piątek, 14 lipca 2017

Rozdział 24

Po raz kolejny opuszczam jakąś przytulną kawiarnię, zostawiając w niej Olę i Piotrka. Uśmiecham się do Bartka i zapytałam:
-Podrzucisz mnie do domu?
-Jasne, wsiadaj- odparł i otworzył mi drzwi. Skończył niedawno 18 lat, zrobił prawko, dostał samochód od rodziców, także mogę go wykorzystać. 
-Dzięki- powiedziałam, kiedy siatkarz zajął miejsce kierowcy.- Mam stąd spory kawałek do domu. 
-Nie no spoko. Nie ma problemu. Masz jakieś konkretne plany?
-Herbata, czekolada, łóżko i może jakiś serial albo film. 
-To ja mam lepszy pomysł-uśmiechnął się pod nosem i skręcił w zupełnie inną stronę niż znajduje się mój dom. 
-Bartek, prosiłam żebyś zawiózł mnie do domu. 
-Mała proszę, daj mi jedną szansę- westchnął rzucając mi błagalne spojrzenie. 
-Wysadź mnie tu- powiedziałam chwtając klamkę. 
-Nie. Zuzia proszę. Pozwól mi spróbować.
-Masz trzy godziny- palnęłam.
-Ale nie będziesz negatywnie nastawiona od samego początku?- zapytał z nadzieją w głosie. 
-Zgoda- uśmiechnęłam się. Co ja robię? Zwariowałam kompletnie. Zatrzymaliśmy się niedaleko promenady i opuściliśmy samochód. Bartek objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w tylko jemu znanym kierunku. Szłam tak opleciona kurkowym ramieniem i 'oddychałam morzem'. Nie był to zbyt ciepły dzień, więc ani trochę nie przeszkadzało mi to, że byłam do niego przytulona. 
-Masz ochotę na watę?- zapytał uśmiechnięty Kurek. 
-Tak!- pisnęłam jak mała dziewczynka. Ten tylko zaśmiał się pod nosem zamówił największą, jaką idzie zrobić. Już po chwili siedzieliśmy na niewysokim murku śmiejąc się i wcinając cukrowy przysmak. Kiedy zjedliśmy całość zza chmur wychyliło się Słońce, które delikatnie świeciło nam prostow twarz. Zdjęłam z bartkowego nosa okulary i założyłam je sobie. 
-Co pani robi?- zapytał rozbawiony. 
-Od dawna mi się podobały- odparłam lekko i zaczęłam machać nogami jak mała dziewczynka, ponieważ moje stopy nie sięały do ziemi. 
-Fajnie wiedzieć- zaśmiał się siatkarz.- Idziemy dalej? Chcę ci pokazać pewne miejsce, na które ostatnio się natknąłem.
-Dobra, ale ja idę murkiem!- oznajmiłam zadowolona.
-Zwariowałaś? A jak spadniesz?
-Bez przesady- westchnęłam i zaczęłam iść. Bartek szedł obok murku i uważnie pilnował, co bym się z niego nie zrypała. Szliśmy tak wesoło rozmawiając. W pewnym momencie za bardzo zapatrzyłam się na morze i nie zauważyłam, że na murku jest podwyższenie, przez co się potknęłam. I już czułam, jak moja twarz spotyka się z rogiem murku, a następnie brukiem chodnika. Zamknęłam oczy i pisnęłam przerażona. Poczułam silne ręce, które złapały mnie w ostatniej chwili. Ze strachu o własne życie w moich oczach pojawiły się łzy. Bartek pomógł mi stanąć do pionu, a ja wtuliłam się w jego szerokoą klatkę piersiową i szepnęłam ciche:
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy- odpowiedział i objął mnie rękoma, jeszcze mocniej przyciągając do swojego torsu.- Nic ci się nie stało?- zapytał po chwili. 
-Nie, na szczęście nie- odparłam i odsunęłam się od niego. Przetarłam lekko załzawione oczy i oparłam się o nieszczęsny murek. 
-Jesteś pewna, że wszystko w porządku?- spytał z troską obejmując mnie ramieniem. 
-Tak, tak. Po prostu okropnie się przestraszyłam.
-Już spokojnie- powiedział i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Po chwili, która w zasadzie nie wiem czy trwała dłużej czy krócej, delikatnie odsunęłam się od Kurka i cmoknęłam go w policzek. Na ustach siatkarza pojawił się delikatny, wesoły uśmiech.
-A za co to?- zapytał patrząc mi w oczy. 
-Za uratowanie życia- odparłam lekko i wstałam.- To nadal chcesz mi coś pokazać?
-No jasne, że tak. Wracasz na murek?
-Nie bawi mnie to- powiedziałam wbijając mu palec w tors.- Ała! Mój palec. Twardą masz tą klatę- dodałam z uznaniem. 
-Wiem przecież- zaśmiał się Bartek i wypiął dumnie pierś do przodu. 
-No, no. Już się tak nie chwal- odparłam i poklepałam go tym razem całą dłonią. 
-Dobra, dobra. Jak chcesz mnie podotykać wystarczyło powiedzieć- zaśmiał się i objął mnie ramieniem. 
-Załatwimy to w jakimś mniej zaludnionym miejscu- również się zaśmiałam, a kilka osób krzywo na nas spojrzało. 
-Bardzo chętnie- szepnął mi na ucho siatkarz, a ja poczułam ciarki na plecach. Nie dałam nic po sobie poznać i tylko delikatnie się uśmiechnęłam. Oparłam głowę na jego ramieniu i spojonym krokiem szliśmy w miejsce, które chciał mi pokazać.
