a ja zrobiłam z siebie debilkę, zajebiście.- Przepraszam- dodałam szeptem i wstałam z zamiarem ucieczki. Bartosz był jednak szybszy i chwycił mój nadgarstek, pociągnął mnie tak, że wylądowałam mu na kolanach, przytulił i powiedział:
-I jak to ma niby nic nie zmienić? Ja ciebie też kocham, Zuzia. A dzień w którym się rozstaliśmy był najgorszym w całym moim życiu. Kocham cię! Kocham!- mówił patrząc mi prosto w oczy. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre. Mocno wtuliłam się w chłopaka, który pocałował mnie w głowę i wytarł moje policzki. Kiedy się już uspokoiłam podniosłam głowę i wpiłam się w usta chłopaka. Nadal były miękkie, tak jak je zapamiętałam. Bartek odwzajemnił mój pocałunek, po czym mocno mnie do siebie przytulił.
-Tak bardzo się bałam tego dnia, a jest on jednym z najwspanialszych w moim życiu- wyznałam.
-To było takie trudne. Miałem cię tak blisko, a jednocześnie byłaś tak daleko- powiedział Bartek.- Ale teraz już jesteś tylko moja- dodał i znów mnie pocałował. Nagle wstał, wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić.
-Aaaa!- pisnęłam przestraszona.- Co robisz, wariacie?!
-Cieszę się! Znowu jesteś moja. Tym razem na zawsze- wyszeptał mi w usta, po tym jak postawił mnie na ziemi i kolejny raz pocałował. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.- Zanim otworzymy odpowiedz: zostaniesz moją dziewczyną?- w odpowiedzi kolejny raz go pocałowałam. Ten zadowolony ruszył do drzwi.
-Cześć!- usłyszałam radosne powitanie Oli i Piotrka.- Mam nadzieję, że daliśmy wam dość czasu- dodała moja przyjaciółka.
-O czym mówisz?- zapytał z udawanym zaskoczeniem Bartek.
-Nie mów mi, że Zuzka tu nie przyjechała i nie wyjaśniliście sobie wszystkiego!- usłyszałam zdenerwowany głos Oli.
-No wiesz...- zaczął Bartek. Nie wytrzymałam. Wybuchnęłam głośnym śmiechem, weszłam do korytarza i pocałowałam Bartka stając na palcach. Ten objął mnie w talii.
-Wygrałem!- krzyknął zadowolony Piotrek i pocałował policzek Oli.
-A może wejdziecie- zaproponowałam nieśmiało. Nie musiałam tego dwa razy powtarzać i już po chwili siedzieliśmy całą czwórką w salonie. Bartek cały czas mocno mnie przytulał, jakby się bał, że mu ucieknę. Nie ma mowy panie Kurek! Teraz już się mnie nie pozbędziesz!
-To co wygrałeś, Piotruś?- zapytałam.
-Ja wybieram gdzie jedziemy na wakacje!- ucieszył się. Rozmawialiśmy długo. Grubo po północy Ola i Piotrek ubrali się i opuścili nasze mieszkanie. Przed wyjściem przytuliłam oboje. Najpierw Olę, która wyszeptała mi na ucho:
-Widzę cię jutro u siebie, chcę znać wszystkie szczegóły- uśmiechnęłam się tylko szerzej i kiwnęłam głową. Kiedy przytuliłam Piotrka tan szepnął:
-Cieszę się, że się wam udało.
-Gdyby nie ty nadal tkwilibyśmy w miejscu- odpowiedziałam i odsunęłam się od chłopaka. Stanęłam obok Bartka, który objął mnie ramieniem i pomachaliśmy jeszcze raz naszym przyjaciołom, a następnie zamknęliśmy za nimi drzwi. Stałam tak wtulona w Kurkowy bok i cały czas szeroko się uśmiechałam.
-Z czego się tak cieszysz- zapytał mój ukochany mężczyzna.
-A wiesz, życie zaczęło mi się układać. Mam świetnie prosperującą firmę, kochaną rodzinę, wspaniałych przyjaciół. No i faceta, którego kocham- powiedziałam.
-Znam go?
-Chyba tak. Dość wysoki, ale bez przesady. Brunet. Niebieskie oczy. Świetnie zbudowany- przejechałam dłonią po jego klatce piersiowej.- Kojarzysz?
-Coś mi świta. Musisz go pocałować, żebym miał pewność- słysząc to stanęłam na palcach i ponownie przywarłam do warg mojego siatkarza. Ten położył mi ręce na biodrach i kiedy się od niego odsunęłam powiedział- Tak właśnie myślałem, że o niego chodzi, ale nie byłem pewien.
-Kretyn- mruknęłam wesoła.- Jemy coś czy idziemy spać?
-Ja to mam ochotę na ciebie- wymruczał chłopak i ponownie zaczął mnie całować. Po dłuższej chwili przyjemności oderwaliśmy się od siebie.
-A ja to bym zjadła kanapkę z ogórkiem- stwierdziłam.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- odparł chłopak i złapał mnie za rękę ciągnąc do kuchni. Posadził mnie na blacie i zaczął rozbić kanapki, z ogórkiem oczywiście.
-Proszę- powiedział po chwili stojąc przede mną z talerzykiem pełnym kanapek. Oplotłam go nogami w biodrach, przyciągnęłam do siebie i protu w usta szepnęłam:
-Dziękuję- chłopak wykorzystał okazję i skradł mi szybkiego buziaka. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy jeść.- Bartek...- zaczęłam po chwili.
-Hmm?- mruknął z pełną buzią patrząc na mnie.
-Ten blat to wytrzyma?- zapytałam patrząc ze sceptyczną miną na blat szafki, na którym siedzieliśmy. Siatkarz połknął kęs kanapki, który miał w ustach i z iskierkami w oczach oraz sugestywnym uśmieszkiem powiedział:
-Uwierz mi, ten blat jeszcze wiele wytrzyma- parsknęłam śmiechem słysząc to. Zeskoczyłam na ziemię i umyłam talerzyk. Bartek objął mnie ramieniem i ruszyliśmy do sypialni gasząc po drodze wszystkie światła. Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Leżałam na plecach czekając, aż mój luby do mnie dołączy. Nagle Bartek położył się. Ale nie ze mną. Na mnie.
-Kurek, klocu. Ile ty masz sadła- mruknęłam czując spory ciężar.
-Jakiego sadła. To są same mięśnie, kotku- powiedział, po czym się podniósł siadając na mnie okrakiem i zaczął prężyć swoje muskuły.
-Taa... Faktycznie, powalające to twoje sadło- odparłam ironicznie, ale w moich oczach można było dostrzec iskierki radości. Bartek oparł się na łokciach po obu stronach mojej głowy. Był tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Oboje mięliśmy szerokie uśmiechy i ten charakterystyczny błysk w oku. Poczułam namiętny pocałunek składany na moich wargach. Zamknęłam oczy i zarzuciłam Bartkowi ręce na szyję. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Siatkarz położył się obok mnie i mocno przytulił.
-Kocham cię- powiedział.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam.
-Dobranoc.
-Dobranoc- po tym poczułam jeszcze tylko delikatny pocałunek złożony na mojej głowie i już spałam.
************
Witam!
Zapraszam do czytania.
Rozdział napisany w 20 minut, pomijając początek (cztery linijki chyba). Tak to właśnie działa proszę państwa, kiedy przez długi czas nie potraficie nic napisać, a jak już was weźmie, to zastanawiacie się czy nie założyć kolejnego bloga. Tak, ta myśl kołacze mi się od rana w głowie. Mam zapas (prolog i dwa rozdziały), ale nie mam podjętej decyzji. Ale mam plan.
Jak na razie przedstawiam Wam sielankę u Zuzi i Bartka. To nic, że miało być inaczej. To nic, że oni nigdy nie mięli być razem w tym opowiadaniu. Niby taki był plan, ale jak wiemy plany się zmieniają.
Nie jestem pewna, po co pisałam tą całą notatkę, ale cóż.
Nie wiem, kiedy pojawi się next, nie mam pojęcia.
Już prawie kończę. Jeszcze tylko jedno...
KAMIL STOCH ZWYCIĘZCĄ TURNIEJU CZTERECH SKOCZNI! PIOTR ŻYŁA DRUGI! MACIEJ KOT CZWARTY!
No właśnie.... Oglądałam wczoraj tylko końcówkę (dzięki nauko, dzięki szkoło) ale ze łzami w oczach. Popłakałam się prawie tak jak po każdym meczu naszych orzełków (tak, płaczę prawie na każdym). Byłam taka dumna, w sumie nadal jestem.
Żal mi jednak Tandego, którego ostatni skok zniszczył marzenia o zwycięstwie. Jednak wielki szacun za lądowanie i utrzymanie się na nogach. Bo było to niesamowite.
Tyle, kończę bo macie mnie dość, wiem.
Buziaki, Dream :* <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)