czwartek, 20 lipca 2017

Rozdział 25

Kolejnego dnia obudziliśmy się kilka minut przed 9, zjedliśmy śniadanie i zbieraliśmy się w drogę do Gdańska. Po pożegnaniu się z rodziną Kurka i gorącą obietnicą, że niedługo znów ich odwiedzimy, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do mojego rodzinnego miasta.
-I co? Było tak strasznie?- zaśmiał się Bartek.
-Mam ci przypomnieć, jak ty się stresowałeś przed naszą wizytą u moich rodziców?- odpowiedziałam pytaniem z kpiącym uśmiechem na ustach.
-Nie wypominaj mi- pogroził mi palcem, po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Zdjęłam kurtkę wrzucając ją na tylne siedzenie, bo zrobiło mi się strasznie ciepło. Po jakichś dwóch godzinach zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby zatankować i wypić jakąś kawę.
-Kupisz mi kawę?- zapytałam szeroko się uśmiechając do mojego siatkarza.
-A sama nie możesz?- westchnął patrząc na mnie podejrzliwie.
-Zmarznę jak wysiądę- odparłam słodko uśmiechając się do siatkarza.-No proszę cię. Barteeeek.
-Dobra, dobra- powiedział również się uśmiechając.
-Dziękuję- pocałowałam jego policzek.
-Zaraz wracam- klepnął moje udo i wysiadł z samochodu. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Wytargałam go z dna torebki i odebrałam.
-Halo?
-Cześć córuś- usłyszałam głos mamy.
-Hej mamo- odpowiedziałam wesołym tonem.
-Kiedy będziecie?
-Jeszcze jakieś cztery do pięciu godzin. To kawał drogi- westchnęłam.
-Wiem, wiem. Po prostu zastanawiam się, czy zdążycie na obiad.
-Niestety nie, ale obiecuję ci, że na kolację będziemy na dwieście procent- uśmiechnęłam się szeroko.
-Łazanki już czekają. Tak samo jak pierogi- kusiła mnie mama.
-Jak dobrze, że to Bartek prowadzi. Bo gdybym to ja siedziała za kierownicą, to źle mogłoby się to skończyć- zaśmiałam się.
-Domyślam się. Szczególnie po takiej pokusie- dodała ze śmiechem.
-Dokładnie- zakończyłam.
-Dobrze Zuziu, to ja ci więcej nie przeszkadzam. Jedźcie ostrożnie a my tu na was czekamy.
-Oczywiście mamuś, pa.
-Pa- usłyszałam w odpowiedzi i zakończyłam połączenie. Po niecałych pięciu minutach dołączył do mnie Bartek niosący dwie kawy i jakąś reklamówkę. Wsiadł do auta i podał mi moją kawę.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek, a przynajmniej planowałam, bo cwaniak przekręcił głowę i trafiłam na usta.
-Proszę bardzo kochanie- odparł również obdarzając mnie uśmiechem.- A to tak na osłodę- dodał wręczając mi reklamówkę. Otworzyłam ją znajdując w środku dwie paczki żelków, dużą tabliczkę Milki Oreo i dwie paczki ciastek.
-My to wszystko zjemy?- zapytałam zaskoczona.
-No pewnie- uśmiechnął się, szybko pocałował mnie w usta i ruszył w dalszą drogę.
Jechaliśmy jedząc słodkości i pijąc kawę. Przez cały czas prowadziliśmy wesołą rozmowę.
-Chciałabyś jeszcze raz zamieszkać w Hiszpanii?- zapytał Bartek skupiając się na drodze.
-Zamieszkać nie, ale pojechać tam bardzo bym chciała. Jest kilka miejsc, które naprawdę powinieneś zobaczyć- powiedziałam z uśmiechem.
-Jakie?
-Kiedyś pojedziemy, to ci pokażę.
-No dobra, no- westchnął.
Po kolejnych dwóch godzinach drogi zatrzymaliśmy się przed moim rodzinnym domem. Wysiedliśmy i łapiąc się za ręce ruszyliśmy do środka. Kiedy chciałam zadzwonić dzwonkiem drzwi się otworzyły i stanęła w nich mama.
-Witajcie dzieciaki!- ucieszyła się i uściskała najpierw mnie, a potem Bartka.- No już, już. Rozbierajcie się i wchodźcie do środka.
-Spokojnie mamo. Przecież nie wyjeżdżamy za pięć minut- powiedziałam z uśmiechem.
-Dobra, dobra. Tyle się na was wyczekaliśmy, że chyba mam prawo być lekko zniecierpliwiona.
-Ależ oczywiście- uśmiechnął się szeroko Bartek. Mama lekko szturnęła jego ramię również się śmiejąc.
-Dzień dobry- przywitaliśmy się z dziadkiem i tatą, którzy siedzieli w salonie.
-Witajcie!- powiedzieli jednocześnie i również nas uściskali. Usiedliśmy razem w salonie i zaczęliśmy rozmawiać o tym, co działo się u nas przez okres, w którym się nie widzieliśmy. Po jakiejś godzinie zapytałam:
-A gdzie Damian, Szymon i Ada?
-Będą koło 20. Chcą się z wami przywitać i pewnie zostaną na kawę i ciasto. Damian z Alą są u jej rodziców, Szymon z Martą też. A Ada z Wojtkiem i Tosią z tego co wiem są u Pawła i Elizy- wyjaśniła mama.
-W takim razie muszę iść po prezent dla Tośki- uśmiechnęłam się i zaczęłam wstawać.
-Ja pójdę. Przyniosę przy okazji walizkę. Mamy ten pokój co ostatnio?- ostatnie zdanie skierował do mamy, szeroko się przy tym uśmiechając.
-Tak, ten sam- odpowiedziała mu.
Sami siedzieliśmy jeszcze tylko pół godziny, po czym kolejno zjawili się Damian z Alą, Ada z Wojtkiem i Tosią, która niesamowicie ucieszyła się z podarowanego domku dla lalek. Na końcu przyjechali Szymon z Martą. Uściskaliśmy się, a Szymon na ucho szepnął mi słowa, które mnie zaniepokoiły.
-Musimy porozmawiać. We czwórkę.
-O co chodzi?- zapytałam szybko, ale nie udało mi się uzyskać odpowiedzi, ponieważ brat się ode mnie odsunął. Usiedliśmy razem w salonie jedząc i wesoło rozmawiając. Tosia wgramoliła się na kolana Bartkowi, oparła się o jego szeroką klatkę i opowiadała, co dostała od Mikołaja, jak ubierali choinkę, jak tata kupił jej do pokoju malutką, własną choineczkę i jak pomagała mamie robić ciasto. Atmosfera była typowo świąteczna i rodzinna. Opierałam się o ramię Bartka. Nagle Ada zaproponowała, że nakroi ciasta. Mama chciała jej pomóc, ale Ada wymownie na mnie spojrzała i powiedziała:
-Zuzia mi pomoże.
-Bardzo chętnie. Siedź mamo. Już i tak się tyle napracowałaś- odparłam szeroko uśmiechając się do rodzicielki. Weszłyśmy z Adą do kuchni i zaczęła ona wyciągać blachy z lodówki.- To podstęp, prawda?- zapytałam patrząc na nią spod uniesionej wysoko brwi. Siostra odwróciła się w moją stronę, a w jej oczach zobaczyłam... łzy? Co się tu kurwa dzieje.
-Musisz coś wiedzieć- chlipnęła i zaczęła kroić sernik.
-No to mów!- warknęłam zaciskając dłonie na blacie.
-Ja ci powiem- westchnął Szymon stojący w drzwiach. Za jego plecami zobaczyłam Damiana. Miał taką minę, że miałam ochotę go przytulić.
-Dlaczego ty? Nie ważne. Niech mówi ktokolwiek- irytowałam się coraz bardziej.
-Zuś- szepnął, a ja już wiedziałam. Ostatni raz mówił do mnie tym tonem, gdy...
-Żartujesz, prawda? Powiedz, że to głupi żart! Zacznij się śmiać do jasnej cholery!

*************************
Tadam!
Jestem!
Next dopiero w sierpniu, bo jadę wygrać się nad morze! Kto mi obieca, że będzie ładna pogoda?
Jak myślicie, kto pojawia się w życiu Zuzi?
Buziaki, Dream <3

piątek, 14 lipca 2017

Rozdział 24

Po raz kolejny opuszczam jakąś przytulną kawiarnię, zostawiając w niej Olę i Piotrka. Uśmiecham się do Bartka i zapytałam:
-Podrzucisz mnie do domu?
-Jasne, wsiadaj- odparł i otworzył mi drzwi. Skończył niedawno 18 lat, zrobił prawko, dostał samochód od rodziców, także mogę go wykorzystać. 
-Dzięki- powiedziałam, kiedy siatkarz zajął miejsce kierowcy.- Mam stąd spory kawałek do domu. 
-Nie no spoko. Nie ma problemu. Masz jakieś konkretne plany?
-Herbata, czekolada, łóżko i może jakiś serial albo film. 
-To ja mam lepszy pomysł-uśmiechnął się pod nosem i skręcił w zupełnie inną stronę niż znajduje się mój dom. 
-Bartek, prosiłam żebyś zawiózł mnie do domu. 
-Mała proszę, daj mi jedną szansę- westchnął rzucając mi błagalne spojrzenie. 
-Wysadź mnie tu- powiedziałam chwtając klamkę. 
-Nie. Zuzia proszę. Pozwól mi spróbować.
-Masz trzy godziny- palnęłam.
-Ale nie będziesz negatywnie nastawiona od samego początku?- zapytał z nadzieją w głosie. 
-Zgoda- uśmiechnęłam się. Co ja robię? Zwariowałam kompletnie. Zatrzymaliśmy się niedaleko promenady i opuściliśmy samochód. Bartek objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w tylko jemu znanym kierunku. Szłam tak opleciona kurkowym ramieniem i 'oddychałam morzem'. Nie był to zbyt ciepły dzień, więc ani trochę nie przeszkadzało mi to, że byłam do niego przytulona. 
-Masz ochotę na watę?- zapytał uśmiechnięty Kurek. 
-Tak!- pisnęłam jak mała dziewczynka. Ten tylko zaśmiał się pod nosem zamówił największą, jaką idzie zrobić. Już po chwili siedzieliśmy na niewysokim murku śmiejąc się i wcinając cukrowy przysmak. Kiedy zjedliśmy całość zza chmur wychyliło się Słońce, które delikatnie świeciło nam prostow twarz. Zdjęłam z bartkowego nosa okulary i założyłam je sobie. 
-Co pani robi?- zapytał rozbawiony. 
-Od dawna mi się podobały- odparłam lekko i zaczęłam machać nogami jak mała dziewczynka, ponieważ moje stopy nie sięały do ziemi. 
-Fajnie wiedzieć- zaśmiał się siatkarz.- Idziemy dalej? Chcę ci pokazać pewne miejsce, na które ostatnio się natknąłem.
-Dobra, ale ja idę murkiem!- oznajmiłam zadowolona.
-Zwariowałaś? A jak spadniesz?
-Bez przesady- westchnęłam i zaczęłam iść. Bartek szedł obok murku i uważnie pilnował, co bym się z niego nie zrypała. Szliśmy tak wesoło rozmawiając. W pewnym momencie za bardzo zapatrzyłam się na morze i nie zauważyłam, że na murku jest podwyższenie, przez co się potknęłam. I już czułam, jak moja twarz spotyka się z rogiem murku, a następnie brukiem chodnika. Zamknęłam oczy i pisnęłam przerażona. Poczułam silne ręce, które złapały mnie w ostatniej chwili. Ze strachu o własne życie w moich oczach pojawiły się łzy. Bartek pomógł mi stanąć do pionu, a ja wtuliłam się w jego szerokoą klatkę piersiową i szepnęłam ciche:
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy- odpowiedział i objął mnie rękoma, jeszcze mocniej przyciągając do swojego torsu.- Nic ci się nie stało?- zapytał po chwili. 
-Nie, na szczęście nie- odparłam i odsunęłam się od niego. Przetarłam lekko załzawione oczy i oparłam się o nieszczęsny murek. 
-Jesteś pewna, że wszystko w porządku?- spytał z troską obejmując mnie ramieniem. 
-Tak, tak. Po prostu okropnie się przestraszyłam.
-Już spokojnie- powiedział i przyciągnął mnie do siebie bliżej. Po chwili, która w zasadzie nie wiem czy trwała dłużej czy krócej, delikatnie odsunęłam się od Kurka i cmoknęłam go w policzek. Na ustach siatkarza pojawił się delikatny, wesoły uśmiech.
-A za co to?- zapytał patrząc mi w oczy. 
-Za uratowanie życia- odparłam lekko i wstałam.- To nadal chcesz mi coś pokazać?
-No jasne, że tak. Wracasz na murek?
-Nie bawi mnie to- powiedziałam wbijając mu palec w tors.- Ała! Mój palec. Twardą masz tą klatę- dodałam z uznaniem. 
-Wiem przecież- zaśmiał się Bartek i wypiął dumnie pierś do przodu. 
-No, no. Już się tak nie chwal- odparłam i poklepałam go tym razem całą dłonią. 
-Dobra, dobra. Jak chcesz mnie podotykać wystarczyło powiedzieć- zaśmiał się i objął mnie ramieniem. 
-Załatwimy to w jakimś mniej zaludnionym miejscu- również się zaśmiałam, a kilka osób krzywo na nas spojrzało. 
-Bardzo chętnie- szepnął mi na ucho siatkarz, a ja poczułam ciarki na plecach. Nie dałam nic po sobie poznać i tylko delikatnie się uśmiechnęłam. Oparłam głowę na jego ramieniu i spojonym krokiem szliśmy w miejsce, które chciał mi pokazać.
-Pozwolisz, że odbiorę moją własność- powiedział i zdjął z mojego nosa okulary zakładając je sobie. 
-No ej! Ja swoich nie mam, bo mi się ostatnio połamały. To jest nie fair!- dodałam i zrobiłam załamaną minę.
-No nie narzekaj- zaśmiał się i mocniej mnie objął.- No Zuzia no.
-No co Zuzia? Nie ma Zuzia.
-A ty nie jesteś Zuzia?
-A weź- machnęłam na niego ręką. Po kilku minutach naprawdę wolnego marszu znaleśliśmy się w miejscu, gdzie nie było nikogo. Przed nami znajdowało się niewielkie jeziorko, będące zapewne kiedyś częścią morza. Wokół niego rosły niewielkie brzózki i topole. Ale największego uroku całemu miejscu nadawały rosnące dosłownie wszędzie stokrotki. Powoli szok na mojej twarzy zmieniał się z zauroczenie tym miejscem. Kurek pociągnął mnie na niewielką ławkę, której wcześniej nie zauważyłam. Niestety była ona nieco większa niż krzesło, więc poniekąd zmuszona byłam usadowić się na kolanach siatkarza. Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi i cicho powiedziałam:
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. 
-Dziękuję, że zgodziłaś się gdziekolwiek zabrać- odpowiedział i mocniej mnie do siebie przytulił.- Dlaczego?- zapytał nagle po kilku minutach ciszy. 
-Co dlaczego?- odpowiedziałam pytaniem, niekoniecznie wiedząc, co chodzi po kurkowej głowie. 
-Dlaczego tak ciężko jest się do ciebie zbliżyć? Każdego faceta, który walczy o coś więcej niż przyjaźń tak traktujesz, czy to ja mam jakieś specjalne względy?- westchnęłam słysząc jego słowa. 
-Po prost się boję- odpowiedziałam po dłuższej chwili milczenia.
-Boisz?- wydawał się zaskoczony. 
-Mój charakter jest dość specyficzny. Ciągła ironia, sarkazm, niezachwiana pewność siebie oraz wredota tak często zamieniająca się w chamstwo. Nie chcę, żeby ktoś mnie skrzywdził, więc jest granica. Niewielu ją przekroczyło. Ty doszedłeś jak narazie najdalej. 
-O czym to świadczy?- zadał kolejne pytanie, a w jego oczach widziałam czającą się nadzieję. 
-Jeżli ci zależy, ale tak naprawdę, to głupotą byłoby sobie teraz odpuścić- odpowiedziałam lekko i wstałam.- Wracamy? 
-Jasne- uśmiechnął się szeroko, po czym podszedł do mnie i mocno przytulił. Ufnie się w niego wtuliłam, a na moje usta wpłynął delikatny uśmiech.- Czy to moja zasługa?- zapytał Bartek wskazując palcem na moje usta.
-Jak najbardziej- odparłam patrząc mu w oczy. 
-W takim razie będę starał się wywoływać go częściej. 
-Na to liczę- zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną.- Bartek- westchnęłam po kilku minutach. 
-Mów do mnie.
-Nie mogłeś zaparkować bliżej?
-Spacery nad morzem są zdrowe- pouczył mnie.
-Ale mnie bolą nogi.
-No to wskakuj na barana- zaśmiał się. 
-Mówisz serio?- zapytałam zaskoczona.
-Pewnie. Gotowa?- kiwnęłam głową, a ten złapał mnie za uda i posadził na swoich barkach. Cały czas trzymał dłonie nad moimi kolanami, chcąc mnie ustrzec przed ewentualnym upadkiem. Pomimo tego, że uścisk siatkarza był dość pewny i  tak cały czas kurczowo trzymałam się jego nadgarstków. Jakieś dziesięć minut później byliśmy już na parkingu. Bartek odstawił mnie na ziemię. Stałam na krawężniku, a on przy nim, więc byłam nieco mniej niższa od niego. Uśmiechnęłam się szeroko, pocałowałam jego policzek i powiedziałam:
-Dziękuję. 
-Nie ma sprawy. Jeżeli zawsze będziesz mi tak dziękować, to mogę całe życie nosić cię na rękach- uśmiechnął się, złapał mnie za rękę i podeszliśmy do samochodu. SIatkarz otworzył mi drzwi, a kiedy usiadłam, zamknął je za mną. Po kilkunastu minutach Bartek zatrzymał się pod moim domem. 
-Bardzo dziękuję za miłe popołudnie- uśmiechnęłam się i pocałowałam jego policzek. Złapałam za klamkę i już miałam wychodzić, ale Bartek złapał mnie za rękę i zapytał:
-Mogę liczyć na powtórkę?
-Jak się postarasz- puściłam mu oczko i ruszyłam do domu.
Razem z Bartkiem jeszcze tylko przez krótką chwilę przyglądaliśmy się wygłupom nastolatków, po czym przytuleni wróciliśmy do domu jego rodziców i oddaliśmy się w ramiona Morfeusza.

******************
Witam!
Przepraszam, wiem, że miałam być wcześniej, ale niestety, wyszło jak wyszło. Praktycznie cały rozdział jest wspomnieniem Zuzi, dlatego mam nadzieję, że nie zarypałam się czasowo.
Buziaki, Dream <3
Next powinien pojawić się na początku przyszłego tygodnia ;)

niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział 23

-Jak ci idzie?- zapytał Bartek obejmując mnie w pasie. 
-Niekoniecznie już sięgam, ale boję się to przekazać tobie, bo znowu się zaplączesz- zaśmiałam się, a po chwili.... poczułam jak tracę grunt pod nogami. Pisnęłam zaskoczona i spojrzałam w dół, na głowę Bartka, który wziął mnie na swoje barki.
-Zwariowałeś?
-Oj, wieszaj lampki, nie narzekaj- powiedział i złapał mnie za uda, żebym nie spadła.
-Życie z tobą nigdy nie będzie nudne- zaśmiałam się.
-To dobrze?- zapytał, a ja w odpowiedzi pochyliłam się i szybko go pocałowałam.- To znaczy tak?
-Tak- odpowiedziałam i kontynuowałam wieszanie lampek. Po chwili w salonie pojawił się Kuba i zaczął podawać mi bombki. Kiedy skończyliśmy Bartek poszedł po nasze rzeczy do samochodu, a ja do kuchni pomóc pani Krysi.
-Co mam robić?- zapytałam szeroko się uśmiechając.
-Możesz zacząć lepić pierogi- powiedziała wskazując wycięte już kółka. Zabrałam się za przekazane mi zajęcie cicho nucąc pod nosem kolędę lecącą w radiu. - Jesteś szczęśliwa?- zapytała nagle, a ja podniosłam zaskoczona wzrok, ponieważ myślami byłam zupełnie gdzieś indziej.
-Skąd to pytanie?
-Chcę wiedzieć czy jesteś szczęśliwa z moim synem- uśmiechnęła się.
-Bardzo- odpowiedziałam.- Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego faceta- Nagle poczułam ręce, które oplotły mnie w pasie.
-Miło mi to słyszeć- powiedział Bartek i pocałował moją szyję.
-Mówię samą prawdę- uśmiechnęłam się. Ten odwrócił mnie przodem do siebie i namiętnie pocałował.
-Fuuuuu!- zaśmiał się Kuba wchodząc do kuchni.
-Sam niedługo będziesz robił podobnie- stwierdziłam, a Bartek jedynie pokazał mu język. Młodszy Kurek spłonął rumieńcem, a jego starszy brat rozbawiony stwierdził:
-Czyżbyś już to robił?
-Nie- odparł, a ja już wiedziałam.
-Nie umiesz kłamać, dokładnie jak twój brat.
-O wypraszam sobie! Umiem kłamać!- oburzył się Bartek.
-Nie- powiedziałam jednocześnie z jego mamą i zaczęłyśmy się śmiać.
Godzinę później wychodziłam z łazienki gotowa do wigilii. Miałam na sobie czerwoną sukienkę z 3/4 koronkowym rękawem i czarną wstążką w pasie. Włosy rozpuściłam i lekko pofalowałam. Na nogi założyłam wysokie, czarne szpilki. Zeszłam do salonu, w którym stał stół przygotowany na dzisiejszą kolację. Pomogłam pani Krysi przynieść wszystkie potrawy na stół wigilijny. Każdy stanął przy swoim miejscu, pan Adam wziął do ręki talerzyk z opłatkiem i zaczął:
-Bardzo cieszę się, że widzimy się w takim gronie. Kochani życzę Wam dużo szczęścia, radości i miłości oczywiście- mówiąc to spojrzał na mnie i Bartka, który złączył nasze dłonie. Wzięliśmy po jednym opłatku i zaczęliśmy się łamać. Najpierw odwróciłam się w stronę Bartka, uniosłam głowę patrząc mu prosto w oczy. Uśmiechnęłam widząc ich znajomy błękit.
-Kochanie wszystkiego, co najlepsze. Dużo szczęścia, radości, miłości ze mną oczywiście, cierpliwości dla mojej skromnej osoby. Żebyś już nigdy nie musiała płakać i cierpieć.
-Ja tobie życzę zdrówka przede wszystkim, bo ono jest najważniejsze ale również szczęścia, żeby cię ono nie opuszczało w żadnej z chwil. Dużo miłości i ciepełka- zakończyłam. Następnie połamałam się opłatkiem z resztą domowników. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy konsumować wspaniałe potrawy. Cały wieczór minął w spokojniej, ciepłej i rodzinnej atmosferze.
Grubo po godzinie 22 Kuba i rodzice Bartka poszli spać, a my siedzieliśmy w salonie.
-Idziemy na spacer?- zapytał nagle mój siatkarz.
-O tej godzinie? Zwariowałeś?- odpowiedziałam pytaniem patrząc mu prosto w oczy.
-No weeeeź. Idziemy- jęknął ciągnąc mnie za rękę.
-Zwariowałeś- zawyrokowałam.- Ja nie chcę nigdzie iść. Zimno jest, spać mi się chce i w ogóle- dodałam przy czym machnęłam ręką ukazując to "w ogóle".
-Mała no weź. Czemu nie? Przejdziemy się, zaczerpniemy świeżego powietrza. Jutro już stąd wyjeżdżamy, a ja nawet nie odwiedzę mojego boiska- westchnął. Niezadowolona podniosłam z wygodnej kanapy mój tyłek i ruszyłam do pokoju, który zajmujemy, aby przebrać się w coś cieplejszego, kiedy zdjęłam sukienkę i zaczęłam ubierać dresy, poczułam dłonie lądujące na moich biodrach i szept przy uchu:
-Wiesz co, może jednak zostaniemy- po czym usta mojego siatkarza wylądowały na mojej szyi i zaczęły ją delikatnie całować.
-Nie, nie, nie. Chciałeś spacer, to zapraszam- odparłam do końca się ubierając i wyszłam, ciągnąc Bartka za sobą. Ubraliśmy się ciepło i zabraliśmy komplet kluczy. Zamknęliśmy drzwi i wyszliśmy na odśnieżone podwórko. Bartek złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w nieznanym mi kierunku. No dobra, może znanym, ale po ciemku to ja kompletnie nie mam pojęcia, gdzie my jesteśmy. Szliśmy jakieś dziesięć minut trzymając się za ręce i luźno rozmawiając na wszystkie tematy, które wpadły nam do głowy.
-Skąd pomysł na spacer?- zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-A tak jakoś- wzruszył ramionami.
-Okej- westchnęłam.
-Chodź- zaśmiał się wesoło Bartek i pociągnął mnie w jakąś boczną ścieżkę.
-Gdzie idziemy?- zapytałam patrząc na niego zaciekawiona.
-Nie poznajesz tego miejsca?- odpowiedział pytaniem zdziwiony.
-Jak mam poznawać coś, czego nie widzę- odparłam wzruszając ramionami.
-To teraz się przyjrzyj- szepnął stając za moimi plecami i mocno mnie przytulając.  Spojrzałam na boisko do siatki, które było dokładnie odśnieżone i oświetlone. Stała na nim grupa nastolatków i odbijała piłkę wesoło się śmiejąc i rozmawiając. Wtedy uświadomiłam sobie, że jest to boisko, na którym Bartek stawiał swoje pierwsze kroki. Pokazał mi je, kiedy byłam z nim po raz pierwszy u jego rodziców.
-Zazdroszczę im- westchnęłam.
-Czego?- zapytał Bartek zaskoczony.
-Spójrz na nich. Są beztroscy, szczęśliwi a ich najczęstszym problemem jest zapewne to, aby znaleźć czas na spotkanie, bo mają pełno nauki. My też tacy byliśmy- odparłam ścierając z oka samotną łezkę.
-Hej, maleństwo- odwrócił mnie przodem do siebie i mocno przytulił gładząc dużą dłonią po plecach.- Czas leci. Jesteśmy już dorośli i mamy dużo więcej problemów.
-Ale zobacz. W Trójmieście mięliśmy tylu przyjaciół, mnóstwo wspaniałych chwil i wspomnień.
-Nasza pierwsza randka- uśmiechnął się uroczo, co zrobiłam również ja przypominając sobie tamtą sytuację.


*******************
No witam!
Jeżeli nie jesteś zagubionym wędrowcem, zapraszam do czytania.
Next koło środy/czwartku.
Dream <3

P.S. NASI JUNIORZY SĄ MISTRZAMI ŚWIATA!!!!
GRATULACJE PANOWIE <3