-Pozwolisz, że odbiorę moją własność- powiedział i zdjął z mojego nosa okulary zakładając je sobie. 
-No ej! Ja swoich nie mam, bo mi się ostatnio połamały. To jest nie fair!- dodałam i zrobiłam załamaną minę.
-No nie narzekaj- zaśmiał się i mocniej mnie objął.- No Zuzia no.
-No co Zuzia? Nie ma Zuzia.
-A ty nie jesteś Zuzia?
-A weź- machnęłam na niego ręką. Po kilku minutach naprawdę wolnego marszu znaleśliśmy się w miejscu, gdzie nie było nikogo. Przed nami znajdowało się niewielkie jeziorko, będące zapewne kiedyś częścią morza. Wokół niego rosły niewielkie brzózki i topole. Ale największego uroku całemu miejscu nadawały rosnące dosłownie wszędzie stokrotki. Powoli szok na mojej twarzy zmieniał się z zauroczenie tym miejscem. Kurek pociągnął mnie na niewielką ławkę, której wcześniej nie zauważyłam. Niestety była ona nieco większa niż krzesło, więc poniekąd zmuszona byłam usadowić się na kolanach siatkarza. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i cicho powiedziałam:
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. 
-Dziękuję, że zgodziłaś się gdziekolwiek zabrać- odpowiedział i mocniej mnie do siebie przytulił.- Dlaczego?- zapytał nagle po kilku minutach ciszy. 
-Co dlaczego?- odpowiedziałam pytaniem, niekoniecznie wiedząc, co chodzi po kurkowej głowie. 
-Dlaczego tak ciężko jest się do ciebie zbliżyć? Każdego faceta, który walczy o coś więcej niż przyjaźń tak traktujesz, czy to ja mam jakieś specjalne względy?- westchnęłam słysząc jego słowa. 
-Po prost się boję- odpowiedziałam po dłuższej chwili milczenia.
-Boisz?- wydawał się zaskoczony. 
-Mój charakter jest dość specyficzny. Ciągła ironia, sarkazm, niezachwiana pewność siebie oraz wredota tak często zamieniająca się w chamstwo. Nie chcę, żeby ktoś mnie skrzywdził, więc jest granica. Niewielu ją przekroczyło. Ty doszedłeś jak narazie najdalej. 
-O czym to świadczy?- zadał kolejne pytanie, a w jego oczach widziałam czającą się nadzieję. 
-Jeżli ci zależy, ale tak naprawdę, to głupotą byłoby sobie teraz odpuścić- odpowiedziałam lekko i wstałam.- Wracamy? 
-Jasne- uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Ufnie się w niego wtuliłam, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.- Czy to moja zasługa?- zapytał Bartek wskazując palcem na moje usta.
-Jak najbardziej- odparłam patrząc mu w oczy. 
-W takim razie będę starał się wywoływać go częściej. 
-Na to liczę- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną.- Bartek- westchnęłam po kilku minutach. 
-Mów do mnie.
-Nie mogłeś zaparkować bliżej?
-Spacery nad morzem są zdrowe- pouczył mnie.
-Ale mnie bolą nogi.
-No to wskakuj na barana- zaśmiał się. 
-Mówisz serio?- zapytałam zaskoczona.
-Pewnie. Gotowa?- kiwnęłam głową, a ten złapał mnie za uda i posadził na swoich barkach. Cały czas trzymał dłonie nad moimi kolanami, chcąc mnie ustrzec przed ewentualnym upadkiem. Pomimo tego, że uścisk siatkarza był dość pewny i  tak cały czas kurczowo trzymałam się jego nadgarstków. Jakieś dziesięć minut później byliśmy już na parkingu. Bartek odstawił mnie na ziemię. Stałam na krawężniku, a on przy nim, więc byłam nieco mniej niższa od niego. Uśmiechnęłam się szeroko, pocałowałam jego policzek i powiedziałam:
-Dziękuję. 
-Nie ma sprawy. Jeżeli zawsze będziesz mi tak dziękować, to mogę całe życie nosić cię na rękach- uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i podeszliśmy do samochodu. SIatkarz otworzył mi drzwi, a kiedy usiadłam, zamknął je za mną. Po kilkunastu minutach Bartek zatrzymał się pod moim domem. 
-Bardzo dziękuję za miłe popołudnie- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek. Złapałam za klamkę i już miałam wychodzić, ale Bartek złapał mnie za rękę i zapytał:
-Mogę liczyć na powtórkę?
-Jak się postarasz- puściłam mu oczko i ruszyłam do domu.
Razem z Bartkiem jeszcze tylko przez krótką chwilę przyglądaliśmy się wygłupom nastolatków, po czym przytuleni wróciliśmy do domu jego rodziców i oddaliśmy się w ramiona Morfeusza.

******************
Witam!
Przepraszam, wiem, że miałam być wcześniej, ale niestety, wyszło jak wyszło. Praktycznie cały rozdział jest wspomnieniem Zuzi, dlatego mam nadzieję, że nie zarypałam się czasowo.
Buziaki, Dream <3
Next powinien pojawić się na początku przyszłego tygodnia ;)

2 komentarze: